Od czterech lat nie rozmawiam z własną matką i nie czuję wstydu.

newsempire24.com 1 dzień temu

Już cztery lata nie rozmawiam z własną matką. I nie, nie jest mi wstyd.

Kiedy wyszłam za mąż, miałam zaledwie dwadzieścia dwa lata. Razem z mężem, Rafałem, właśnie skończyliśmy studia i wyprowadziliśmy się do małego, zaniedbanego, ale swojego wynajmowanego mieszkania na obrzeżach Krakowa. Pieniędzy starczało ledwie na przeżycie, ale wtedy wydawało się to błahostką — byliśmy młodzi, zakochani i pełni marzeń o przyszłości.

Łapaliśmy się każdej pracy. Rafał harował bez wolnych weekendów — na budowach, jako kurier, czasem nocami pilnował magazynu. Ja też nie próżnowałam — ranne zmiany w sklepie, wieczorami korepetycje. Wszystko po to, by odkładać na własne mieszkanie, choćby maleńkie, choćby na kredyt.

Minął nieco ponad rok. Na urodzinach mamy Rafał nagle, po toastach, wrzucił pomysł: może moglibyśmy zamieszkać u jego rodziców, a on w zamian zrobi im generalny remont. Mama, podobno, obiecała, iż nie weźmie od nas ani grosza. Byłam w szoku — choćby ze mną tego nie omówił. Ale wszyscy — i mama, i on — naciskali: „Będzie lepiej, oszczędność, pomoc, rodzina”. Uległam.

Wtedy moja młodsza siostra, Kinga, miała osiemnaście lat. Prawie nie przebywała w domu, ciągle gdzieś błąkała się po mieście lub spała u koleżanek. Z Rafałem rzadko rozmawiała, ale mama była nim oczarowana. Stał się dla niej idealnym zięciem: układał płytki, malował ściany, naprawiał kran. A przy okazji pomagał sąsiadkom — jej emeryckim przyjaciółkom — nie z ochoty, ale bo mama prosiła.

Tata odetchnął — w końcu nikt nie zmuszał go, by naprawiał cudze meble czy dokręcał krany w obcych łazienkach.

Ale z siostrą nie układało mi się już od dawna. Przyczepiała się do każdego słowa, wywoływała awantury o nic. Starałam się ignorować, widziałam przecież, iż chce nas wykurzyć. Milczałam.

Pewnego piątku rodzice wyjechali na działkę, a my z Rafałem zostaliśmy sami. On kończył układanie podłogi w kuchni, ja myłam okna. Wtedy Kinga przyprowadziła jakiegoś chłopaka. Wyglądał tak, iż strach było podejść do klatki schodowej — nieogolony, w pogniecionej kurtce, buty oblepione błotem. Przesiedzieli kilka godzin w jej pokoju, potem wyszli. Ja, dorosła kobieta, nie wtrącałam się — niech sobie, sama będzie odpowiadać za swoje wybory.

Następnego wieczora tata odkrył, iż zginęła spora suma — odłożona na naprawę samochodu. Mama oczywiście rzucała się na Kingę, a ja, głupia, wspomniałam o tym „gościu”. Myślałam, iż sprawiedliwość jakoś się rozegra.

Ale zgadnijcie, kto został winowajcą? Ja.

— Dlaczego mi od razu nie powiedziałaś?! — wrzeszczała mama. — Tyle razy jej powtarzałam, żeby żadnych chłopaków do domu nie przyprowadzała! A gdyby zaszła w ciążę, to ty byś ją utrzymywała?!

Próbowałam tłumaczyć, iż Kinga jest pełnoletnia, iż nie jestem jej matką ani opiekunką. Ale mama tylko nakręcała się bardziej. W końcu po prostu wyrzuciła nas z Rafałem z mieszkania. Na ulicę. Bez słowa wyjaśnienia. Krzyczała:

— Macie mnie już dość! Wyremontowaliście? Brawo. A teraz się wynoście!

Tata stał w kącie jak cień, aż w końcu i jego dosięgło:

— Gdybyś cokolwiek potrafił zrobić, nie potrzebowałabym twojego zięcia!

Koniec. Wyszliśmy. Rafał milczał. Ja płakałam.

Mama potem dzwoniła, prosiła, byśmy wrócili. Nie odebrałam. I od tamtej pory nie odbieram. Minęły cztery lata.

Znowu wynajmowaliśmy, oszczędzaliśmy każdy grosz, aż w końcu — mamy swoje mieszkanie. Malutkie, na kredyt, ale własne. W grudniu podpisujemy umowę.

A Kinga wyszła za mąż za tamtego faceta. Tak, właśnie za tego „obiboka”. Teraz mieszkają u rodziców. Rafał się śmieje: „Widzisz, remont jednak nie poszedł na marne”. Ani jednego gwoździa tam nie musi wbić. Nikt ich nie przegania, mama traktuje ich jak królewską parę.

Czasem robi mi się tak smutno, iż aż płaczę. Oddaliśmy wszystko — czas, siły, nerwy — a w końcu nas wyrzucono. Za to, iż powiedzieliśmy prawdę. Za to, iż przestaliśmy być „wygodni”. A teraz, gdy mieszka z nimi prawdziwy problem, mama milczy.

Niech sobie będzie. Niech żyje. My już nie wrócimy. A jeżeli znów coś się stanie — okradną ich, oszukają, skrzywdzą — nie pomożemy. Zrobiliśmy już wszystko, co mogliśmy.

Teraz mam swoje życie. Bez matczynych wyrzutów, bez łez, bez krzyków. I wiecie co? Czuję się lżej.

Idź do oryginalnego materiału