Noworoczne zaskoczenie dla teściowej
Przy świątecznym stole u teściowej, Haliny Stanisławówny, ja, Kinga, rozkoszowałam się jej słynną sałatką jarzynową i wypatrywałam północy. Nagle mój mąż, Marek, wyciągnął z kieszeni kopertę i z uśmiechem podał ją mamie: „Mamo, oto bilety do Grecji, marzyłaś przecież o morzu! I bilety na autobus do Krakowa, żeby wygodnie dotrzeć na lotnisko”. Omal nie upuściłam widelca ze zdumienia. Grecja? Kraków? Czy to mój Marek, który zwykle dawał mamie kwiaty i czekoladki, postanowił wysłać ją w podróż dookoła świata? Siedziałam, mrugając, a w głowie kotłowały się myśli: kiedy to wszystko ogarnął i dlaczego ja, jego żona, dowiedziałam się o tym ostatnia?
Z Markiem jesteśmy małżeństwem od pięciu lat i każdego Nowego Roku świętujemy u jego rodziców. Halina Stanisława to kobieta pełna energii, całe życie przepracowała jako nauczycielka, a teraz na emeryturze zajmuje się ogródkiem i działalnością społeczną. Uwielbia opowiadać, jak w młodości marzyła o podróżach, ale nigdy nie wyjechała dalej niż nad Bałtyk. „Och, gdyby choć raz zobaczyć greckie wyspy!” – wzdychała, pokazując nam stare pocztówki. Zawsze myślałam, iż to tylko takie marzenia jak „chcę polecieć w kosmos”. Ale Marek, jak się okazało, słuchał uważnie. A ja, jak głupia, choćby nie podejrzewałam, iż szykuje taką niespodziankę.
Tego wieczoru stół uginał się pod ciężarem potraw: sałatka jarzynowa, galaretka, pieczona kaczka, pierogi – Halina Stanisława postarała się, jak zawsze. Siedzieliśmy razem, wznosiliśmy toast za toastem, żartowaliśmy. Pomagałam teściowej w kuchni, kroiłam warzywa i wszystko toczyło się swoim rytmem. Aż nagle Marek wstał, jakby chciał wznieść kolejny toast, ale zamiast tego wyciągnął kopertę. „Mamo – powiedział – całe życie dbałaś o innych, teraz twoja kolej”. Teściowa otworzyła kopertę, przeczytała i oczy jej zabłysły. „Marku, to naprawdę? Grecja? Przecież to moje marzenie!” Omal się nie rozpłakała, ściskając go mocno, a ja siedziałam jak rażona piorunem.
Szczerze mówiąc, byłam w szoku. Nie żebym była przeciw – Halina Stanisława zasługuje na taki prezent, to wspaniała kobieta. Ale dlaczego Marek nie powiedział mi ani słowa? Przecież razem planujemy wydatki, razem wybieramy prezenty! Ja dałam teściowej szalik i krem do rąk, a on – bilety do Grecji! To jakbym przyniosła bukiet stokrotek, a on podarował diamentowy pierścionek. Uśmiechałam się, gratulowałam, ale w środku kipiało. Gdy zostaliśmy sami w kuchni, syknęłam: „Marek, kiedy to ogarnąłeś? Dlaczego mi nie powiedziałeś?” Wzruszył tylko ramionami: „Kinga, chciałem zrobić mamie niespodziankę, a ty byś zaczęła protestować, iż drogo”. Protestować? Może zgodziłabym się, ale przynajmniej chciałabym wiedzieć!
Teściowa była w siódmym niebie. Natychmiast zaczęła planować: „Muszę kupić kapelusz, bo greckie słońce potrafi być bezlitosne! I nową walizkę, bo stara już się rozlatuje”. Słuchałam, przytakiwałam, ale myślałam: no cóż, Marek potrafi trzymać sekrety! choćby autobus do Krakowa załatwił, żeby teściowa nie musiała się męczyć z przesiadkami. To oczywiście urocze, ale czułam się trochę pominięta. Chciałam być częścią tej radości, dodać coś od siebie, a zamiast tego tylko biłam brawo jak przypadkowy widz.
W drodze do domu nie wytrzymałam: „Marek, świetna robota, ale jesteśmy małżeństwem – mogłeś mnie wtajemniczyć. To przecież nie tylko prezent, ale wielka wyprawa!” Spojrzał na mnie jak na dziecko i odparł: „Kinga, nie dąsaj się, chciałem, żeby mama była zaskoczona. Ty byś się wygadała”. Wygadała? Przecież potrafię milczeć jak grób! Ale dyskusja nie miała sensu – Marek promieniał dumą, a ja czułam się lekko oszukana. Nie przez wydatki, ale przez to, iż nie podzielił się ze mną tą radością.
Następnego dnia zadzwoniłam do przyjaciółki, żeby się wygadać. Roześmiała się: „Kinga, twój Marek to mistrz niespodzianek! Ciesz się, iż teściowa będzie w Grecji, a nie przy kopaniu ziemniaków!” Zażartowałam, ale wciąż było mi przykro. Przyjaciółka poradziła: „Powiedz mu, żeby następnym razem robił też tobie niespodzianki”. Może faktycznie zasugerować, iż i ja marzę o wakacjach? Ale potem pomyślałam: niech Halina jedzie, na to zasłużyła. A z Markiem porozmawiam, żeby nie zaskakiwał mnie już tak niespodziankami.
Teraz teściowa dzwoni codziennie, opowiada, jak wybiera kostium kąpielowy i czyta przewodniki. Słucham, uśmiecham się, a uraza powoli znika. Jest tak szczęśliwa, iż nie umiem się złościć. Marek, widząc, iż odtajam, mrugnął: „Kinga, za rok jedziemy we troje, obiecuję”. We troje? To już brzmi lepiej. Może ta niespodzianka była nie tylko dla teściowej, ale i dla mnie – lekcją, iż mój mąż potrafi zaskoczyć. A na razie patrzę na Halinę Stanisławę, która promienieje jak nastolatka, i myślę: niech spełnia swoje marzenia. Ja zaś zacznę odkładać na naszą własną podróż. I dopilnuję, żeby Marek tym razem miał mnie w planach!