Odszedłeś, by ona mogła się urodzić

twojacena.pl 1 dzień temu

Zanotowane 25 maja

Zawsze wierzyłem, iż Jadzia ma w sobie coś wyjątkowego. Dziś zrozumiałem to jeszcze lepiej.

Jadwiga nakryła do stołu, postawiła na kuchence żurek, upiekły się właśnie pierogi z mięsem i kapustą – od dziecka była przekonana, iż miłość mężczyzny zdobywa się przez żołądek. Starała się, wierzyła, miała nadzieję. Pięć lat małżeństwa – bez efektu. Ani śladu dziecięcego śmiechu, ani nocnych pobudek do kołyski. Lekarze wzruszali ramionami: „Jest szansa”, a mój brat Wojtek tylko machał ręką na badania. Z każdym miesiącem stawał się bardziej drażliwy, zimny, wybuchowy. A teściowa nie omieszkała przypominać:

„Nie dasz mi wnuków, bo nie potrafisz” – krzyczała Zofia. „Mój syn jest zdrowy, to ty musiałaś się w młodości szwendać!”

Jadzia płakała po nocach. Obeszła dziesiątki specjalistów, przeszła zabiegi, oddała litry krwi. Wszystko na próżno bez Wojtka. A on nie widział potrzeby, by ją wspierać – wychodził, trzaskając drzwiami, i krzyczał, iż łączy ich tylko kredyt na mieszkanie.

Mimo to nie traciła nadziei.

…Tamtego wieczoru, jak zawsze, czekała na niego z kolacją. W powietrzu unosił się zapach domowego obiadu, ale zamiast powitania usłyszała:

„Co za burdel w kuchni?” – warknął Wojtek, wskazując na stos naczyń.

„Gotowałam…” – zaczęła, ale przerwał jej ostrym gestem.

„Nie ważne. Usiądź. Muszę ci coś powiedzieć.”

Jej serce zamarło.

„To wszystko…” – rozejrzał się po kuchni. „To, co między nami… nie ma sensu. Spotykam się z kimś innym. Kochamy się. Składam pozew o rozwód.”

Zdrętwiała. Przed chwilą na stole stygły pierogi, a teraz jej świat walił się w gruzy.

„A nasze plany? Marzenia?” – wyszeptała.

„Mam już inne. przez cały czas chcę dzieci. Tylko z inną kobietą.”

Wyszedł. Na zawsze.

Potem był koszmar: sądy, podział majątku, pretensje, upokorzenia. Zofia domagała się mieszkania – w końcu jej „złoty syn” nie doczekał się potomka. Nikt nie współczuł Jadzi. choćby matka nie potrafiła jej pocieszyć.

„Jesteś jeszcze młoda” – powtarzała Wanda. „To dopiero początek.”

„Nie chcę już miłości, ani mężczyzn” – łkała Jadwiga. „Jestem złamana.”

Ale Wanda nie odpuszczała. Chodziła z córką po lekarzach, wyciągała ją z depresji, przekonywała, iż nie może się poddawać.

W końcu Jadzia ustąpiła – tylko dla matki. Znów badania, terapie, praca, sporadyczne spotkania z przyjaciółkami. Starała się nie wracać myślami do przeszłości, żyła jakoś dalej. Była pewna, iż jej serce na zawsze zamknięte jest dla miłości.

Aż pojawił się Marek.

„Nie pytam o przeszłość” – powiedział. „Chcę z tobą budować przyszłość.”

„Ale mogę nie dać ci dziecka” – wyznała.

„Więc weźmiemy kota. Albo psa, jeżeli zechcesz. Najważniejsze, iż jesteś ty.”

Zamieszkali razem. Po pół roku wzięli ślub. Kupili mieszkanie na kredyt, adoptowali dachowca. Jadzia po latach znów się śmiała. Uczyła się na nowo być szczęśliwa – i jej to wychodziło.

Minęło pięć lat. Urodzili się im Antoś i Hania. Jadwiga czasem jeszcze sama nie wierzy, iż to możliwe. Kocha i jest kochana. Żyje spokojnie, otoczona troską. I unika wspomnień.

Aż pewnego dnia w sklepie natknęła się na Zofię.

„Nieźle wyglądasz” – prychnęła. „Nowego bogacza znalazłaś?”

„Po prostu jestem szczęśliwa” – odparła spokojnie. „A pani jak?”

„Męczę się z Wojtkiem” – westchnęła. „Trzecia już żona. Wciąż nie ta. Okazuje się, iż to ty byłaś najlepsza.”

Jadzia uśmiechnęła się, ale nic nie odpowiedziała. Nie chciała cieszyć się cudzym nieszczęściem.

„A dzieci masz?” – nie wytrzymała Zofia.

„Nie jesteśmy na tyle blisko, by o tym rozmawiać” – zakończyła grzecznie.

„Wojtek wciąż nie ma potomka… Może byście spróbowali jeszcze raz?” – krzyknęła za nią.

„Nie, dziękuję” – rzuciła przez ramię.

Dopiero gdy skręciła za róg, Jadzia po raz pierwszy naprawdę zrozumiała: to, co się stało, nie było bez sensu. Odszedł ten, który nie powinien był zostać. By w jej życiu mógł pojawić się ten, który na nią czekał.

A razem z nim – ci, dla których teraz żyje.

Dzisiaj wiem: czasem największe rozczarowania prowadzą nas tam, gdzie powinniśmy być. I za to jestem wdzięczny losowi.

Idź do oryginalnego materiału