Obcy w rodzinie

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Po adopcji

Po otrzymaniu premii w fabryce, Andrzej z dwoma kumplami siedzieli w małej knajpce. Choć premia była skromna, nie miał rodziny i podchodził do pieniędzy z luzem.

— Pieniądze są? Świetnie. — Uśmiechał się. — Nie ma? Poczekam do wypłaty.

Tak mówił przyjaciołom, gdy ci narzekali, iż żony zabierają im wszystko, a jeżeli udało się schować trochę na bok, to już sukces.

— No tak, Andrzejku, łatwiej być kawalerem — westchnął Marek. — Ja mam trzech synów, a wypłata ledwo starcza. Mówię ci — nie żenić się, bo żona też zacznie cię męczyć: dzieci głodne, buty dziurawe, ubrania za małe…

Mężczyźni się śmiali, aż nagle podeszła do nich dziewczyna — żywiołowa i urodziwa. Od razu wypatrzyła Andrzeja i usiadła mu na kolanach. Był najmłodszy z całej paczki. Poczuł zakłopotanie, ale i tak ją objął.

— Jestem Ewka — przedstawiła się wesoło. — A ty?

— Andrzej, ale mówią na mnie Andrzejek — odparł, a kumple, mrugając i chichocząc, patrzyli znacząco.

Ewka zsunęła się z kolan i usiadła na krześle, które Marek przysunął z innego stolika. Andrzej pochodził ze wsi, dopiero od roku mieszkał i pracował w mieście. Cichy, nieśmiały, nie wiedział, jak się zachować wobec takich przebojowych dziewczyn. Ale Ewka mu się spodobała. Tego wieczora wyszli razem. Rano obudził się obok niej.

— Muszę do pracy — powiedział, gwałtownie się ubierając, gdy ona leniwie przeciągała się w łóżku.

— Andrzejku, mam nadzieję, iż to nie nasze ostatnie spotkanie? — zapytała. — Po pracy wpadnij do mnie. Będę czekać.

Dzień w pracy wlókł się niemiłosiernie, ale po zmianie Andrzej jak strzała pobiegł do Ewki. Czekała na niego w akademiku. Zakochał się w tej ognistej dziewczynie, choć prawie jej nie znał. Kumple ostrzegali, iż często bywa w męskim towarzystwie, ale Andrzej i tak się oświadczył.

Rok później urodziła się córeczka, Ania. Ewka na początku była dobrą gospodynią: gotowała, sprzątała, opiekowała się córką. Ale gdy Ania skończyła rok, wszystko się zmieniło. Andrzej wracał z pracy, a dziecko było u sąsiadki. Ta kręciła głową:

— Andrzeju, sama mam dwie córki i robotę po uszy. Powiedz swojej Ewce, iż nie będę już pilnować Ani.

Kłótnie, awantury, groźby. Andrzej ostrzegał żonę: jeżeli znów zostawi dziecko i wróci pijana, to koniec. Ale Ewka zaczęła przyprowadzać mężczyzn do domu. Wracał z pracy, a tam impreza. Wyrzucał wszystkich za drzwi. Pewnego dnia, po kolejnej sprzeczce, Ewka rzuciła:

— Zabieraj Anię i wynoś się na złamanie karku. Nie potrzebuję was obojga. Wracaj na wieś.

Tak zrobił. Już wcześniej o tym myślał, ale wciąż miał nadzieję, iż Ewka się opamięta. Na wsi jego matka, Halina, ciężko chorowała. Sąsiadka, Władzia, się nią opiekowała. Ich domy stały blisko, płot był tak zniszczony, iż nie trzeba było wychodzić przez bramę. Władzia schodziła ze swojego ganku i od razu była u Haliny. choćby wygodnie było nosić jedzenie.

Andrzej dawno nie był w domu i nie wiedział, iż matka już nie wstaje. Nie miała nikogo poza nim. Teraz on miał pod górkę: schorowana matka i dwuletnia Ania. Znalazł pracę we wsi, a Władzia pilnowała dziewczynkę — miała swojego trzyletniego syna, Tomka. Dzieci bawiły się razem.

— Dziękuję ci, Władziu. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobił — mówił Andrzej.

Władzia była mężatką, ale jej mąż, Wiesiek, to był nieWiesiek był pijakiem i awanturnikiem, ale gdy Andrzej pewnego razu tak go przyłożył, iż ledwo się pozbierał, zebrał manatki i wyniósł się do matki w sąsiedniej wsi, a Władzia odetchnęła z ulgą, bo wreszcie w domu zapanował spokój.

Idź do oryginalnego materiału