Odwiedziłam syna z domowym jedzeniem o siódmej rano, a on zamknął przede mną drzwi. Jestem pewna – to wina jego żony.

newskey24.com 5 dni temu

Przyszłam do syna z domowym jedzeniem o siódmej rano, a on zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Jestem pewna, iż to wszystko przez jego żonę.

Nasze życie z mężem zawsze kręciło się wokół jednej osoby – naszego syna. Doczekaliśmy się dziecka późno i od pierwszego dnia przysięgliśmy sobie, iż nigdy nie poczuje się tak, jak ja w dzieciństwie. Wychowywałam się bez ojca, a mama była zimna i obojętna. Nie znałam macierzyńskiej czułości, więc przysięgłam, iż moje dziecko nie zazna bólu, który ja przeżyłam.

Kacper stał się naszym światem. Pracowaliśmy bez urlopów, bez wolnych, zapominając o sobie – wszystko dla niego. Gdy chodził do szkoły, wzięliśmy kredyt, żeby kupić mu mieszkanie w sąsiednim bloku. To były ciężkie lata, dziesięć lat spłat. Ale daliśmy radę. I gdy brali ślub, miał już swoje własne cztery kąty.

Nigdy nie zapomnę, jak na weselu uroczyście wręczyłam mu klucze do tego mieszkania. Jego narzeczona, Kinga, i jej mama omal nie rozpłakały się. Teściowa ciągle powtarzała, iż „dla swojej córki zrobi wszystko”, ale w końcu ani posagu, ani pomocy – wszystko wyszło od nas.

Pomagaliśmy dalej, jak tylko mogliśmy. Kto, jak nie rodzice, wesprze młodą rodzinę? Z euforią gotowałam im, sprzątałam, nosiłam zakupy, czasem choćby pomagałam kupić coś do domu. Kinga dzwoniła i pytała, gdzie leżą jakieś garnki – przecież to nie ona je kupowała i układała. Robiłam to wszystko od serca, nie oczekując niczego w zamian. Tylko zwykłego „dzięki”.

Ale jak się okazało, wdzięczność zostawili w innym życiu. Zamiast niej – irytacja, niezadowolenie, chłód. A wczoraj zrozumiałam: w tym domu już mnie nie chcą.

Dzień zaczął się jak zwykle. Do pracy muszę być na ósmą, więc już o siódmej stałam pod drzwiami syna. Przyniosłam gulasz, świeży, pachnący. I nowe zasłony, żeby pasowały do serwisów i obrusów, które kupiłam im w zeszłym tygodniu. Chciałam zrobić niespodziankę. Otworzyłam torbę, sięgnęłam po klucz… Ale nie pasował. Zamki zmienili. Bez słowa.

Stałam zdezorientowana. Jak intruz. Zapukałam. Drzwi otworzył Kacper. Stoję z uśmiechem, podaję pojemnik, mówię o zasłonach, jak idealnie będą pasować… A on choćby nie słucha. Stoi ze skrzyżowanymi rękami, z kamienną twarzą.

— Mamo – powiedział sucho – ale ty serio? Jest siódma rano. Wpoczasz się do nas o świcie i mam ci dziękować? To nienormalne. jeżeli to się powtórzy – wyprowadzimy się. I nie powiemy ci, dokąd.

Zatrzasnął drzwi prosto przed moim nosem. Nie wziął jedzenia, nie wziął zasłon. Zostałam tam, jak ogłuszona. Musiałam obudzić sąsiadkę i poprosić, żeby przekazała dzieciakom, iż zostawiłam jedzenie u niej.

Jechałam do pracy z gulą w gardle. Trzęsłam się. Jak można tak postąpić? Wyrzuciłam swoją młodość dla syna. Nie żyłam dla siebie. Pomagałam, jak mogłam. Angażowałam się w ich życie, bo myślałam, iż to jest miłość. Że przez cały czas mnie potrzebują. A okazało się, iż tylko im przeszkadzam. Że jestem niechciana.

Dzisiaj wszyscy mówią, iż rodzice nic nie powinni. Ale my z mężem nie tacy. Zrobiliśmy wszystko. I więcej. A teraz – „mamo, nie wtrącaj się”. choćby dziękować nie potrafią. Tylko grożą: „wyprowadzimy się”.

A przecież Kacper nigdy nie był taki. To ona – Kinga. To ona kazała wymienić zamki. To ona mu wmówiła, iż matka to problem. Że troska i pomoc to kontrola i wtrącanie się. Ale czy to sprawiedliwe?

Czasem myślę: może rzeczywiście to moja wina? Może powinnam się odsunąć? Ale jak nie pomagać? Jak się odwrócić, skoro wiesz, iż możesz im ułatwić życie? Czy nie po to są rodzice?

Teraz tak siedzę i myślę: co dalej? Mój syn, ten sam Kacper, dla którego żyłam – odtrącił mnie. I to przez obcą kobietę, która uznała, iż tylko przeszkadzam.

A najgorsze, iż choćby nie zrozumiał, jak bardzo mnie zranił.

Idź do oryginalnego materiału