Odszedł do kochanki, a po 12 latach wrócił i powiedział tylko kilka słów…

newskey24.com 4 dni temu

Zniknął, zostawiając mnie dla kochanki. Po dwunastu latach wrócił i wypowiedział zaledwie kilka słów…

Z Tomaszem pobraliśmy się zaraz po studiach. Wydawało się, iż nic nas nie pokona: młodość, marzenia, wspólne plany i miłość, która wtedy wydawała się wieczna. Urodziłam mu dwóch synów — Kamila i Dominika. Teraz są dorośli, każdy ma swoją rodzinę, dzieci, obowiązki. Ale gdy byli mali, żyłam tylko dla nich. Dla rodziny, która pękała w szwach, choć uparcie udawałam, iż tego nie widzę.

Tomasz zaczął się zmieniać już wtedy. Najpierw niewinne flirtowanie, długie spojrzenia w stronę młodych ekspedientek i przypadkowych przechodniów. Potem telefon, który zaczął zabierać do łazienki i wyłączać na noc. Wszystko rozumiałam, ale milczałam. Powtarzałam sobie, iż trzeba znosić dla dobra dzieci. Że każdy mężczyzna może się potknąć. Że to minie.

Ale nie minęło.

Gdy synowie dorastali i rozlecieli się w świat, dom opustoszał. Wtedy stało się jasne — między mną a Tomaszem nie zostało nic poza wspomnieniami. Nie mogłam już oszukiwać siebie, iż wszystko to dla rodziny. Gdy w jego życiu pojawiła się nowa kobieta — młodsza, błyszcząca, wolniejsza — po prostu spakował rzeczy i wyszedł. Bez krzyków, bez tłumaczeń. Po prostu zatrzasnęły się drzwi. I nastała cisza.

Nie zatrzymywałam go. Usiadłam w kuchni i długo patrzyłam na wystygłą herbatę. Życie podzieliło się na „przed” i „po”. W „przed” było 28 lat małżeństwa, wyjazdy nad Bałtyk, noce w pokoju chorego dziecka, remont kuchni i sprzeczki o pilot. W „po” — pustka.

Przyzwyczaiłam się. Nauczyłam żyć sama. Żyłam spokojnie — bez pretensji, bez awantur, bez strachu, iż w telefonie męża pojawią się czyjeś obce usta. Czasem tęskniłam. Czasem przypominałam sobie, jak pił poranną kawę i irytował się, iż kupiłam „nie tę” śmietanę. Ale coraz częściej było mi dobrze. Teraz, choć samotne, było lżejsze niż przeszłość, w której zawsze byłam „nie dość”.

Tomasz zniknął z mojego życia zupełnie. Nie dzwonił, nie pisał. Pojawiał się tylko w rozmowach z synami. Odwiedzali go, ale ze mną prawie o tym nie rozmawiali. Jak dwie równoległe linie żyliśmy w tym samym mieście i ani razu się nie spotkaliśmy. Dwanaście lat.

A potem przyszedł.

Był zwykły wieczór. Szykowałam kolację. Nagle — dzwonek do drzwi. Otworzyłam… i ledwo rozpoznałam człowieka przed sobą. Tomasz wyglądał, jakby ktoś go podmienił — przygarbione ramiona, matowe spojrzenie, obca niepewność w postawie. Postarzał się. Posiwiał. Schudł. Stał na progu w milczeniu, jakby sam nie wiedział, po co przyszedł.

— Mogę wejść? — w końcu powiedział. Głos miał ten sam. Tyle iż brzmiał w nim taki ból, iż zadrżały mi palce na klamce.

Wpuściłam go. Milczeliśmy. Rozmowa nie kleiła się. Słów było za dużo — i żadne nie pasowało. Nalałam herbatę. Kręcił filiżankę w dłoniach. W końcu westchnął:

— Nie mam już domu. Ta kobieta… Nie zeszliśmy się. Wyszedłem. Teraz mieszkam byle gdzie. Zdrowie szwankuje. Wszystko jakoś poszło nie tak…

Słuchałam. I nie wiedziałam, jak zareagować.

— Przepraszam — dodał cicho. — Wtedy popełniłem błąd. Byłaś jedyna. Zrozumiałem to za późno. Może powinniśmy spróbować jeszcze raz? Choćby podjąć próbę…

W piersi ścisnęło. Przede mną siedział człowiek, z którym przeżyłam pół życia. Ojciec moich synów. Pierwszy i, w gruncie rzeczy, jedyny mężczyzna w moim życiu. Kiedyś marzyliśmy o domku nad morzem, kłóciliśmy się o tapetę w salonie, przetrwaliśmy kredyt i maturę Kamila.

Ale on milczał dwanaście lat. Nie życzył mi urodzin. Nie pytał, jak się czuję. A teraz wrócił — bo nie miał już dokąd pójść. Bo był sam.

Nie odpowiedziałam mu od razu. Tylko cicho powiedziałam:

— Muszę pomyśleć.

Od tamtej pory minęło kilka dni. Nie przyszedł więcej, nie zadzwonił. A ja — myślę. Ważę. Przewracam wspomnienia. Słucham serca. Jest złamane, ale bije. I milczy.

Nie wiem, czy mu wybaczę. Nie wiem, czy warto — to wszystko zaczynać od nowa. Ale wiem jedno: miłość to nie zawsze lekarstwo. Czasem to blizna. I zanim otworzy się stare drzwi, trzeba być pewnym, iż za nimi nie czeka ten sam ból, od którego kiedyś się uciekło.

Idź do oryginalnego materiału