Dziś mój świat się zawalił, a ból po tym zdradzieckim ciosie wciąż rozrywa mi serce. Nasza jedyna córka, Kinga, w tajemnicy wyszła za mąż, a swojemu mężowi i jego rodzinie kłamała, iż jest sierotą. Ja i mój mąż żyjemy, jesteśmy zdrowi i nigdy nie daliśmy jej powodu, by potraktowała nas tak okrutnie.
Mój mąż, Marek, i ja jesteśmy zwykłymi pracownikami z małej wsi pod Białymstokiem. Pracuję jako pielęgniarka w miejscowej przychodni, on jest mechanikiem w tartaku. Nie nazwałby nas bogaczami, ale dla Kingi gotowi byliśmy przenosić góry. Była naszym jedynym dzieckiem, naszą dumą, i rozpieszczaliśmy ją, jak tylko mogliśmy, oddając wszystko, co mieliśmy.
Kinga od dziecka marzyła o życiu w wielkim mieście. Gdy jeździliśmy do rodziny do Lublina, błagała, by pozwolić jej tam zostać. Wydawało jej się, iż tylko tam znajdzie szczęście i sukces. Nie sprzeciwialiśmy się – chcieliśmy, by córka była zadowolona. Gdy przyszła pora na studia, Kinga oświadczyła, iż chce studiować w Warszawie. Jej oceny nie wystarczyły na uczelnię państwową, więc musieliśmy sprzedać dom po rodzicach, by opłacić jej naukę i wynajem mieszkania. Zrobiliśmy to dla jej marzeń, choć sami zostaliśmy na wsi, prowadząc gospodarstwo.
Kinga wyjechała podbijać stolicę, a my zostaliśmy w naszym domku. Przez pięć lat studiów odwiedzała nas tylko dwa razy. My jeździliśmy do niej, wożąc domowe przetwory, oszczędności, ale za każdym razem witała nas z chłodem. Jakby nas się wstydziła – naszych prostych ubrań, wiejskiego akcentu. Wynajmowała mieszkanie ze współlokatorami, a oni traktowali nas cieplej niż własna córka. Telefony od Kingi stawały się coraz rzadsze, więc postanowiliśmy dać jej swobodę. Myśleliśmy, iż jeżeli coś ważnego się wydarzy, sama nam powie.
O jej ślubie dowiedzieliśmy się jednak od obcych. Sąsiadka, której syn studiuje w Warszawie, zadzwoniła i powiedziała, iż widziała Kingę w sukni ślubnej. Nie mogliśmy uwierzyć. Liczyliśmy, iż to pomyłka, iż ktoś się z nas naśmiewa. Ale prawda okazała się gorzka. Jak córka mogła nam to zrobić? Zadzwoniłam do niej, tłumiąc łzy, i zażądałam wyjaśnień. Kinga choćby się nie wypierała. Lodowatym głosem opowiedziała o swoim mężu, a potem dodała: *„Nie zamierzam was przedstawiać.”*
Zrobiło mi się słabo. *„Dlaczego?”* – wyszeptałam. Jej odpowiedź przeszyła mnie jak nóż: *„Jego rodzice to bogaci, wykształceni ludzie, a wy… Nie pasujecie do nich. Powiedziałam, iż jestem sierotą, iż nie mam rodziców. I nie ważcie się mnie winić! Nie mogłam przyznać się, iż mój ojciec naprawia ciągniki, a matka robi zastrzyki świniom. I tak już mnie zawstydzaliście, przyjeżdżając na uczelnię ze słoikami ogórków. Dość!”*
Marek, usłyszawszy to, w milczeniu wyciągnął ze swojej kieszeni stare zdjęcie Kingi, ścisnął je w dłoni i wyszedł na ganek. Widziałam, jak drżą mu ramiona, jak sięga po papierosa, choć rzucił palenie dziesięć lat temu. A ja… Do dziś nie mogę dojść do siebie. Codziennie łykam tabletki uspokajające, ale ból nie mija. Za co? Czym zasłużyliśmy sobie na takie potraktowanie przez własne dziecko?
Daliśmy jej wszystko: miłość, pieniądze, marzenia. A ona wyrzekła się nas, jakbyśmy byli plamą na jej nowym, „miejskim” życiu. Jak żyć dalej, wiedząc, iż własna córka się nas wstydzi? Co wy byście zrobili na naszym miejscu? Jak przetrwać taką zdradę?