Z życia wzięte. "Oddałam wszystko mężowi i dzieciom": Dziś nie mam już nic, choćby siebie

zycie.news 4 godzin temu

Nie skarżyłam się, nie prosiłam o nic. Zawsze powtarzałam sobie, iż jeszcze przyjdzie czas, żebym odpoczęła. Ale ten czas nigdy nie nadszedł.

Wstawałam pierwsza, kładłam się ostatnia. Dzieci — szkoła, lekcje, obiady, pranie, sprzątanie. Mąż — praca, kolacje, rachunki, jego potrzeby, jego humory. A ja? Ja byłam tylko tłem. Niewidocznym cieniem, który miał dbać, żeby wszystkim było dobrze.

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz ktoś zapytał: „A ty jak się czujesz?” Chyba nigdy. Bo w naszym domu nie było miejsca na moje zmęczenie. Kiedy bolały mnie ręce, słyszałam: „Usiądziesz później.” Kiedy chciało mi się płakać, mówiłam sobie: „Nie teraz, dzieci patrzą.” Kiedy marzyłam, iż może pojedziemy gdzieś razem, mąż machał ręką:


— Po co? Przecież masz dom, czego ci brakuje?

I wierzyłam. Przez lata wierzyłam, iż tak trzeba, iż taka jest rola żony i matki — być silną, nie narzekać, nie oczekiwać. Że wdzięczność przyjdzie sama. Że kiedyś usłyszę: „Dziękujemy, mamo, iż zawsze byłaś.”

Ale nie usłyszałam.

Dzieci dorosły, rozjechały się po świecie. Dzwonią od święta, przyjeżdżają na chwilę, zawsze w pośpiechu. Mąż siedzi przed telewizorem, jakby był z innego świata. A ja… ja siedzę w kuchni, przy stole, przy którym kiedyś wszyscy się śmiali, i słucham ciszy, która boli bardziej niż krzyk.

Czasem patrzę na swoje dłonie — spracowane, zniszczone, bez blasku. Myślę o tych wszystkich latach, które minęły między jednym praniem a drugim, między obiadem a kolacją. Myślę, iż całe życie byłam potrzebna, ale nigdy ważna.

Pamiętam, jak kiedyś koleżanka zapytała mnie:


— A ty, Haniu, czego chcesz od życia?


Nie umiałam odpowiedzieć. Bo nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Zawsze chciałam tylko, żeby innym było dobrze. A siebie zostawiłam gdzieś po drodze — w stercie prania, w zapachu zupy, w dźwięku odkurzacza.

Teraz mam sześćdziesiąt lat. Nie jestem już potrzebna. Nikt nie pyta, co ugotuję, nikt nie czeka z głodem w oczach. Dom jest czysty, cichy i pusty. I nagle czuję, iż całe moje życie przeszło obok mnie.

Czasem mąż mówi:


— Nie przesadzaj, przecież masz wszystko.


A ja wtedy uśmiecham się, żeby nie musiał widzieć, iż płaczę. Bo jak mu wytłumaczyć, iż wszystko to nie to samo, co cokolwiek? Że można mieć dach nad głową, a nie mieć już w sobie życia?

Zapłaciłam wysoką cenę za to, iż byłam „dobra”. Za to, iż nigdy nie powiedziałam „nie”. Za to, iż nauczyłam wszystkich wokół, iż mogę znieść wszystko. Bo kiedy raz pokażesz, iż jesteś silna — nikt nie pyta, ile cię to kosztuje.

Czasem siadam wieczorem w fotelu, zapalam lampkę i myślę:


„A co, gdybym mogła cofnąć czas?”


Nie wiem, czy coś bym zmieniła. Może tylko jedno — nie pozwoliłabym, żeby moje życie przeszło bez mojego udziału.

Idź do oryginalnego materiału