On nazwał mnie zwykłą fryzjerką przed swoimi przyjaciółmi. Sprawiłam, iż poczuł się poniżony.

twojacena.pl 2 tygodni temu

Nazwał mnie zwykłą fryzjerką przed swoimi przyjaciółmi. Sprawiłam, iż w końcu poczuł, jak to jest być upokorzonym.

Mając siedemnaście lat, gwałtownie zrozumiałam, iż mogę liczyć tylko na siebie. Tata wyjechał za granicę, gdy mama ciężko zachorowała. Jako najstarsza, wzięłam wszystko na swoje barki. Zatrudniłam się jako pomocnica w pobliskim salonie. Myłam włosy, zamiatałam podłogi, przynosiłam kawę. Nic szczególnego, a jednak z czasem stało się to moim życiem.

Rosłam, a wraz ze mną rosły moje umiejętności. Uczyłam się od najlepszych, wkładałam w pracę całe serce i po kilku latach miałam już solidną klientelę – kobiety z pozycją, biznesmenki, aktorki, żony polityków. Zostałam tą, do której rezerwowały terminy z dwutygodniowym wyprzedzeniem.

A potem pojawił się on – **Tomasz**. Poznaliśmy się na festiwalu jazzowym w Krakowie. On – absolwent prawa z Cambridge, ja – dziewczyna z przedmieść, która wspina się od zera. Wydawało się, iż dzieli nas świat, ale między nami zaiskrzyło. Na początku nie zauważałam, jak pobłażliwie kiwa głową, gdy mówię o swojej pracy. Jak uśmiecha się pod nosem, gdy ktoś pyta, czym się zajmuję. Ale wszystko zaczęło się psuć po zaręczynach.

Tomek coraz częściej rzucał uwagi w stylu *„no przecież jesteś tylko fryzjerką, kochanie”*, *„to nie są tematy dla ciebie”*. Nie mówił tego z wyrzutem. Wręcz przeciwnie – jakby żartował. Tylko te żarty ściskały mi gardło. W towarzystwie unikał tematu mojej pracy, jakby się mnie wstydził.

Kulminacja nastąpiła podczas kolacji z jego przyjaciółmi. Całe towarzystwo – ludzie z „elity”, prawnicy, wykładowcy, bankierzy. Siedziałam cicho, słuchając ich rozmów o nowych ustawach i międzynarodowych umowach. W pewnym momencie ktoś zwrócił się do mnie, a zanim zdążyłam otworzyć usta, Tomasz przerwał:

*„Nie męczcie jej takimi tematami. Przecież to tylko fryzjerka. Prawda, skarbie?”*

Zamarłam. Chciałam zapaść się pod ziemię. Wtedy coś we mnie pękło.

Następnego dnia, nie mówiąc mu ani słowa, zabrałam się do roboty.

Tydzień później zaprosiłam Tomka na „małe spotkanie z przyjaciółkami” – niby chciałam go z nimi poznać. Oczywiście się zgodził. Ale nie miał pojęcia, kto tam będzie.

Tego wieczoru w moim mieszkaniu zebrały się moje klientki: dyrektor stacji telewizyjnej, właścicielka sieci butików, znana aktorka i – uwaga – jego szefowa, pani Kowalska. Nie poznał jej od razu, ale gdy zrozumiał – zbladł. Z każdą opowieścią o mojej pracy, z każdym szczerym podziękowaniem, które słyszał z ich ust, jego twarz kamieniała. Pierwszy raz usłyszał, iż nie tylko strzygę i układam włosy, ale także przywracam pewność siebie, dodaję odwagi i inspiruję.

Gdy podszedł do Kowalskiej i zaczął się przedstawiać, spojrzała na niego ze zdziwieniem:

*„A, więc to pan jest narzeczonym Ani? Ileż razy ratowała mnie przed ważnymi wystąpieniami. Prawdziwa mistrzyni.”*

Nie wytrzymałam. Podeszłam i dodałam:

*„Tak, to Tomek. Nie przepada za polityką, ale tematy fryzjerskie – to jego specjalność.”*

Tomasz wciągnął mnie do kuchni:

*„Żartujesz sobie ze mnie?!”* – warknął. *„To upokarzające!”*

*„Dokładnie tak czułam się wtedy przy stole z twoimi przyjaciółmi, gdy postanowiłeś wystawić mnie na pośmiewisko. To nie zemsta. To lustro, Tomaszu.”*

Milczał.

Kilka dni później zadzwonił. Przeprosił. Powiedział, iż zrozumiał. Chciał zacząć od nowa.

Ale moja decyzja była już podjęta.

Oddałam mu pierścionek. Nie dlatego, iż nie kochałam. Tylko dlatego, iż zrozumiałam – nie mogę być z kimś, kto się mnie wstydzi.

Nie jestem zwykłą fryzjerką. Jestem kobietą, która przetrwała. I zasługuję na szacunek.

A on… może kiedyś zrozumie, kogo stracił.

Idź do oryginalnego materiału