W Dąbrowicy na Podkarpaciu doszło do wydarzenia, które lokalni rolnicy określają mianem „bezprecedensowego”. W ciągu zaledwie kilku godzin z prywatnego pola zniknęło aż 150 ton ziemniaków – wszystko przez fałszywą plotkę, iż każdy może je zabrać za darmo. Straty właściciela szacowane są na 60 tysięcy złotych.
Do zdarzenia doszło w miniony weekend. Jak podaje Polsat News, wśród mieszkańców rozeszła się wieść, iż lokalny rolnik – zniechęcony niskimi cenami skupu – sam rozsypał ziemniaki i pozwolił je zabierać. Na pole natychmiast zjechały się dziesiątki osób, które zaczęły ładować worki i skrzynki.
– Pojechałem zobaczyć i zobaczyłem pełno ludzi, którzy rozbierają wszystko po kolei. Stało mnóstwo samochodów i ciągników – relacjonuje Tadeusz Łapka, sołtys wsi.
Właściciel pola, pan Piotr, był w szoku. – Mam nadzieję, iż społeczeństwo się opamięta i iż ten, kto rozpuścił ten fake news, poniesie odpowiedzialność. To była kradzież, nie rozdawnictwo – podkreśla. Część mieszkańców po poznaniu prawdy zaczęła zwracać zabrane worki, ale rolnik zapowiada, iż jeżeli reszta tego nie zrobi, sprawa trafi do prokuratury. – Worek to jedno, ale jak ktoś zabrał tonę traktorem, to już co innego – dodaje.
Symptom głębszego kryzysu na polskiej wsi
Incydent w Dąbrowicy stał się symbolem pogłębiających się problemów polskiego rolnictwa. Wielu producentów alarmuje, iż setki ton warzyw gniją w polach, bo zakłady przetwórcze wolą tańszy import z zagranicy.
Były premier Mateusz Morawiecki wykorzystał sytuację, by ostro skrytykować rząd Donalda Tuska. – Zamiast pomagać polskim rolnikom, rząd sprowadza tanie towary z zagranicy. Efekt? Kryzys, ubóstwo, upadek polskiej wsi – napisał na platformie X, dodając: – Ceny pszenicy są dziś na poziomie sprzed dwóch dekad, a trzoda chlewna osiągnęła najniższy poziom od lat 50.
Minister rolnictwa Stefan Krajewski przyznał, iż sytuacja jest trudna, ale to skutek wielu czynników – od zmian klimatycznych po zmiany w strukturze upraw. Zapowiedział, iż UOKiK i KOWR zbadają możliwe zmowy cenowe. Podkreślił też, iż Polska jako duży eksporter żywności musi działać ostrożnie, by pomoc państwa nie została uznana przez Brukselę za niedozwoloną.
– Działamy, ale musimy uważać, by nasze interwencje nie zaszkodziły polskim producentom na rynkach zagranicznych – zaznaczył minister.