Odkrywczy wieczór otwierający oczy na całą prawdę

twojacena.pl 3 dni temu

**”Nic nie zdążasz!”: jeden wieczór otworzył Marii oczy na całą prawdę**

— Dziś wieczorem idziemy do Darka i Oli — oznajmił Krzysztof podczas kolacji, choćby nie patrząc na żonę. — Zaprosili nas.

— Może upiekę sernik? Albo makowiec? Nie wypada iść z pustymi rękami — zaproponowała Marysia.

— Nie ma potrzeby. Ola gotuje świetnie — machnął ręką mąż. — Wystarczy wino i owoce.

Marysia skinęła głową, ale w środku gotowała się ze złości. Owszem, nie była mistrzynią kuchni, czasu też miała mało — mały syn, cały dom na jej głowie. Ale przecież stara się, gotuje, sprząta. Tylko iż nikt tego nie widzi.

Olę widziała raz, na firmowym spotkaniu, i to tylko przelotnie. A teraz — iść do nich jak na komendę, jeszcze z aluzjami, iż cudze żony są lepsze.

W sobotni wieczór Marysia ubrała się elegancko, uczesała włosy — w końcu miło wyjść między ludzi. Zostawili syna u babci i pojechali.

Mieszkanie Oli i Darka było rzeczywiście nienaganne. Wszędzie czystość, przytulnie, pachniało pieczonym kurczakiem i świeżym ciastem. Marysia rozglądała się ukradkiem — oni też mieli dziecko, a jednak ani jednej zabawki, ani okruszka na podłodze. A Ola wyglądała, jakby wróciła prosto z salonu.

— U was tak przyjemnie! — powiedziała Marysia uprzejmie.

— I czysto — wtrącił Krzysztof. — Nie jak u nas. Marysiu, może się czegoś nauczysz?

Wszyscy się zaśmiali, tylko nie ona. Ugodziło ją to w serce. Zmusiła się do uśmiechu, ale w środku czuła palący wstyd. Chciała wyjść od razu, ale grzeczność nie pozwalała.

Przy stole rozmowa toczyła się gładko, aż Krzysztof zaczął zachwycać się Olą: gotuje doskonale, zawsze wygląda perfekcyjnie, a choćby koszule prasuje jak zawodowiec.

— To dopiero żona! — wykrzyknął. — Żebym ja taką miał!

— A ja? — nie wytrzymała Marysia.

— No co ty, ty też jesteś w porządku… tylko Ola to wzór. Nie bierz tego do siebie.

Marysia wstała i poszła do łazienki. Zamknęła drzwi i rozpłakała się. Porównywał ją. Upokarzał. A ona — dawała mu wszystko.

Wróciła do stołu, udając, iż wszystko gra.

Wtedy odezwała się sama Ola.

— Krzysiek, skoro tak podziwiasz, jak wyglądam, to może weź przykład z Darka. On zajmuje się synkiem, gdy ja jestem na siłowni, u kosmetyczki czy na zakupach. A ty zostawiasz Marysię samą i jeszcze narzekasz?

Krzysztof się zmieszał, ale próbował żartować:

— No… nie każdy może być ideałem.

— Marysia też byłaby ideałem, gdyby nie ciągnęła wszystkiego sama — nie odpuszczała Ola. — Może gdybyś choć czasem pomógł, mielibyście porządek, a ona miałaby siłę na siebie.

— Co to, napad na mnie? — warknął Krzysztof. — Zwykły komplement!

— Nie, upokorzyłeś żonę. Od dawna. A zachwyty nad Olą to nie powód, by Marysię ośmieszać — ostro powiedział Darek. — choćby nie zrozumiałeś, jak jej ciężko to słuchać.

— Marysia, powiedz coś! — zwrócił się do niej Krzysztof. — Wytłumacz im, iż wszystko jest w porządku.

Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się, ale w jej oczach była pustka.

— Nie, Krzysiu. Nic nie jest w porządku. Upokarzasz mnie. Regularnie. Mam dość.

— Więc teraz ty przeciwko mnie?! — syknął. — Wychodzimy. Kompromitacja.

— Jak coś, zadzwoń — szepnęła Ola, gdy Marysia się żegnała.

W taksówce Krzysztof wybuchnął. W domu kontynuował. Oskarżał: „Oni cię podpuszczają! U nas wszystko było dobrze!”.

Ale Marysia nie krzyczała. Nie tłumaczyła się. Cicho szykowała się do jutra — do chwili, gdy złoży pozew o rozwód.

Miesiąc później już pracowała. Syn poszedł do przedszkola. Wreszcie odetchnęła. Zrobiło się lżej. Nikt nie porównuje. Nikt nie wyrzuca. I już nie boi się ciszy w domu. Cisza to nie pustka — to wolność.

Idź do oryginalnego materiału