…Od samego rana Irena gotowała. Sałatki, dania na ciepło, przekąski, galarety. Tort upiekła już dzień wcześniej, teraz jedynie go ozdobiła.
Wielogodzinne stanie w kuchni wyczerpało ją do granic możliwości. Kiedy w końcu stół w pokoju był już nakryty, zdjęła znienawidzony fartuch i domowy strój, przebrała się w dżinsy i wygodną bluzę, a następnie sięgnęła po torbę z rzeczami, którą spakowała kilka dni wcześniej…
Mąż, który rano spełnił swój „małżeński obowiązek”, wynosząc śmieci, siedział w gabinecie nad papierami. Po latach wspólnego życia Irena przywykła widzieć Aleksandra pochłoniętego pracą. W zasadzie była to jedyna rzecz, która naprawdę go interesowała. „Oderwany od rzeczywistości” – powiedzieliby o nim dawniej. Aleksander żył tylko nauką – lichenologią. Dla swoich porostów był gotów sprzedać duszę i wyruszyć po nie w każdy zakątek świata o każdej porze dnia i nocy. O istnieniu Ireny przypominał sobie tylko wtedy, gdy czuł głód.
Uchylając drzwi do gabinetu, Irena powiedziała:
– Olek, odchodzę.
Mąż, choćby na nią nie spoglądając, mruknął:
– Dobrze, dobrze, tylko nie bądź długo. Już kończę, zaraz będziemy siadać do stołu.
Irena z rezygnacją odpowiedziała:
– Nie zrozumiałeś, Olek. Odchodzę na zawsze. Mam dość życia cudzym życiem tylko z poczucia obowiązku. Dziewczynki dorosły, mają swoje rodziny. Wypełniłam swoją obietnicę. Nic mnie tu już nie trzyma – powiedziała, zamykając drzwi gabinetu, i poszła do przedpokoju.
Aleksander wybiegł za nią, próbując coś powiedzieć, ale Irena mu przerwała:
– Stół jest nakryty. Danie główne w piekarniku. Życzę ci wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku.
Wyszła z mieszkania. Na kalendarzu było 31 grudnia, godzina ósma wieczorem.
„Powinnaś wyjść za Olka i zostać mamą moich wnuczek!”
Irena przyszła na świat w rodzinie, w której wychowywała się już jedna córka. Alicja była aniołem o złocistych włosach – tak nazywali ją wszyscy dookoła. Rodzice nie mogli nacieszyć się swoją idealną dziewczynką – zarówno pod względem wyglądu, charakteru, jak i zdolności. Alicja była niemal bezproblemowym dzieckiem. Nigdy nie sprawiała kłopotów, znajdowała sobie spokojne i eleganckie zajęcia: haftowała koralikami, rysowała, robiła zdjęcia. Pojawienie się kolejnego dziecka absolutnie nie wchodziło w plany rodziców.
Jednak gdy Alicja skończyła dziewięć lat, Raisa ze zgrozą uświadomiła sobie, iż jest ponownie w ciąży. Jej mąż, znany profesor paleontologii, w głębi duszy marzył o synu i kategorycznie zabronił żonie choćby myśleć o aborcji. Tak na świat przyszła Irena…
Ponieważ nie była chłopcem, nie wzbudzała zainteresowania ojca. A ten zresztą odszedł z tego świata, gdy młodsza córka była jeszcze małym dzieckiem – był znacznie starszy od Raisy. Raisa, która od początku nie chciała dzieci poza ukochaną Alicją, traktowała Irenę niemal jak przybłędę. Jedyną osobą, która ją naprawdę kochała, była starsza siostra. Irena odwzajemniała tę miłość z całą dziecięcą żarliwością.
Irena pod każdym względem różniła się od Alicji. Nie miała anielskiej urody, ani łagodnego charakteru, ani żadnych szczególnych talentów. Nie miała też przyjaciół, w przeciwieństwie do siostry. Jedyną jej pasją było czytanie. To właśnie z książek czerpała wyobrażenia o życiu. Jej ulubioną bohaterką była Scarlett O’Hara, z której losami Irena spędzała samotne wieczory…
W tej rodzinie nikt nie dostrzegał, iż Irena miała własne pragnienia i potrzeby. Lata mijały, dziewczynki dorosły, ale dla Ireny życie w cieniu innych stało się nie do zniesienia.
Tego sylwestrowego wieczoru, wychodząc z budynku z torbą w ręku, 41-letnia Irena wzięła głęboki oddech. Czekało na nią nowe życie. Skromne wynajęte mieszkanie, samotna noc z zamówioną pizzą, ulubiona praca, ukochane książki i być może nowe znajomości. Inne życie, w którym wreszcie będzie sobą. Po prostu Ireną.