Usiadłszy przy stoliku zauważył samotnie siedzącą, młodą kobietę. Popijała sobie kawę i o czymś tam sobie rozmyślała. Długie czarne włosy, bez najmniejszej fali, jak u Azjatki. Tylko zamiast skośnych oczu, duże czarne szlachetne kamienie. Widać było, iż nie była w najlepszym nastroju, pełna refleksji, rozmyślając, co dalej? Zastanawiał się, jaki ma problem? Kiedy kelnerka podeszła do niego, zamówił lampkę koniaku, bo w tej chwili nie był zdolny nic przełknąć, oprócz alkoholu. W pewnym momencie, podniosła się z krzesła, podeszła do baru, zapłaciła i wyszła. A on z tym zachwytem został sam, nie miał pojęcia kim była, co ją gryzło, ale pierwszy raz w życiu i zarazem ostatni, poczuł dotyk tajemniczego piękna, w którym się zakochał, tak bardzo subtelnie, przypominając sobie twarz, tajemniczej nieznajomej, zawsze wtedy, kiedy waliło się jego teraz i musiał zaczynać od nowa.
Kiedy skończył studia, został w Krakowie i pisał artykuły do różnych czasopism kulturalnych. W miarę mu się wiodło, potem poznał Katarzynę, dwa lata młodszą, również jak on dobrze zapowiadającą się dziennikarkę. Po trzech latach chodzenia ze sobą zdecydowali się na małżeństwo. Niestety po roku, postanowili się rozejść. Oboje byli zbyt dużymi indywidualistami by stworzyć trwały związek. Wtedy znowu przypomniał sobie o tej tajemniczej nieznajomej. Zastanawiało go co teraz robi, czy powiodło jej się w życiu, ma kochającego męża, dzieci? Zdarzało się, iż czasem w myślach rozmawiał z nią, jak rozmawia się z kimś, do kogo czuje się pełne zaufanie. Najbardziej dokuczało mu poczucie braku głębszego sensu. Jego praca nie dawała mu się nudzić, pisał mnóstwo artykułów, przeprowadzał wywiady, ale czegoś najwyraźniej mu brakowało, chociaż sam nie wiedział czego.
Lata mijały, a on coraz bardziej utwierdzał się w tym, iż nie chce mieć kolejnej Katarzyny, rodziny i tym podobnych rzeczy. Poświęcał się pracy chociaż ludzie kultury przy bliższym poznaniu, coraz bardziej go denerwowali. Pisał felietony, zwykle pozytywne na temat jakiegoś literata, bądź malarza artysty, który uważa, iż niby wyznacza nowy trend. Z czasem zaczęło go to śmieszyć i pisał coraz bardziej ironiczne , no i się doigrał. Zeszyty Literackie i inne czasopisma kulturalne, nie chciały jego artykułów. Wiedział doskonale, iż tak to się skończy, ale nie potrafił już, pisać inaczej.
No i znowu uśmiechał się do tajemniczej nieznajomej, wiedział, iż jakoś sobie poradzi. Niestety, na jakiś czas musiał zrezygnować z dziennikarstwa w dziedzinie kultury. Zajął się polityką, ale tam było jeszcze gorzej. Za krytykowanie władzy, nie wsadzano już do więzienia, ale pracę można było stracić i mieć na sobie niewidzialne znamię, człowieka z którym mogą być problemy. W końcu przyszedł ten moment w którym stwierdził, iż nie warto walczyć z wiatrakami. Udało mu się znaleźć pracę w pewnym niszowym czasopiśmie literackim. Młodzi twórcy bardzo dobrze na niego podziałali, mieli duże braki warsztatowe, ale nadrabiali to ciekawą formą i świeżością nowomowy. Uwielbiał z nimi dyskutować, słuchać jak odbierają świat, co dla nich jest ważne, a czego nie cierpią. Kilku takich zbuntowanych poetów udało mu się wypromować, ale kiedy nastały rządy niby to patriotyczne i wrogo nastawione do inności, sprawiły, iż odcięto im wszelkie środki finansowe. Spotkania stały się tylko i wyłącznie towarzyskie. Po jednej takiej imprezie, wracając do domu, wszystko w nim zaczęło pulsować, w pewnym momencie przewrócił się na chodnik i gdyby nie ludzie idący za nim, zachowali się jak trzeba, byłoby po nim.
Lekki wylew, sprawił, iż kiepsko się ruszał, trochę wykrzywiło mu twarz i miał problemy z mową. W wieku sześćdziesięciu pięciu lat, wyglądał nieciekawie. Znowu przypomniał sobie o niej. Kobieta której nigdy nie poznał, widział tylko raz w życiu. Nigdy nie był w stanie napisać o niej wiersza, ani czegokolwiek innego. Nie raz próbował, ale wychodziły gnioty, czasem coś człowieka przerasta i nic się na to nie poradzi.
Jej obraz sprawiał, iż po każdej porażce stawał na nogi. W oczach wielu ludzi, człowiek, który nie założył rodziny, nie spłodził dzieci, jest nikim. Człowiek, nie spełniony zawodowo, szukający jakiegoś celu, o którym nie ma pojęcia. Przez większość życia funkcjonując na pograniczu depresji. Kim w jego oczach jest taki człowiek?
Leżąc na szpitalnym łóżku, poobijany życiem. Uświadomił sobie, iż jest coś ponad tym, jakaś wielka tajemnica, której nie można odkryć, ani zrozumieć. Nie ma złotego środka, od życia dostaje się po głowie, a potem się umiera. Nie trzeba skupiać się na siniakach, tylko na samej podróży , bo czasem można w niej dostrzec niejeden piękny widok. Jego miłość życia, być może teraz była babcią, cieszącą się widokiem wnucząt. Może dumną starszą panią, która nigdy nie zdecydowała się wyjść za mąż. Wybrała samotność, która jest tak bardzo charakterystyczna dla subtelnego piękna. Cokolwiek się z nią dzieje, jej obraz pozostanie z nim do końca. Wiecznie młoda, piękna, tajemnicza i nie mająca pojęcia, jaki wpływ miała na jego życie.
Statystyki: autor: Krokus — 04 lut 2025, 19:07