Nieznana korespondencja

newsempire24.com 19 godzin temu

**Obce list**

– Przeglądałem dziś stare rzeczy – powiedział Wojciech Nowak – i zupełnie przypadkiem znalazłem na strychu list…
– Pamiętam, jak często pisałeś listy do mamy. Zwłaszcza przed świętami – uśmiechnęła się Zosia, wypatrując nowych zmarszczek na twarzy ojca.
– Tak, tylko ten nie jest mój. Adres jakiś dziwny… Miasteczko Jastarnia. choćby znaczek jest cały. Ale przecież nigdy nie mieliśmy tam znajomych!

Wojciech podrapał się po głowie, próbując sobie przypomnieć, skąd u niego ten list. Właśnie dlatego zwrócił się o pomoc do córki. I nie zawiódł się.

– Tato, pamiętasz, jak opowiadałeś, iż kiedy się urodziłam, pracowałeś na poczcie? Może stamtąd, jeżeli to w ogóle możliwe… Bo w Jastarni naprawdę nikogo nie znamy, to wiem na pewno.
– Hmm… – Wojciech wpatrzył się w ścianę, po czym nagle uderzył się dłonią w czoło. – Ależ ze mnie starucha! No jasne! Wtedy złamałem nogę, a potem zgubiłem torbę pocztową. Dostałem choćby naganę i musiałem za tę torbę zapłacić. Pięćset złotych, jakby to było wczoraj.
– O rany. Czyli ten list nigdy nie dotarł? – zainteresowała się Zosia.
– Kto – ten? – zmarszczył brwi Wojciech.
– No, ten… adresat.
– Ach, to przecież ona! – uśmiechnął się. – List był do kobiety.

Ojciec i córka zamilkli. Każde myślało o swoim: Wojciech wspominał czas pracy na poczcie, który był jednym z najtrudniejszych w jego życiu, a Zosia zastanawiała się, co jest w środku. Spróbowała choćby prześwietlić kopertę latarką, ale przez gruby papier nic nie dało się odczytać. Wtedy przerwała ciszę:

– Może powinniśmy go odnosić?
– Gdzie teraz? – Wojciech od razu się ożywił. – Pewnie już nikogo tam nie ma. Dwadzieścia lat minęło, pewnie wszyscy dawno wyjechali. Albo pomarli, jak to zwykle bywa.
– A nuż? Wiesz co, spróbujmy. To takie intrygujące. Może zmieniłeś czyjeś życie! – Zosia delikatnie wyjęła kopertę z rąk ojca. – Zawiozę cię. Jedziemy jutro rano!

Jastarnia przywitała ich poranną ciszą i spokojem. Zosia z ojcem przejechali czterdzieści kilometrów, zanim dotarli do miasteczka. Letni poranek i podróż zostawiły w nich niezapomniane wrażenia.

Wąskie uliczki były obce, ale nowoczesne znaki pomogły im odnaleźć drogę. Zosia, uważnie wypatrując nazw ulic, prowadziła powoli samochód. Wojciech obok niej z ciekawością przyglądał się okolicy.

– O, właśnie – numer trzydzieści pięć – Zosia zatrzymała się przed schludnym drewnianym płotem z rzeźbioną furtką.

Na ich pukanie wyszła kobieta około sześćdziesiątki, z przyjaznymi zmarszczkami wokół oczu i srebrem w ciemnych włosach. Spojrzała uważnie na gości, zastanawiając się, czy ich zna.

– Dzień dobry! – głośno powiedziała Zosia. – Przyszliśmy w bardzo nietypowej sprawie. Dwadzieścia lat temu ten list miał do pani trafić, ale przez pomyłkę został w naszej rodzinie. Niedawno go znaleźliśmy i teraz postanowiliśmy go pani oddać.

Kobieta zmierzyła ich badawczym spojrzeniem, w którym było wyraźne niedowierzanie.

– Jaki list? – zapytała ostrożnie.

Zosia wyjęła z torebki pożółkłą kopertę i odczytała:

– Do Marii Kowalskiej.
– Tak, Maria Kowalska – to ja – odparła kobieta. – Ale nie przypominam sobie, żebym czekała na list. A już na pewno nie dwadzieścia lat temu. Od kogo?

Wyciągnęła rękę, by spojrzeć na kopertę. Jej oczy gwałtownie przebiegły po adresie, ale nazwisko nadawcy było jej zupełnie obce.

– Wejdźcie do domu – powiedziała nagle Maria, otwierając furtkę. – Na progu o takich rzeczach się nie rozmawia.

Wojciech i Zosia, wymieniając spojrzenia, weszli na podwórko. Wszędzie panował porządek, jakby Maria od lat czekała na gości.

W kilka minut później siedzieli przy małym stole. Maria postawiła czajnik i filiżanki.

– Proszę się częstować – rzuciła krótko.

Siedząc naprzeciw, rozcięła kopertę scyzorykiem. Zosia zaproponowała:

– Może zostawimy panią samą z listem?
– Przecież też jesteście ciekawi, co tam jest – uśmiechnęła się Maria. – A ja, szczerze mówiąc, trochę się boję. Nie chcę sama czytać listu, na który nie czekałam.

Wojciech głośno popił gorącą herbatę. Zosia spojrzała na niego z dezaprobatą, ale gospodyni tego nie zauważyła. Maria wyjęła list, rozłożyła kartkę. Jej oczy gwałtownie biegały po linijkach. Nagle zbladła i osunęła się na krześle, ledwo oddychając. List opadł na kolana.

Zosia poderwała się, nie wiedząc, jak pomóc. Bała się szukać wody w cudzym domu, ale w końcu zebrała się na odwagę i pobiegła do kuchni.

– Już, Maria, za chwilę! Woda! Tato, wachluj ją! – krzyknęła przez ramię, omijając meble.

W głowie miała tylko jedną myśl: co takiego mogło być w tym liście?

W kuchni z trudem znalazła szklankę i nalała wody z kranu. Ręce jej drżały, gdy wracała. Maria wciąż siedziała, ale już przyciskała list do piersi. Na jej twarz powoli wracała barwa.

– Proszę, niech pani napije się wody – powiedziała cicho Zosia, podając szklankę.
– Dziękuję – powiedziała Maria, biorąc łyk. – Wybaczcie, iż was przestraszyłam. Już mi lepiej.
– Co pani! To my panią tym listem zdenerwowaliśmy… – zawstydzony odezwał się Wojciech.
– choćby nie wiecie, coście zrobili – Maria spojrzała na Wojciecha.

Zosia wpatrzyła się w ojca, jakby pytając, co takiego narozrabiał. Ale ten tylko wzruszył ramionami – sam nie rozumiał, o co chodzi. Maria ciągnęła dalej:

– Zmieniliście całe moje życie…

Wciąż patrzyła na Wojciecha. W jej oczach była cała gama uczuć – od bólu po spokój.

– To list od kochanki mojego męża… – zaczęła, z trudem dobierając słowa. Zosia otworzyła usta ze zdumienia. – Wyobraźcie sobie, mieli romans, o którym- Wyobraźcie sobie, mieli romans, o którym choćby nie miałam pojęcia – dodała Maria, patrząc na popioły w piecu, a w jej głosie zabrzmiało dziwne ukojenie, bo teraz wreszcie zrozumiała, iż miłość i wierność potrafią przetrwać choćby największe próby.

Idź do oryginalnego materiału