Nowe możliwości

polregion.pl 1 dzień temu

Drugie życie

Marek nie był przystojniakiem jak Zbigniew Cybulski. Pracował jako zwykły inżynier w fabryce maszyn budowlanych. Nie pił, no może tylko przy okazji świąt. Nie palił. Żonaty od dwudziestu dwóch lat, nigdy nie patrzył w stronę innych kobiet.

Córka wyszła za mąż i wyjechała z mężem do Gdańska. Nie spieszyła się z wnukami. Marek nie martwił się tym specjalnie. Dzieci to odpowiedzialność, hałas i zabawki rozrzucone po całym podłodze. A on przywykł do cichych wieczorów z gazetą przed telewizorem. W końcu ma jeszcze czas na zabawę z wnukami.

Żona Jadwiga była idealną partnerką – zadbana, w domu zawsze czysto i przytulnie, na stole gotowy obiad, a w święta domowy sernik i schabowy. Krótko mówiąc – życie ułożone.

Wracał z pracy samochodem, mrużąc oczy przed zachodzącym słońcem, w oczekiwaniu na syty obiad i chwilę odpoczynku przed telewizorem.

Wszedł do mieszkania, zdjął buty w przedpokoju i nasłuchiwał. Zwykle Jadwiga wyglądała z kuchni i mówiła, iż obiad już prawie gotowy. Tym razem jednak był tylko cisza. Niepokój wkradł mu się do serca. Wszedł do pokoju. Jadwiga stała przy otwartej szafie, zdejmowała sukienki z wieszaków i rzucała je na kanapę, obok której stała otwarta walizka.

– Gdzie się wybierasz? Do córki, do Gdańska? Czyżby była w ciąży? – zapytał Marek.

Jadwiga, nie patrząc na niego, podeszła do walizki i zaczęła układać w niej swoje rzeczy.

– O głuchłaś? Krzyczę, krzyczę, a ty milczysz. Dokąd jedziesz? – powtórzył, czując, jak narasta w nim gniew.

Jadwiga rozejrzała się po pokoju, sprawdzając, czy czegoś nie zapomniała, i zaczęła zamykać walizkę. Była jednak przepełniona, zamek groził pęknięciem.

– Lepiej byś pomógł, zamiast stać jak słup i zadawać głupie pytania. – Odgarnęła niesforny kosmyk włosów z czoła.

– Pytałem, dokąd się pakujesz. Czy to głupie pytanie? – Marek ledwo powstrzymywał rosnące w nim rozdrażnienie.

– Dokąd? Odchodzę od ciebie – rzuciła wyzywająco.

– Dlaczego? – uniósł lewą brew.

– Mam dość. No, pomożesz? – Skinęła w stronę walizki.

– Co ci się znudziło? – Marek podszedł, przycisnął wieko i jednym ruchem zapiął zamek.

– Wszystko. Ty, stanie przy garach, wieczory przed telewizorem.

– Mogłaś powiedzieć. Poszlibyśmy do teatru – rzucił pierwsze, co przyszło mu do głowy.

– Żebym się wstydziła, gdybyś tam chrapał? Dni płyną, a życie ucieka. – W jej głosie wyczuł rozpacz i niezadowolenie.

– Życie i tak mija, czy chcemy, czy nie – odparł filozoficznie.

– Nie przemądrzaj się. Chcę, żeby było co wspominać. A ja co będę pamiętać? Kotlety na patelni? Zmywanie naczyń? Ciebie z gazetą przed telewizorem? – Jej głos załamał się, niemal krzyczała.

– Myślisz, iż nie mam dokąd pójść? Odchodzę do kogoś, kto widzi we mnie kobietę, boginię, królową. Kto pisze dla mnie wiersze… – Wzrok jej się zamglił.

– A ja? – Marek nagle zrozumiał.

– Ty żyj dalej, jak lubisz. Tyle iż gotowanie, pranie i prasowanie będziesz miał na głowie. Przestałeś na mnie zwracać uwagę. Dwa miesiące temu zmieniłam fryzurę, styl. Zauważyłeś? – Uśmiechnęła się ironicznie, postawiła walizkę na podłodze, wysunęła rączkę i wyszła, zostawiając ślady kółek na jasnym dywanie.

Gdy Jadwiga ubierała się w przedpokoju, Marek wciąż patrzył na dwie przygniecione ścieżki na dywanie. Czuł, jakby walizka przejechała po jego sercu, zostawiając takie same ślady.

Dopiero gdy drzwi wejściowe zatrzasnęły się, drgnął i oderwał wzrok. Zrozumiał, iż żona odeszła.

Musiał coś zrobić. Bezwiednie poszedł do kuchni. Na kuchence stał wystygły czajnik. Zajrzał do lodówki – niezbyt obficie – garnek z barszczem, resztki kiełbasy, dwie puszki konserw, kilka jajek i pół butelki mleka. Zamknął drzwiczki. Ochota na jedzenie minęła.

Wrócił do pokoju i usiadł na kanapie, na której jeszcze przed chwilą leżała walizka. Nie miał ochoty ani na gazetę, ani na telewizję. To było fajne, gdy Jadwiga była obok, choćby jeżeli gotowała, zmywała czy prasowała, zerkaW końcu zrozumiał, iż czasem trzeba stracić wszystko, by odnaleźć to, co najważniejsze.

Idź do oryginalnego materiału