Wykopany dziadek: jak wnuczek przywrócił babci euforia życia
Liliana i Krzysztof wybrali się z synem Wojtkiem do wsi – odwiedzić mamę Liliany i zostawić chłopca u babci na wakacje. Po drodze zrobili zakupy: kiełbasa, uwielbiany przez mamę sernik – wszystko, co lubi. Ale Krystyna Janówna przywitała ich bez entuzjazmu. Na stole tylko herbata, żadnych smakołyków. Choć lodówkę zapchali po brzegi, prawie nic nie tknęła. Wyglądała na zmęczoną – od razu położyła się na kanapie.
Na dworze kapało – śnieg topniął w słonecznym świetle. Wiosna. Liliana stała przy oknie i mrużyła oczy od jasnego blasku. „Ale pięknie!” – pomyślała, wspominając ojca, który odszedł dwa lata temu. Zawsze witał wiosnę z radością: „No i przeżyliśmy zimę!” Jego pogoda ducha, żarty, uściski… A mama – surowa, ale pełna życia, potrafiła się uśmiechać przez narzekanie. Naprawdę się kochali. Teraz Krystyna jakby zgasła. Po śmierci męża – zupełnie się pogubiła.
Zadzwoniła siostra Bronisława. Głos miał pełen niepokoju:
– Liliana, mamie jest bardzo źle. Mówi, iż zmęczyło ją życie. Nic ją nie cieszy – chce do taty…
– Przyjedziemy z Krzysztofem w weekend, na pewno – obiecała Liliana. Ale serce jej się ścisnęło. Może zabrać mamę do siebie? Nie radzi sobie sama…
W domu też nie brakowało trosk. Starsza córka Jadwiga – uparta, ciągle kłóci się z ojcem, oznajmiła, iż jak tylko skończy 18 lat, wyprowadzi się. Ma dość „nacisków”. A młodszy Wojtek – dzień i noc wlepiony w telefon.
– Pojedziemy do matki i zabierzemy Wojtka. Niech odpocznie od ekranu – zaproponował Krzysztof.
Wojtek przewrócił oczami:
– A co ja tam będę robić?!
– Odpoczniesz! – ucina Jadwiga. – A my od ciebie też…
W weekend, z torbami pełnymi jedzenia, wyruszyli na wieś. Mama znów wyszła ich powitać, ale wyglądała blado. Krzysztof mrugnął do Liliany – „udaje”. Ale i tak była wyczerpana, odmówiła jedzenia, tylko herbatę. Gdy Liliana spytała, czy mogą zostawić Wojtka, Krystyna machnęła ręką: „Zostawiajcie”.
Wojtek, z nadąsaną miną, został. Babcia poszła do pokoju i… rozpłakała się. A potem przypomniała sobie, jak poznała swojego Władysława. Jak on, nieśmiały i nieporadny, nieśmiało podchodził. Jak ciotka ich swatała… Wszystko to było wiosną. I teraz też jest wiosna. A jego nie ma…
Nagle – krzyk. Babcia poderwała się. Wojtek! Przytrzasnął sobie palec. Stał, zły i rozżalony.
– Czemu taki markotny, Wojtusiu? Głodny jesteś? – spytała łagodnie.
– Od ich jedzenia boli mnie brzuch… Nie będę – burknął. – Lepiej ugotuj swoją mleczną lane kluski. No wiesz, te słodkie, z masłem…
Babci ścisnęło się w piersi. Władysław też je uwielbiał. Prosił, gdy było mu smutno. I babcia, stękając, wstała.
– Tylko jedz ze mną, dobra? Samotnie mi – dodał Wojtek.
I tak zamieszkali we dwoje. Liliana dzwoniła codziennie. Na początku babcia odpowiadała oschle. Potem zaczęła narzekać:
– Ani rusz nie nauczę go wycierać butów! Zawsze mówi, iż brzuch go boli. Więc go leczę: nie dostaje cukierków – od razu zdrowieje. I przestał wnosić błoto. Rozumny z niego!
Krzysztof się śmiał:
– No i dobrze! Ma teraz na kogo burczeć – życie się poprawia!
Po tygodniu rodzice przyjechali po syna. A on – nie chce wracać! Babcia ledwo powstrzymuje łzy.
– Zupełnie jak Władysław… Uparty, czuły i cwaniak w jednym!
– Nie płacz, babciu. niedługo przyjadę – poważnie obiecał Wojtek.
– Czekam, Wojtusiu. Mamy tyle roboty – ogródek, brama, wszystko pod słońcem. Wszystko mi obiecałeś pomóc!
– Wszystko zrobię, babciu. Przysięgam!
Krystyna uśmiechnęła się przez łzy.
– Będzie do mnie dzwonił, więc oddajcie mu telefon! – powiedziała stanowczo.
– No i wymyśliłeś, jak ich połączyć! – w domu zaśmiała się Liliana do męża.
– Pożar gasić ogniem! Nasz Wojtek – każdego rozrusza. choćby mamę z kanapy podniósł. A ona już myślała o tamtym świecie…
Teraz znów ma dla kogo żyć. Bo Wojtek – żywy obraz dziadka. A babcia potrafi wychować. Patrz, jaką żonę mi wychowała! – dodał Krzysztof.
I rozśmiali się. Życie, zdawało się, znów zaczynało się układać.