Odeszła, bo zmęczyła się byciem “niewygodną” żoną.

newsempire24.com 5 dni temu

**10 maja**

Dzisiaj wszystko się skończyło. Stało się tak, jak wielu ostrzegało – ale ja wierzyłam, iż dla niego jestem wyjątkowa.

— Ewa, masz chwilę? – westchnął Krzysztof, gdy po raz setny tego wieczoru krzątałam się między kuchnią a jadalnią, przygotowując przekąski na przyjęcie dla jego znajomych.

— Oczywiście, co się stało? – odwróciłam się, wycierając dłonie w fartuch.

— Znowu to „Ewa”… Prosiłem, żebyś nie mówiła tak szorstko. Brzmi to okropnie. Te twoje „o” i „e”… Słuchaj, naprawdę razi mnie w uszy. Może w twojej wiosce tak mówią, ale tu, w Warszawie, to nie przejdzie.

— Nigdy nie ukrywałam, skąd jestem. U nas tak się mówi. Jedni „szczekają”, drudzy „mazurzą”, a wy tutaj wymawiacie wszystko przez nos. A czym „Krzyś” jest gorszy od „Ewuni”?

— Nie rozumiesz. Nie chcę, żebyś dziś siedziała z nami. To spotkanie biznesowe, moi koledzy to poważni ludzie. Wybacz, ale… nie pasujesz.

Zamarłam. W środku zrobiło mi się zimno.

— W czym niby „nie pasuję”? Manicure nie ten? Za mało wyrafinowana, żeby rozmawiać o inwestycjach? Twoja Magda z Olą też nie są ekspertkami od funduszy. Siedzimy przy osobnym stoliku, śmiejemy się z memów i pokazujemy zdjęcia dzieci. O co chodzi?

— Po prostu nie zrozumiesz. One są z dobrych domów. A ty… – zawahał się. – Wstyd mi przed ludźmi.

— Wstyd? Kiedy jeździłam z tobą po lekarzach, było ci wygodnie? Kiedy wracaliśmy z wakacji u rodziców z bagażnikiem pełnym słoików – też było dobrze? A teraz, gdy trzeba przyjąć gości, nagle jestem „nie na poziomie”? – zerwałam fartuch i wyszłam do sypialni.

— Ewuniu, zaczekaj, nie unoś się… – zaczął, ale drzwi już zatrzasnęłam.

Nie wiedział, iż usłyszałam każde słowo. Gdy tylko wyszedł, usiadłam na łóżku, zakrywając twarz dłońmi. W gardle stanął mi gorzki gul. Ile razy słyszałam: „Wiejska dziewczyna to nie para dla warszawskiego biznesmena”. A ja wierzyłam. W naszą miłość. W jego dobroć. I do dziś nie dał mi powodu, by wątpić.

Poznaliśmy się na studiach. Ja kończyłam bibliotekoznawstwo, on – ekonomię. Był cichy, nieśmiały, trochę nieporadny. Dziewczyny nazywały go „kujonem” i śmiały się po kątach. Ale mnie go żal było – nie lubiłam, gdy ktoś ocenia innych bez powodu.

Później spotkaliśmy się w bibliotece. Jąkał się, denerwował, a ja spokojnie poradziłam: „Weź głęboki oddech i mów wolno”. Tak się zaczęło. Potem były randki, długie rozmowy, wsparcie. Rozkwitł przy mnie. Po dwóch latach wzięliśmy ślub – ku zaskoczeniu choćby najbardziej sceptycznych krewnych.

A teraz – to wszystko?

— Więc dopóki byłeś nikim, byłam ważna, a teraz, gdy awansowałeś, stałam się ciężarem? – pomyślałam gorzko i sięgnęłam po walizkę.

Zadzwoniłam do siostry. Krótko wyjaśniłam sytuację. Od razu zaproponowała, żebym zamieszkała u nich. Jej mój brat i siostrzenice ucieszyli się.

— Co teraz zrobisz? – spytała.

— Wrócę do rodziców. W bibliotece zwolniło się stanowisko. Wynajmę małe mieszkanie. Resztę rzeczy przywiozę później. Najważniejsze, żeby stąd wyjść.

Zadzwonił telefon. Na ekranie – „Krzysztof”.

— Gdzie się podziałaś?! Goście za dwie godziny, a w domu ani kolacji, ani gospodyni!

— Skoro jestem za prosta, żeby siedzieć z twoimi „elitami”, to chyba ktoś bardziej wytworny powinien wam gotować. Radź sobie sam. Wychodzę.

— Ewa, oszalałaś?!

— Nie. Wychodzę z TWOJEGO życia. Jutro złożę pozew o rozwód.

Rozłączyłam się i bez wahania weszłam na Facebooka. Opublikowałam krótki, ale szczery post o tym, jak w jeden wieczór można z ukochanej żony stać się „wstydem rodziny”.

Pierwsze zareagowały żony i partnerki jego znajomych. Wszystkie stanęły po mojej stronie. Potem posypały się wiadomości. choćby jego koledzy pisali: „Nie spodziewałem się tego po Krzysiu”. On sam wysłał wściekłą wiadomość: „Przez ciebie pokłóciłem się ze wszystkimi”.

Myślał, iż nikt nie zareaguje? Że te kobiety, które same pochodzą z małych miasteczek, nie poczują się dotknięte?

— Zrobiłaś to specjalnie? Chciałaś mi życie zrujnować?

— Sam je zrujnowałeś, gdy uznałeś, iż nie jestem godna siedzieć przy twoim stole. Gdy przestałeś mnie szanować. Źle mnie znałeś, Krzysiu.

— I komu ty teraz będziesz potrzebna?

— To po co prosiłeś sędziego o czas na pojednanie?

Milczał.

— Szkoda, iż przez głupotę rozwaliłaś nam małżeństwo.

— jeżeli nazywasz „głupotą” poniżanie, to jesteś albo tyranem, albo głupcem. A z takimi nie mam zamiaru iść przez życie.

Szłam już do domu siostry. Tata obiecał pomóc znaleźć mieszkanie. Praca czeka. A miłość… miłość jeszcze przyjdzie. Najważniejsze, bym teraz pamiętała, iż wdzięczność i szacunek są tak samo ważne jak uczucie.

Idź do oryginalnego materiału