O TYM CO DLA SIEBIE ZROBIŁAM PRZEZ OSTATNIE 1,5 ROKU

basiaszmydt.pl 1 tydzień temu

Minęło 1,5 roku odkąd podzieliłam się tutaj na blogu moją historią, a adekwatnie jej początkiem. Historią o tym, jak postanowiłam po raz kolejny ruszyć się z kanapy i zawalczyć o swoje zdrowie, swoją formę i o siebie. Lubię wracać do tego tekstu i do moich zdjęć, bo gdy je czytam i oglądam, to ze wszystkich sił mam ochotę tamtą siebie przytulić i powiedzieć, iż wszystko będzie dobrze. Bo wszystko jest dobrze. I dziś wracam na mój blog, by opowiedzieć dalszy ciąg tej historii. Historii, która wciąż się pisze, i która okazała się być opowieścią nie o nowym wyzwaniu w 60 dni do sześciopaka, ale o totalnej zmianie stylu życia, nawyków i przekonań. To historia o usłyszeniu siebie. Wreszcie!

PRZECZYTAJ PIERWSZĄ CZĘŚĆ MOJEJ HISTORII:

O TYM JAK PO RAZ KOLEJNY POSTANOWIŁAM RUSZYĆ SIĘ Z KANAPY

Nie będzie to tylko historia o happy endach i sukcesach, bo życie tak nie wygląda, a ja, jak chyba każdy człowiek, mam swoje wzloty i swoje upadki. Mam dni, kiedy mogę góry przenosić i jestem z siebie na maksa dumna, ale mam też takie dni, kiedy do głosu znowu dochodzi mój wewnętrzny krytyk, który krzyczy mi do ucha, iż za mało się staram. Mam dni, kiedy widzę efekty swojej pracy i to jak zmieniło się moje ciało, ale mam też takie dni, kiedy to samo ciało nabiera wody, puchnie od koktajlu hormonów, a ja mam poczucie, jakby nie zmieniło się nic. A potem znowu jest lepiej. Comiesięczny, powtarzalny cykl.

Zawsze staram się być tutaj na blogu szczera z moimi czytelniczkami. Od lat otwarcie mówię o tym co jest moją słabością, a z czym radzę sobie naprawdę świetnie. Dlatego w moich postach znajdziesz zarówno opowieści o solonych chipsach podanych w pięknej misce, jak i o metodach planowania i organizowania się, które pomagają mi utrzymać zdrowe nawyki, i które po prostu uwielbiam. Jestem zupełnie zwyczajną dziewczyną i ostatnią rzeczą, jakiej bym sobie życzyła, byłoby zakrzywianie i koloryzowanie rzeczywistości, gdy mówię o sprawach tak ważnych jak zdrowie.

Mój blog miesięcznie odwiedza kilkadziesiąt tysięcy kobiet i garstka mężczyzn. Mimo tego nie mam problemu, by pokazywać swoje zdjęcia w bikini z okresu, gdy czułam się i wyglądałam naprawdę kiepsko lub te, na których moja cera przypomina ciasto z rodzynkami. Dlaczego? Bo czuję i ufam, iż nie zostanę za nie spalona na stosie. Wręcz przeciwnie. Wierzę, iż zostanę zrozumiana i iż moja historia pomoże choć jednej dziewczynie wrócić do siebie i do swojej formy. Moją misją jest też to, byśmy jako kobiety miały szansę oglądać w internecie zwyczajne, normalne dziewczyny w każdym wieku. Myślę, iż to szalenie istotne w świecie, w którym trudno się przebić przez retusze, filtry i trudne do odróżnienia twarze na zdjęciach.

Zapraszam cię więc do wysłuchania kolejnego rozdziału mojej historii o powrocie do formy i o tym co dla siebie zrobiłam przez ostatnie 1,5 roku. Co mi pomogło, co mi służy do dzisiaj, a z czego świadomie zrezygnowałam, bo okazało się nie być dla mnie. Opowiem ci, jak wspieram swoje zdrowie na codzień, co jem, co piję, co suplementuję i jaką formę aktywności wybieram najczęściej. Będzie też o tym z czym nie do końca sobie radzę i co wciąż stanowi dla mnie największe wyzwanie. Mam nadzieję, iż znajdziesz w mojej opowieści coś dla siebie.

Pozwól, iż cofnę się w swojej opowieści o te 1,5 roku. To znacząca data, bo właśnie wtedy poczułam, iż totalnie straciłam kontrolę nad swoim ciałem i samopoczuciem. Waga wciąż rosła, na mojej twarzy malowało się nieprawdopodobne zmęczenie, a każdy poranek w lustrze witałam z nowymi, ropnymi wypryskami. Przyzwyczaiłam się do hektolitrów kawy po południu, które w minimalnym stopniu pozwalały mi się obudzić i wyrwać z popołudniowego letargu. Przyzwyczaiłam się do tego, iż na nic nie mam siły, wciąż łapię zadyszkę, a spadki nastroju, które wciąż zaliczam chwilami są wręcz niepokojące. Przyzwyczaiłam się, bo wciąż funkcjonowałam na tak zwanym automacie: dom, remont, dzieci, praca, zakupy itd. Nie miałam adekwatnie żadnego kontaktu ze swoim ciałem, nie słyszałam co do mnie mówi, a choćby jeżeli mówiło, to ja ten głos zagłuszałam kolejną filiżanką małej czarnej lub lampką wina. Czułam się, jakbym miała co najmniej 15 -20 lat więcej i byłam tym naprawdę mocno zaskoczona. Bo przecież tyle wiedziałam na temat odżywiania. Przecież tak bardzo lubiłam gotować. Przecież nie mogło być aż tak źle. A jednak. Więcej na ten temat pisałam w tym wpisie:

PRZECZYTAJ TUTAJ.

Miałam też swój moment przełomowy, który zmienił wszystko. Wakacje na Karaibach i to zdjęcie w bikini. Wtedy obiecałam sama sobie: wrócę do formy! Będę czuła się młodo, sprawnie, lekko i będę mieć super kondycję. Dziś po 1,5 roku mogę stwierdzić, iż dotrzymałam danej sobie obietnicy.

Czuję się przede wszystkim ZDROWO. Czuję się młodo, czuję, iż mam więcej siły, iż mam lepszą formę, iż moja skóra jest bardziej napięta, sprężysta, iż nie jestem już taką „galaretką”, jaką byłam jeszcze 1,5 roku temu. Nie mam popołudniowych spadków energii, ani napadów głodu. Jem dokładnie tyle, ile potrzebuję. Przestaję jeść, kiedy jestem syta i jest to dla mnie naprawdę nowe uczucie. Nie mam nieustannej ochoty na słodkie, choćby po obiedzie. Przestałam regulować swoje emocje jedzeniem i jest to dla mnie największy, milowy krok w całej tej historii powrotu do formy. Bo choć dalej kocham gotować i jeść, to jedzenie przestało mieć dla mnie tak duże, emocjonalne znaczenie. Dla mnie to ogromna zmiana.

Zmienił się mój sposób myślenia. Już nie biorę udziału w żadnych wyzwaniach, nie stosuję żadnych diet, nie wykluczam żadnych grup pokarmów, nie robię sobie „deadline’ów”. Mam po prostu swój nowy styl życia, do którego zdążyłam się przyzwyczaić i z którego nie chcę już rezygnować. Wiem już po jakim jedzeniu czuję się pełna energii, a po którym mam ochotę pójść spać. Dopuściłam do głosu swoje ciało, a ono jest bardzo mądre i mówi mi co mu służy, a co nie. Wiem, kiedy potrzebuje ruchu, kiedy większej ilości snu, kiedy kiszonej kapusty, a kiedy dobrej czekolady.

Czy jest coś, do czego mogłabym się przyczepić?

Nie schudłam tyle, ile bym chciała i wciąż według mnie samej mam kilka nadprogramowych kilogramów do zrzucenia. Gromadzę wodę, co widzę szczególnie w postaci obrzęków na nogach (zwłaszcza latem). Wciąż nie do końca radzę sobie z wahaniami nastrojów w zależności od momentu cyklu menstruacyjnego, a co za tym idzie z akceptacją swojego ciała na różnych etapach tego cyklu. Jednak widzę, iż moje ciało się zmieniło. Zmieniła się moja skóra i jej gęstość. Mam mniej tłuszczu i więcej mięśni. Ale to, co najważniejsze, to fakt, iż moje ciało jest silne, sprawne i iż nic mnie nie boli. Mam świetną kondycję, wstaję wypoczęta i to jest absolutnie fantastyczne uczucie! Wiem też, iż wciąż jestem za bardzo krytyczna wobec siebie i zdecydowanie zbyt często zamiast siebie doceniać, to się przyczepiam do drobiazgów. Jest to temat, nad którym nieustannie pracuję. Staram się z całych sił zaprzyjaźnić ze swoim ciałem tak na serio i jeszcze bardziej zrozumieć to, co do mnie mówi.

Poprawiłam na maksa swoje wyniki badań. Mam dużo bardziej regularny okres (wciąż nie jest idealnie, ale zmiana jest naprawdę duża). Włosy i paznokcie rosną mi jak szalone, wypryski niemal całkowicie zniknęły, poprawiła się moja cera, a na buzię wróciły zdrowe rumieńce.

Wyrobiłam sobie zdrowe nawyki, dzięki którym większość rzeczy, o których dzisiaj piszę, robię automatycznie, nie zastanawiając się nad nimi zbyt długo. Tak jak pisałam, to mój nowy styl życia. Więcej o nawykach pisałam w tych postach. Bardzo ci polecam ich lekturę.

ZDROWE NAWYKI – JAK ORGANIZUJĘ SWÓJ CZAS?

NAWYKI ZMIENIAJĄCE ŻYCIE

Tyle tytułem wstępu. Teraz opowiem ci co według mnie miało największy wpływ na poprawę mojego zdrowia, formy i samopoczucia. Oczywiście to nie było tak, iż wprowadziłam wszystkie te zmiany jednego dnia. To były małe, kolejne kroki, których uczyłam się każdego dnia. To było poznawanie swojego ciała, swojego stylu życia, decydowanie o tym, co biorę w całości, co tylko po kawałku, co jest jak szyte na moją miarę, a co nigdy u mnie nie przejdzie.

Zaczęłam od zmiany myślenia i moich przekonań, które pielęgnowałam od tak wielu lat, i które okazały się być błędne. Wyrzuciłam ze swojego słownika słowo „muszę” w kontekście mojego zdrowia, a zastąpiłam je słowem „chcę”, a adekwatnie „nie chcę”. Przeprowadziłam sama ze sobą szczerą rozmowę o tym, czego już w swoim życiu nie chcę. I skoro jedną z takich rzeczy było to, iż „nie chcę już czuć się senna, zmęczona i bez energii”, to zaczęłam szukać sposobów na to, by to zmienić.

To naprawdę pomaga zmienić myślenie. Wypisanie sobie na kartce wszystkich rzeczy, których już się w swoim życiu nie chcę, zupełnie zmienia perspektywę.

Dorosłam i wzięłam za siebie odpowiedzialność. Przestałam jęczeć i narzekać, przestałam przeglądać się w oczach innych i porównywać się. Obiecałam sobie, iż czas najwyższy dorosnąć i wziąć odpowiedzialność za wszystkie swoje decyzje. Nieważne czy te decyzje dotyczą wielokilometrowych spacerów po mieście, na które trzeba wygospodarować czas, czy też zjedzenia rozpływającej się w ustach drożdżówki z malinami. Każda z tych decyzji jest moja i za każdą jestem odpowiedzialna tylko ja. Koniec kropka. Tej obietnicy również sobie dotrzymałam.

Nie wiem, co mogłabym jeszcze dodać do tego zdania, bo dla mnie jest ono kompletne. Jesteś tym, co jesz. To od tego co nakładasz na swój talerz, zależy to jak się czujesz, jak wyglądasz, jakie masz wyniki badań etc. Wiem coś o tym. I to wcale nie jest tak, iż na świecie jest jedna słuszna dieta dobra dla wszystkich. 1,5 roku temu przestałam używać słowa „dieta” i jest mi z tym cudownie. To jak zdjęcie z siebie jakiegoś rodzaju kajdanów. Nauczyłam się jeść potrawy, które służą mojemu ciału, po których wiem, iż będę się czuła dobrze. I na początku tej drogi wcale nie było mi łatwo, bo musiałam porzucić tak wiele przyzwyczajeń i w pewnym sensie się poświęcić, zanim moje ciało doszło do względnej harmonii i samo zaczęło mi mówić, na co ma ochotę. Dziś to dla mnie prosta sprawa, ale na to potrzeba czasu.

Ja na początku mojej drogi zdecydowałam się na dosyć drastyczne kroki. Na 3 miesiące wyeliminowałam zupełnie ze swojego menu cukier, słodycze, ciasta, desery, soki, makarony, ryż, pieczywo, przetworzoną żywność i alkohol. Jadłam głównie warzywa, mięso, jajka i orzechy (właściwie w dalszym ciagu głównie tak jem, bo lubię). Wszystko po to, by odzyskać kontakt z bazą, jak ja to lubię nazywać. Dopiero gdy tak się stało zaczęłam wprowadzać inne rzeczy, obserwować po czym czuję się dobrze, a po czym wraca uczucie senności. W ten sposób zdobyłam nowe przyzwyczajenia. Na śniadanie zamiast owsianki wybierałam jajka. Na obiad zamiast makaronu w sosie, pieczone mięso lub rybę z warzywami itd. Mój organizm intuicyjnie sięgał po to, co doda mu energii i robił to dokładnie wtedy, kiedy byłam godna, więc skończyło się podjadanie między posiłkami. I powtórzę raz jeszcze: to nie zadziało się od razu. Przyzwyczajanie się do nowego trwało miesiącami, aż w końcu zaskoczyło i odzyskałam równowagę.

W pewnym momencie zrozumiałam też, iż nie muszę i przede wszystkim nie chcę rezygnować całkowicie z cukru, makaronu czy wina, bo kocham ucztować i cieszyć się dobrym jedzeniem. Uwielbiam zamówić w restauracji pyszny sernik baskijski czy makaron posypany truflami w towarzystwie lampki doskonałego wina, ale robię to od święta, a nie na co dzień. Gdy w naszym domu pojawia się 20 kg truskawek czy malin, z których robimy konfitury i soki do zimowej herbaty, zawsze piekę rozpływające się w ustach drożdżówki z kruszonką i zjadam kilka ze smakiem. I znowu nie jest to moja codzienność, ale święto i umówmy się, świętuję 1-2 razy w miesiącu, a nie w tygodniu. Łatwo jest mi zrezygnować z dużej ilości alkoholu i zadowolić się lampką białego wytrawnego wina, bo z całego mojego serca nie cierpię kaca następnego dnia, a te po 40-tce są nieuniknione 🙂 Alkohol przestał mi być potrzebny, żeby się odstresować. Te wszystkie okazje, które do tej pory kojarzyłam z alkoholem, takie jak np. letnie grillowanie, nagle okazały się być tylko przekonaniami, a grillować można równie dobrze w towarzystwie wody gazowanej.

ZOBACZ MOJE PRZEPISY NA BEZALKOHOLOWE MOCKTAILE

Nie chodzę w gości z pudełkami z własnym jedzeniem, ale staram się wybierać ze stołu to, co lubię. Gdy pojawia się na nim góra frytek, chipsów czy blaszka ciasta, to biorę po troszkę wszystkiego, zjadam ze smakiem, a następnego dnia wracam do swojej rutyny. To jest mój zdrowy balans dopasowany do mnie i do mojego stylu życia. Przez większość czasu jem tylko wartościowe jedzenie, które mi służy i odżywia, i za pomocą którego utrzymuję formę, ale pozwalam sobie od czasu do czasu w świętowanie, bo na tym polega moja zdrowa relacja z jedzeniem. Co interesujące wcale nie mam ochoty na słodkie ciastka czy chipsy tak często, jak sama się tego spodziewałam. Wręcz przeciwnie! Kiedyś potrafiłam zjeść sama dużą paczkę ukochanych solonych chipsów. Dziś wystarczy mi 10 sztuk, by poczuć zadowolenie z chrupania. To się właśnie dzieje, gdy naprawia się swoją relację z jedzeniem i zaczyna się słuchać swojego ciała.

Co zwykle jem na co dzień? Na śniadanie jajka pod różną postacią: jajecznicy lub omleta. Do tego mnóstwo sezonowych warzyw w każdym posiłku. Na obiad zwykle coś, co robi się ekspresowo, na przykład potrawkę z mięsa, ryby lub krewetek i warzyw z air fryer’a. Zwykły makaron pszenny lubię zastąpić tym z soczewicy, groszku albo typu konjac. Mogłabym tak wymieniać długo, bo lubię gotować i kombinować w kuchni. Uwielbiam, gdy jedzenie jest smaczne i gdy pięknie wygląda. jeżeli masz jakikolwiek z moich kulinarnych ebooków, to wiesz jaką wagę do tego przykładam. W tym roku ukaże się mój nowy e-book, który będzie zawierał zdrowe i pyszne przepisy, które ja robię na co dzień, i które pozwoliły mi wrócić do formy. Staram się ze wszystkich sił, żeby był gotowy na wrzesień, bo wrzesień to wspaniały czas na nowy start.

TUTAJ ZNAJDZIESZ MOJE E-BOOKI.

TUTAJ ZNAJDZIESZ RÓŻNE ZDROWE PRZEPISY NA MOIM BLOGU.

W tym miejscu powinnam też wspomnieć o wodzie. Wypijanie odpowiedniej ilości wody jest absolutnie kluczowe dla naszego wyglądu, redukcji wagi, przyswajania składników odżywczych, funkcjonowania narządów wewnętrznych i naszego samopoczucia. Czy wiedziałaś o tym, iż większość z nas jest zwykle odwodniona? Czy wiedziałaś o tym, iż często za migreny, zły stan cery, zmarszczki itd. odpowiada fakt, iż w ciągu dnia wypijamy 2 szklanki wody lub mniej? Jestem ogromną fanką wszelkich modnych kubków z Instagrama, czy aplikacji, które przypominają nam o wypiciu kolejnej szklanki wody, bylebyśmy tylko wypijali jej odpowiednią ilość. Ja staram się pić minimum 1,5 litra wody dziennie. Mam do tego fancy kubek, aplikację, a choćby zegarek.

Nasze ciało, by by być zdrowe potrzebuje być w ruchu. Bezdyskusyjnie. Ja przekonałam się o tym bardzo dobitnie, gdy 1,5 roku temu, mając niespełna 40 lat, bolał mnie kręgosłup, nogi, biodra, kark i głowa. Czułam się, jak staruszka. Nigdy nie byłam typem sportowej dziewczyny i częściej kombinowałam, jak załatwić sobie zwolnienie z w-f, zamiast w nim aktywnie uczestniczyć. Na przestrzeni tych wszystkich lat miałam tzw. zrywy. Pojawiało się jakieś wyzwanie w Internecie typu 90 dni do Sylwestra, a ja wchodziłam w to z pełną mocą i ogromną motywacją, której, jak się prawdopodobnie domyślasz, wystarczało mi na jakieś 2 tygodnie, moje życie nie zmieniało się drastycznie, a ja wracałam do starych nawyków. W myśl zasady albo wszystko albo nic.

Gdy zmieniłam swój sposób myślenia odnośnie jedzenia, zmieniłam go także w kwestii aktywności fizycznej. Dziś już nie myślę o tym, by z czymś zdążyć przed wakacjami, przed Sylwestrem, czy przed jakąkolwiek imprezą. Po prostu staram się jak najczęściej być w ruchu. Jakimkolwiek! jeżeli mam ochotę na ćwiczenia z trenerem personalnym, to go szukam, płacę i chodzę na treningi. jeżeli bardziej ciągnie mnie do ćwiczeń grupowych, to kupuję na takie karnet i chodzę do momentu, aż mi się nie znudzą. Wtedy wsiadam na rower i jeżdżę z mężem po Lublinie na wielokilometrowe wycieczki. A kiedy chcę ćwiczyć sama, bo męczy mnie towarzystwo, to wtedy odpalam sobie trening z YouTube’a (koniecznie z serialem w tle) albo robię kroki. Każdy ruch jest dobry. Nauczyłam się też słuchać w tej kwestii swojego ciała i ćwiczyć zgodnie z cyklem menstruacyjnym. Nie ma takiej siły, która wygoni mnie na matę, żeby podnosić ciężary, gdy mam okres. Wtedy wybieram spacer albo jogę. I w drugą stronę: gdy czuję, iż mam więcej energii, wykorzystuję to i ćwiczę intensywniej.

W tym miejscu, ku motywacji, polecam coś, co u mnie sprawdziło się doskonale: dobre buty do ćwiczeń, fajna mata i strój, a także zegarek, który pokazuje mi ile w ciągu dnia byłam na nogach, ile kroków udało mi się zrobić, ile ćwiczyłam etc. Na mnie zadziałał i odnajduję dużą przyjemność w zamykaniu tych wszystkich kółeczek aktywności.

To do czego również zawsze będę namawiać to regularne badanie się i dobieranie na podstawie tych badań odpowiedniej suplementacji. Dobrze jest zrobić sobie badania na początku swojej drogi ku zdrowiu, a potem powtórzyć je np. za pół roku. Sprawdzić w jakim stanie jest nasza wątroba, tarczyca, czy nie mamy żadnych niedoborów witamin. To właśnie na tej podstawie powinniśmy dobierać naszą świadomą suplementację.

Przywiązuję dużą wagę zarówno do tego, co jem, jak i co suplementuję. Od lat czytam mnóstwo artykułów na temat różnych suplementów, ich pochodzenia, jakości i składu. Mam swoją ulubioną witaminę D, ulubione kwasy Omega, magnez i witaminę C. Wszystko testuję na sobie i swoim organizmie i ufam tylko temu, co realnie wspiera moje zdrowie i poprawia moje wyniki badań.

Większość suplementów w moim pudełeczku jest od marki Naturell. To marka, której w kwestii zdrowia zaufałam w 100 %, i z którą zdecydowałam się współpracować przy projektach edukujących w temacie zdrowia i suplementacji. Na moim Instagramie możecie

, który zrealizowałam wspólnie z marką i dietetyczką Klaudią Łakomą na temat insulinooporności. Rozmawiałyśmy o tym, jak duże znaczenie dla naszego zdrowia ma nie tylko odpowiednie jedzenie, ale i właśnie odpowiednia suplementacja. Ciężko jest oczekiwać od siebie samej niespożytych pokładów energii, gdy mamy niski poziom witaminy D, która wspiera naszą odporność albo magnezu, który pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu układu nerwowego oraz przyczynia się do zmniejszenia uczucia zmęczenia i znużenia.

Dlaczego wybrałam suplementy diety marki Naturell?

  • ze względu na prosty i dobry skład suplementów (szczegółowe informację znajdziecie na stronie internetowej marki)
  • dlatego, iż suplementy Naturell zawierają dokładnie tyle składników, ile potrzebujemy na co dzień, w odpowiednich proporcjach opartych o wiedzę ekspertów, badania i długoletnie doświadczenie marki.
  • bo podoba mi się transparentność komunikacji marki Naturell, a także to, jak edukują klientów w kontekście zdrowia na social mediach i stronie internetowej. To prawdziwa encyklopedia wiedzy.
  • bo suplementy Naturell są w przystępnej cenie. To filozofia marki i jej przekonanie, iż świadoma suplementacja z dobrym składem powinna być dostępna dla wszystkich.
  • bo chcę mieć pewność, iż dostarczam sobie odpowiednią ilość składników odżywczych

SPRAWDŹ TUTAJ OFERTĘ MARKI NATURELL

MOJA CODZIENNA SUPLEMENTACJA:

Mam 40 lat i swoje pudełeczko na suplementy. Czy czuję się przez to staro? Wręcz przeciwnie. Dobre jedzenie, woda, ruch i suplementacja sprawiły, iż czuję się bardziej młodo niż kilka lat temu.

Tak jak powiedziałam, zanim zaczniemy naszą suplementację powinniśmy najpierw zrobić sobie badania.

WITAMINA D

Dla mnie to królowa wszystkich witamin, obecna w życiu mojej rodziny i moim przez cały rok. Dlaczego?

  • bo pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu układu odpornościowego,
  • bo pomaga w utrzymaniu zdrowych kości oraz pomaga w utrzymaniu prawidłowego poziomu wapnia we krwi,
  • bo pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu mięśni.

WITAMINA C

  • bo wspiera naszą odporność przez cały rok,
  • pomaga w ochronie komórek przed stresem oksydacyjnym, a więc działa przeciwutleniająco,
  • bo zwiększa wchłanianie żelaza
  • bo pomaga w prawidłowej produkcji kolagenu w celu zapewnienia prawidłowego funkcjonowania naczyń krwionośnych, zębów, kości, chrząstki, skóry, dziąseł (jeśli suplementujesz kolagen, witamina C to must have!)

MAGNEZ

  • bo jest niezbędny do prawidłowego funkcjonowania naszego układu nerwowego i mięśniowego,
  • bo odgrywa istotną rolę w utrzymaniu równowagi elektrolitowej,
  • bo pomaga w utrzymaniu zdrowych zębów i kości
  • bo przyczynia się do zmniejszenia uczucia zmęczenia i znużenia
  • to najważniejszy składnik dla osób, które uprawiają sport

WITAMINA B – METYLO B12

• bo pomaga w prawidłowej produkcji czerwonych krwinek odpowiedzialnych za transport tlenu w organizmie,

• bo wspiera funkcjonowanie naszego układu odpornościowego

• bo pomaga utrzymać prawidłowy metabolizm homocysteiny (wysoki poziom homocysteiny jest związany z większym ryzykiem chorób sercowo – naczyniowych)

• bo zmniejsza uczucia zmęczenia i znużenia, pomagając przekształcać jedzenie w energię

niezbędna dla wegan i wegetarian

• metylo B12 to doskonała forma witaminy B zalecana szczególnie osobom, które mają problemy z przyswajalnością tej grupy witamin (ja zaliczam się do tej grupy osób, co pokazują mi właśnie badania krwi, które regularnie robię).

SELEN

  • bo pomaga w prawidłowym funkcjonowaniu tarczycy
  • bo pomaga zachować zdrowe włosy i paznokcie

CYNK

  • bo pomaga zachować zdrową skórę, włosy i paznokcie
  • wspiera utrzymanie prawidłowego metabolizmu węglowodanów i kwasów tłuszczowych

KWASY OMEGA

  • bo kwas dokozaheksaenowy (DHA) przyczynia się do utrzymania prawidłowego funkcjonowania mózgu i prawidłowego widzenia. Korzystne działanie występuje w przypadku spożywania 250 mg DHA dziennie.
  • bo kwas eikozapentaenowy (EPA) i kwas dokozaheksaenowy (DHA) przyczyniają się do prawidłowego funkcjonowania serca. Korzystne działanie występuje w przypadku spożywania 250 mg EPA i DHA dziennie.

Na koniec słów kilka o pielęgnacji. Wiesz, jakie są 2 najważniejsze kosmetyki dla naszej skóry? Odpowiednia ilość wypijanej wody i sen. Odkąd skończyłam 40 lat, wiem, iż żaden krem nie da mi tego, co porządne 8-9 godzin jakościowego snu. Ważne jest nie tylko to, iż nie wybudzamy się w nocy, ale też wszystko to, co robimy przed snem. Ja od lat mam swoje rytuały, które są dla mnie naprawdę ważne, i dzięki którym śpię jak dziecko, a snu potrzebuję naprawdę dużo. Nigdy nie lubiłam drzemek w ciagu dnia. Zdecydowanie lubię bardziej funkcjonować w naturalnym, dobowym rytmie, dlatego tak bardzo pilnuję tego, by kłaść się w miarę wcześnie (22:00-23:00) i przesypiać ciurkiem te wymarzone 8-9 godzin.

PRZECZYTAJ TUTAJ O MOICH SPOSOBACH NA DOBRY SEN

Co jeszcze możemy dołożyć do swojej pielęgnacji, gdy już się porządnie wyśpimy? Wprowadzić jak najczęściej ruch na świeżym powietrzu, minimalną ilość dobrych i sprawdzonych kosmetyków w kosmetyczce, dokładne oczyszczanie twarzy wieczorem, osobne ręczniczki do wycierania buzi, częste zmienianie poszewki na poduszkę, suplementację kolagenu i profesjonalną kosmetolog, która zadba o naszą cerę i dobierze nam indywidualnie zabiegi (ja jestem fanką retinolu jesienią i zimą i mezoterapii co kilka miesięcy).

Daj znać jeżeli jesteś zainteresowana postem na temat moich ulubionych kosmetyków, zabiegów i pielęgnacji. W tej kwestii jestem minimalistką i jeżeli już raz „złapię” kontakt do dobrej kosmetolog, fryzjera czy manikiurzystki albo znajdę doskonały krem na noc, to pozostaję im wierna na lata.

Dziękuje ci, jeżeli dotarłaś aż tutaj czytając ten post. Jest dosyć długi, ale starałam się zebrać jak najwięcej moich doświadczeń, z nadzieją, iż dla ciebie też okażą się pomocne i inspirujące. jeżeli miałabym w kilku zdaniach podsumować ostatnie 1,5 roku i dać ci kilka słów wsparcia na początek twojej drogi w odzyskiwaniu zdrowia, to:

  • po pierwsze odetnij się od jak największej ilości „cioć i wujków dobra rada”, polub spędzanie czasu sam na sam ze sobą
  • nie idź w skrajności i restrykcyjne diety, nie zmuszaj się do jedzenia czegoś, czego nie lubisz, daj sobie czas
  • zacznij od maleńkich, ale codziennych kroków i dokładaj je sobie po kolei, każdego dnia i w swoim tempie
  • znajdź czas i przestrzeń tylko dla siebie i swojego zdrowia, postaw siebie na samej górze listy priorytetów
  • przestań tyle scrollować i poświęć ten czas sobie i swoim hobby
  • gotuj dla siebie z miłością, jak dla najlepszej przyjaciółki, a nie z miejsca „MUSZĘ” i jedz powoli
  • wszystko, co robisz dla swojego zdrowia rób tak, jakbyś chciała się zaopiekować najlepszą przyjaciółką
  • zrób sobie badania lekarskie i dobierz indywidualną suplementację
  • zacznij od energicznych, codziennych spacerów, tańca, basenu, roweru lub jakiejkolwiek innej, ulubionej formy ruchu
  • dołącz do mojej grupy wspierających się kobiet na FB, gdzie możesz dzielić się swoimi rozterkami, sukcesami i wszelkimi przemyśleniami nie tylko na tematy zdrowotne

DOŁĄCZ TUTAJ DO GRUPY KOBIET

Życzę ci wszystkiego, co najlepsze i dużo, dużo zdrowia.

Idź do oryginalnego materiału