**Ostatni wagon**
Jadwiga powoli szła do supermarketu, obserwując, jak wszyscy wokół się spieszą, zwłaszcza mężczyźni w końcu jutro był Dzień Kobiet. Zawsze lubiła to święto, gdy mąż przynosił jej bukiet kwiatów i starali się je jakoś uczcić. Ale od kilku lat, po jego śmierci, żyła sama.
W wieku pięćdziesięciu ośmiu lat, widząc smutne doświadczenia znajomych, choćby nie pragnęła zaczynać życia z kimś nowym.
Wszyscy porządni mężczyźni dawno są żonaci. A z byle kim się wiązać to nie dla mnie. Nie chcę niepotrzebnych problemów. No cóż, bywa nudno, samotnie, ale dzieci i wnuki mnie odwiedzają mówiła przyjaciółce, siedząc czasem w kawiarni. Wiesz, Marysiu, już przyzwyczaiłam się do życia bez męża i nie chcę nic zmieniać.
Przyjaciółka była zamężna, a jej mąż był dla niej prawdziwym oparciem. Dlatego żal jej było Jadwigi dobra kobieta, a tak wcześnie została wdową.
Może jeszcze spotkasz kogoś próbowała dodać jej nadziei Marysia.
Och, daj spokój, Maryś, skąd wziąć porządnego mężczyznę? choćby nie chcę o tym mówić. Lepiej zmieńmy temat i tak gadały godzinami o dzieciach, wnukach i swoich sprawach.
Jadwiga naprawdę przyzwyczaiła się do samotności i nie chciała zmian. Zmęczył ją gwar i pośpiech, ale trzeba było iść po zakupy. Wieczór się zbliżał, wczesna wiosna, a z nieba sypał mokry śnieg. W południe wpadł syn, by złożyć życzenia.
Mamo, masz bukiet, jutro nie będę mógł przyjść, jedziemy z przyjaciółmi na działkę Może do nas dołączysz?
Dziękuję, synku, ale wolę zostać w domu, trochę mnie głowa boli, wiosna grzecznie odmówiła.
Zamyślona weszła do supermarketu, kupiła parę rzeczy i stanęła w długiej kolejce do kasy, obojętnie obserwując przedświąteczny zamęt. Bawiło ją, jak mężczyźni nagle wszyscy jak jeden rzucili się po tulipany i czekoladki.
Tylko jeden dzień w roku mają tyle zachodu, a my, kobiety, musimy się martwić codziennie pomyślała.
Jej uwagę przykuł przyjemny zapach perfum, który unosił się od mężczyzny stojącego przed nią z wózkiem pełnym zakupów. Wysoki, z siwiejącymi skroniami, wyglądał na zadbanego.
Pewnie jakiś przystojniak zastanawiała się, spoglądając na niego ukradkiem.
Wszystkie kasy były otwarte, ale wszędzie stały kolejki. Myśli wciąż wracały do nieznajomego ten zapach nie dawał jej spokoju.
Ubrany schludnie oceniła, obserwując go z boku. Pewnie czyjś mąż, tyle zakupów na raz.
Mężczyzna jedną ręką trzymał wózek, a w drugiej telefon, na który krótko odpowiadał:
Tak, kupiłem. Tak, to też. Tak, zaraz wracam.
Z żoną pewnie rozmawia pomyślała.
Gdy chciał schować telefon, wypadł mu z dłoni. Jadwiga błyskawicznie zareagowała, łapiąc go w ostatniej chwili, zanim uderzył o podłogę. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie i spojrzał na nią w taki sposób, iż poczuła iskrę.
No proszę, jeszcze tego mi brakowało pod sześćdziesiątkę przemknęło jej przez głowę.
Dziękuję bardzo powiedział, biorąc telefon z jej dłoni i uśmiechając się. Teraz jestem u pani w długu.
Nie ma sprawy odparła.
Właśnie jego kolej nadeszła, więc gwałtownie zapłacił i wyszedł z wózkiem, pewnie do samochodu.
No i tyle, po co się denerwowałam pomyślała Jadwiga, płacąc za zakupy.
Wyszła z supermarketu i niemal natknęła się na nieznajomego. Czekał na nią przed wejściem, w kapturze na głowie.
Marek przedstawił się.
Jadwiga odparła, znów czując lekkie drżenie.
Jestem bardzo wdzięczny, iż złapała pani mój telefon uśmiechnął się. Mam pytanie: czy mogłaby mi pani podać swój numer?
Jak zahipnotyzowana, podyktowała swój numer, też się uśmiechając. Marek podziękował, pożegnał się i odszedł w stronę samochodu. niedługo zniknął w wirze śnieżycy.
Co to było? myślała zdumiona. Wszystko stało się tak szybko, choćby numer podałam bez zastanowienia
Wróciła do domu, rozpakowała torby i przebrała się w wygodne ubranie. Wieczór zapadał, postanowiła przygotować sobie kolację i włączyć telewizor.
Akurat leciał jej ulubiony program, w którym zwykli ludzie opowiadali swoje historie i śpiewali z serca. Zawsze wzruszały ją te opowieści o ludzkich losach.
Telefon zadzwonił, gdy była w kuchni. Gdy w końcu odebrała, usłyszała znajomy baryton.
Dobry wieczór, to Marek. Mogę do pani przyjechać? zapytał.
Tak, oczywiście odpowiedziała automatycznie, potem zaskoczona własną śmiałością.
Dziękuję, tylko nie będę sam.
Dobrze odparła, zanim się rozłączył.
Ojej! Nie będzie sam Może z żoną?
Wyobraziła sobie jego żonę młodą, piękną, zadbaną. Tacy mężczyźni zawsze mają ładne partnerki.
Powinnam się przebrać pomyślała. Ale po co? I tak będę wyglądać jak szara myszka przy niej
Nie zdążyła choćby zdjąć wełnianych skarpet, gdy zadzwonił dzwonek. Otworzyła drzwi i niemal upadła, gdy na jej nogi wskoczył kudłaty pies.
Ooo, prawie mnie przewróciłeś! zawołała, patrząc na zwierzaka.
Niech się pani nie boi, to Burek. Mówiłem, iż nie będę sam.
Przed drzwiami stali oboje przyprószeni śniegiem Marek z bukietem czerwonych róż i merdający ogonem pies.
Myślałam, iż przyjdzie pan z żoną powiedziała.
Nie mam żony odparł z uśmiechem. Była, ale wyjechała z kimś młodym na Karaiby.
A komu pan tyle kupował?
Mojej mamie. Zawsze robię jej zakupy. Mieszka sama. Mam też siostrę opowiadał radośnie. Czasem i jej pomagam, bo zajmuje się wnukami. Takie życie.
Zaprosiła go do środka, czując się niezręcznie w domowym ubraniu.
Zaraz zrobię herbatę powiedziała