Nowy Ojczym

polregion.pl 3 godzin temu

**NIERODZONY TATA**

Od najmłodszych lat Elżbietka wiedziała, iż jej mama przyniosła ją w fartuchu. Dobrotliwe sąsiadki, które zdawały się mieszkać na ławce pod blokiem, wyjaśniły jej to.

Elżbietka wyobrażała sobie, jak jej drobna, niewysoka mama, Ludmiła, niesie w fartuchu odświętnej sukni nie wiadomo skąd wziętą Elżbietkę.

To dlatego, iż nie masz tatusia! oznajmiła z powagą Kinga, która mieszkała nad ich mieszkaniem. Jesteś bez tatusia!

Jak to? zdziwiła się Ela.

No tak! Twoja mamusia cię namiotała! Nie masz taty! A ja mam! Kinga spojrzała dumnie na koleżankę.

No i co z tego? wzruszyła ramionami Elżbietka. Ja za to mam babcię i dziadka! A ty nie.

Cha! Babcia z dziadkiem to nie to samo! Kobieta musi mieć faceta! Bez faceta jest niepełnowartościowa! Tak mówi moja mama!

Wieczorem po kolacji Elżbietka, jak zwykle, przysiadła się do mamy na kanapie. Miały taki zwyczaj wieczorami siedzieć razem, każda zajęta swoimi sprawami, i rozmawiać. Mama była uzdolniona manualnie. Ciągle coś robiła: szyła, dziergała na drutach, haftowała. Elżbietka, patrząc na nią, też chwytała za robótki: wyplatała bransoletki z koralików, układała obrazy z diamentowej mozaiki lub lepiła zwierzątka z plasteliny.

Mamo A tata musi być? zadała nurtujące ją pytanie Elżbietka, nasłuchując odgłosów z mieszkania nad nimi. Tam zaczynał się codzienny koncert, jak nazywała to babcia Elżbietki, Halina. Urządzał go ojciec Kingi, wujek Marek. Po tonie głosów dało się rozpoznać, w jakim był stanie. jeżeli wrzeszczał tylko wujek Marek, a reszta mieszkańców kwiliła, znaczyło to, iż mężczyzna był pijany. jeżeli krzyki dobiegały z obu stron, oznaczało to, iż wujek Marek był trzeźwy, co go niewyobrażalnie wkurzało.

Skoro żyjemy bez taty, to znaczy, iż nie jest konieczny uśmiechnęła się Ludmiła, głaszcząc córkę po głowie i również nasłuchując hałasów z góry.

A Kinga mówi, iż kobieta bez mężczyzny jest niepełnowartościowa

Słoneczko, każdy ma swoje sposoby na udowadnianie swojego znaczenia. A nam źle żyje się we dwie?

Nie pokręciła głową Elżbietka. Naprawdę dobrze im się żyło. Mama pracowała jako księgowa w dużej firmie, miała niezłą pensję. W każdy weekend gdzieś wychodziły: do kawiarni, kina, teatru, parku lub na zakupy. Co lato jeździły nad morze, a na Nowy Rok na wieś, gdzie mieszkała przyjaciółka mamy, ciocia Irena. U cioci Ireny było troje dzieci, a ich tata, mąż cioci, co zimę budował w podwórku ogromną górkę, z której dzieci z euforią się zjeżdżały.

Koncert na górze przybierał na sile. Wulgaryzmy, którymi darł się wujek Marek, słychać było pewnie w całym bloku. Po pół godzinie mama, uśmiechając się do Elżbietki, poszła do przedpokoju. Koncert zbliżał się ku końcowi. Z góry trzasnęły drzwi i rozległy się pośpieszne kroki. Ludmiła otworzyła drzwi, a w tej samej chwili wpadła do nich ciocia Beata z Kingą.

Zamknij szybko! wrzasnęła do Ludmiły, ale ta i tak już wiedziała, co robić. W drzwi zaczęto walić.

Ludka! Otwórz! ryknął pijacki głos. Otwieraj, bo wyważę! Gdzie ta suka?! Niech wyjdzie! Połamię jej wszystkie kości!

jeżeli natychmiast nie odejdziesz, wezwę policję! spokojnie odparła Ludmiła. Była przyzwyczajona do takich gróźb. Sąsiad wiedział, iż to nie puste słowa. Ludmiła już kilka razy wzywała patrol. Miał ostatnie ostrzeżenie. Jeszcze raz i trafi za kratki.

Nie trzeba, Ludka! wpadła do przedpokoju Beata. Przecież go zamkną!

Najwyższy czas! Ludmiła poszła do kuchni nastawiać czajnik.

No jak to? Bez faceta? zaszeptała za nią Beata. Tobie to dobrze tak samotnie?

Ludmiła zatrzymała się i spojrzała na sąsiadkę. Brudny szlafrok rozdarty, włosy w nieładzie, oczy błyszczące gorączkowo, pod jednym z nich nabrzmiewał siniak.

Nie jestem samotna, B

Idź do oryginalnego materiału