To jest py-szne. Przepis jest sprzed paru dni. Dziś kończymy drugą część filetu z indyka, zresztą tę, która została zamrożona z myślą o lodówkowych pustkach. Pierwsza część została zjedzona zaraz po upieczeniu. I pomiędzy jedną a drugą zupełnie nie ma różnicy, więc spokojnie możecie sobie ją zamrozić.
Jak to ostatnio bywa, gotowanie podporządkowałam nieco diecie My. Tak było również przy okazji domowej wędliny. Jedyne w sumie co może jeść z takich rzeczy to właśnie chude mięsiwo. I niby w sklepach jest jakiś tam wybór tego typu wędlin, ale często gęsto skład mają kiepski. Udało nam się w sumie kupić może dwukrotnie coś znośnego. My w sumie nie powinien jeść też wędzonych rzeczy, ale czasami przymykamy na to oko. Pilnujemy się głównie, żeby nie było tłuste i smażone. Nie jest więc niczym dziwnym, iż postanowiłam sama zrobić mięso na kanapki. Znając życie, wychodzi też taniej za kg, niż to sklepowe. Wiemy więc co jemy, doprawiamy sobie jak chcemy i ostatecznie trochę też zaoszczędzamy.
Tolka ochoczo je tytułowego indyka, ja też nie gardzę. Lubimy we dwójkę dodać sobie kapkę (lub dwie) majonezu do niego. Mi pasuje do tego jeszcze chrzan. O tak, chrzan i majonez do takich wędlin to jest to.
Zastanawiam się nad innymi przepisami tego typu. Nie wiem czy będzie mi się chciało bawić w jakieś rolady, ale na bank pokombinuję z przyprawami. Chociaż dla mnie połączenie rozmarynu, czosnku i papryki jest połączeniem idealnym. Myślę jeszcze nad ugotowaniem takiego filetu, może w mleku? Poszperam w przepisach, może znajdę coś godnego uwagi.
Jeżeli ktoś z Was wszedł na ten przepis ze względu na candidę, przeczytajcie tekst poniżej.
Parę słów jeszcze na temat diety. Będę musiała wklejać takie informacje prawie pod każdym przepisem, który podepnę sobie pod candidę, żeby mnie nikt nie zjadł.
Nie jestem lekarzem, nie jestem dietetykiem. Jestem żoną faceta, który jest w trakcie leczenia boreliozy. A przy tymże konkretnym leczeniu (ILADS) niezbędna jest właśnie dieta przeciwgrzybicza (która w naszym przypadku może potrwać choćby rok).
Ogólne założenie tej diety to rezygnacja z cukru (w tym słodkich owoców, miodu, itp.), mąki pszennej, drożdży, grzybów, alkoholu, czerwonego i tłustego mięsa, produktów zawierających ocet (poza octem jabłkowym, który jest dopuszczalny), sklepowych wędlin z kiepskim składem, itd.
Co można jeść? Jajka. Kiszonki (ogórki, kapusta, rzodkiewka), warzywa (zwłaszcza zielone), przeciwgrzybiczo działa cebula, czosnek (tych używam sporo), świeże zioła, kaszę jaglaną (jest bardzo wskazana) i gryczaną (najlepiej niepaloną), soczewicę, ciecierzycę, oleje tłoczone na zimno (oliwa z oliwek, olej rzepakowy, z wiesiołka, lniany, kokosowy), ryby, drób, pestki dyni, niektóre orzechy, sezam, makarony żytnie, orkiszowe (od czasu do czasu), brązowy ryż, mąkę żytnią. Wskazane jest używanie przypraw jak: curry, kurkuma, imbir. Z owoców można jeść grejpfruta, awokado. Czasem można pozwolić sobie na kwaśne jabłko lub niedojrzałe kiwi. Coraz częściej spotykam się także z informacją, iż granat także jest dopuszczalny.
Co z nabiałem? Z nabiału można jeść od czasu do czasu jogurty naturalne (najlepiej te zawierające bakterie lactobacillus acidophilus lub bifidobacterium infantis), chude twarogi i mozzarellę. Preferowane jest jednak raczej mleko owcze i kozie (można np. jeść fetę zrobioną na bazie tylko tych mlek, sery pleśniowe oczywiście są zabronione).
Ogólnie jemy produkty jak najmniej przetworzone.
Nie rezygnujemy z warzyw takich jak burak, pomidor, papryka. Na początku miałam co do nich wątpliwości, ale dietetyk powiedział, iż można. Oczywiście wszystko będziemy jeść z umiarem. Do naszego jadłospisu wjeżdżają także z powrotem suszone pomidory i passaty (o jak dooobrze), co do których też nie byłam pewna.
Ważne jest żeby czytać składy produktów i z automatu wyrzucać te, w których jest cukier, ocet, chemia i inne niewskazane badziewia lub po prostu zabronione składniki.
Jeżeli macie jednak jakieś wątpliwości odnośnie któregoś z moich przepisów, po prostu go pomińcie. Ja też je długo miałam i też omijałam niektóre przepisy znalezione w internecie. Na dodatek przez cały czas spotykam się ze sprzecznymi informacjami, o ile chodzi o dozwolone produkty. To dotyczy nabiału (niektórzy mówią, iż jest kategorycznie zabroniony, inni piją kefiry, zsiadłe mleka, jogurty), warzyw pokroju czerwona papryka, burak, pomidor, mąki orkiszowej, owoców, itp. I bądź tu mądry.
Ja inspiracje czerpię z książki „Leczenie dietą. Wygraj z candidą” Marka Zaręby, z bloga qchenne-inspiracje, sugeruję się także wytycznymi lekarza zakaźnika i przede wszystkim dietetyków.
Mam nadzieję, iż przepisy z kategorii candida będą dla Was inspiracją. Tylko inspiracją. Lub aż.
Składniki:
1 kg filetu z indyka
4 ząbki czosnku
1 łyżka suszonego rozmarynu
1 łyżeczka słodkiej mielonej papryki
2 łyżki oleju rzepakowego
sól
pieprz
Indyka solidnie doprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem, odstawiamy na 15 minut.
Ząbki czosnku obieram, rozdrabniamy i wrzucamy do miski. Dodajemy do niego rozmaryn (jeżeli macie ochotę, możecie go pokroić w mniejsze kawałki), paprykę i olej, mieszamy. Powstałą pastą smarujemy z wszystkich stron indyka, odstawiamy na 24 godziny do lodówki.
Po tym czasie filet wkładamy do foliowego rękawa do pieczenia.
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni. Wkładamy do niego indyka i pieczemy godzinę (ja indyka w folii wkładam do żaroodpornego naczynia, bez pokrywki). Po upieczeniu, wyjmujemy z piekarnika i odstawiamy do ostygnięcia. Mięso musi sobie odpocząć, nie krójcie go wcześniej, bo wszystkie soki z mięsa wypłyną, a przecież chodzi o to, żeby było soczyste.
Podobne przepisy:
Pieczony schab
Rolada z indyka faszerowana tapenadą
Rolada z indyka
Schab pieczony w mleku
Schab pieczony z morelami
Pieczona szynka
Schab pieczony w migdałowej skorupce