Nowe życie o zachodzie lata

newskey24.com 3 dni temu

O zmierzchu życia: nowy początek

W małym miasteczku u podnóża Sudetów mieszkała Elżbieta, której życie przez długie lata wiązało się z miejscową drukarnią. Znała tam każdy kąt, kochała swoją pracę całym sercem, ale gdy skończyła pięćdziesiątkę, zmęczenie jak ciężki kamień spadło jej na barki.

Z mężem, Wojciechem, wychowali dwie córki. Obie już założyły własne rodziny i wyjechały do dużych miast, zostawiając Elżbietę z tęsknotą za ich śmiechem i rzadkimi wizytami u wnuków. Dzwoniła do nich prawie co wieczór, wypytując o nowiny, ale w ostatnich latach jej własne opowieści stawały się coraz smutniejsze. Serce ściskał smutek, a euforia uciekała jak piasek przez palce.

Wojciech przeszedł na emeryturę wcześniej niż ona — był od niej starszy o dziesięć lat. To było jego drugie małżeństwo, i początkowo ich życie płynęło spokojnie. Ale od paru lat coraz częściej sięgał po kieliszek, co doprowadzało Elżbietę do białej gorączki. W takich chwilach stawał się obcym człowiekiem — nie mogła na niego spojrzeć bez bólu. A on w odpowiedzi tylko się złościł, machając ręką na jej prośby o zdrowy styl życia.

Jedyną pociechą dla Elżbiety były sąsiadki — Jadwiga i Halina. Obie, nieco starsze od niej, już od pięciu lat cieszyły się emeryturą. Jadwiga została wdową, Halina dawno się rozwiodła, a ich dzieci mieszkały daleko, prowadząc własne życie. Mimo wieku, obie panie pałały miłością do podróży.

— Jak wy to robicie, iż ciągle gdzieś jeździcie? — dziwiła się Elżbieta, patrząc na ich rozpromienione twarze.

— Żyjemy skromnie, Elu — odpowiadała Jadwiga. — Zawsze tak żyłyśmy. Podróżujemy pociągiem, nie wydajemy na luksusy. Wynajmujemy tanie pokoje, jeździmy wiosną albo jesienią, gdy ceny niższe. W dwie wychodzi taniej. Gotujemy sobie same: sałatkę, rybkę usmażymy — i po sprawie.

— Dokładnie — dodawała Halina. — A na urodziny i święta dzieci i przyjaciele wiedzą, co nam dawać. Nie torty czy kwiaty, tylko pieniądze na wyjazdy! Wszystko planujemy: trasy, wycieczki, wydatki.

— Jakie to wspaniałe! — wzdychała Elżbieta, ale w jej głosie czuć było smutek. — A ja od lat nigdzie nie wyjeżdżam. Wojciech zaszywa się w fotelu, czeka, aż wrócę z pracy. Trzeba mu ugotować, wysłuchać narzekań, a ja ledwo żyję po zmianie.

— Weź urlop, namów go — radziły przyjaciółki. — Jedź z nami w Bieszczady! Tam góry, powietrze jak balsam. Może i jego da się zabrać?

— Co wy, żartujecie? — machnęła ręką Elżbieta. — Wojciech nigdzie nie pojedzie. Przyjaciół nie ma, ochoty na ruch też. Jak tylko na emeryturę przeszedł, tak się w fotelu zakopał. Je, śpi, telewizor ogląda.

— A spróbuj zapytać — nalegały sąsiadki. — Nie decyduj za niego.

Ale Elżbiecie nie przyszło choćby zaczynać tej rozmowy. Jej świat zawalił się, gdy u mamy dostała zawału. Wszystkie myśli skupiły się tylko na niej. Rodzice mieszkali w tym samym miasteczku, i ojciec, mimo osiemdziesiątki, był przy mamie. Ale Elżbieta codziennie biegła do szpitala, ciesząc się każdą poprawą.

Wojciech zamiast wsparcia, złoszcz— Ja też nie jestem już młody — burknął Wojciech, ale w jego głosie po raz pierwszy od dawna zabrzmiała nuta zrozumienia.

Idź do oryginalnego materiału