Obojętny
Po rozwodzie z mężem i podziale mieszkania, Kinga musiała zamieszkać prawie na obrzeżach miasta. Dostała dwupokojowe mieszkanie, które od zawsze było zaniedbane. Przynajmniej takie było pierwsze wrażenie Kingi. Ale była jedną z tych kobiet, których nic nie przeraża – zahartowała się w małżeństwie z mężem-tyranem.
Wcześniej przejrzała mnóstwo ofert, ale wszystkie były za drogie. To mieszkanie ją jednak zadowoliło.
– Babcia tu mieszkała – powiedziała młoda, sympatyczna dziewczyna. – Rodzice zabrali ją do siebie, bardzo choruje, dlatego postanowili sprzedać. Mieszkanie trochę daleko. Nie dla mnie. Tym bardziej iż tata obiecał dołożyć, żebym mogła kupić coś bliżej nich.
Kinga patrzyła na nią, a tamta ciągnęła dalej:
– Wiem, iż bez remontu, ale cena do negocjacji.
I tak Kinga kupiła to mieszkanie, które po prostu błagało o remont. Plusem było to, iż biuro, w którym pracowała, było trzy przystanki tramwajem dalej. Dojazd zajmował jej około czterdzieści minut.
Krzysztof, były mąż Kingi, był prawdziwym tyranem. Zrozumiała to dopiero po pięciu latach małżeństwa, gdy już mieli syna. O rozwodzie pomyślała po kolejnej awanturze. Z natury była kobietą domową, gospodarną. W domu zawsze panował ład, ale gdy mąż wracał pijany, wszystko leciało na podłogę. Talerze w kuchni, wazony w pokoju, ubrania.
– Czego siedzisz? Wstawaj i sprzątaj! – ryczał Krzysztof, gdy już się wykrzyczał.
Lubił patrzeć, jak Kinga sprzątała – a mieszkanie nie było małe. Kiedyś wykupił sąsiednie dwa pokoje, powiększając tym swoją dwupokojówkę. Kinga zadbała o wystrój, zawsze utrzymywała czystość, gotowała z radością. Ale tych wybuchów wściekłości u męża nie mogła już znieść. Bała się, iż pewnego dnia posunie się dalej niż krzyki.
Na początku zdarzało się to rzadko, ale z biegiem lat coraz częściej. Gdy syn wyjechał na studia do Gdańska, Kinga zdecydowała się na rozwód. Przeszła przez wiele, ale w końcu była sama w swoim mieszkaniu. Starała się, by Krzysztof nie dowiedział się, gdzie teraz mieszka. Pieniędzy starczyło na zakup i choćby trochę na remont. Wzięła dwutygodniowy urlop specjalnie, żeby wszystko ogarnąć.
– Remont zrobię sama. Hydraulika w porządku, zresztą widać, iż wymieniona niedawno. Tapety i malowanie dam radę. A jeżeli coś, znajdę faceta z ogłoszenia. No i sufit podwieszany – westchnęła, patrząc na odpadający tynk.
Fachowca od sufitów znalazła szybko, i w kilka dni było po sprawie. Kupiła tapety i klej. Zabrała się do roboty z energią – w końcu to dla siebie. W tapetowaniu pomogła jej przyjaciółka Ania. Gdy skończyły, obie były zachwycone.
– No Kinga, teraz to dopiero u ciebie pięknie! Jasno, czysto, przytulnie. Tylko podłogę trzeba zmienić, położyć jasny laminat. Powiem mojemu Markowi, on to ogarnie. U nas sam kładł, super wyszło. I dużo taniej wyjdzie. On wszystko kupi i przywiezie.
– O, fakt! Ale najpierw muszę pomalować kaloryfery, nie podobają mi się te kolory. Zrobię je w tonacji tapet.
– Dobra, lecę już, pogadam z mężem. Nowe mieszkanie świętujemy, jak wszystko będzie gotowe – śmiała się Ania.
Niedaleko domu był mały sklep z materiałami budowlanymi, do którego Kinga wcześniej nie zaglądała. Ale farbę można było kupić i tu, zamiast jechać do marketu. W sklepie panował półmrok.
– Na oświetleniu oszczędzają? – przemknęło jej przez myśl.
Za ladą stał sprzedawca, pochylony nad jakąś puszką i monotonnie mieszał.
– Dzień dobry – powiedziała Kinga.
Sprzedawca podniósł głowę, a ona oniemiała. Przed nią stał przystojny mężczyzna o jasnych włosach i niebieskich oczach, przypominający jakiegoś aktora. choćby w tym słabym świetle wyraźnie go widziała. I przypomniała sobie, co myślała, idąc do sklepu: „Czym może mnie zaskoczyć ta dzielnica?”. Jak się okazało – kimś…
– Dzień dobry – odpowiedział. – W czym mogę pomóc?
– Farba… macie farbę w kolorze kości słoniowej?
– Jaka farba? Emalia, olejna…
– O, nie wiem.
Zaprowadził ją do regału i pokazując różne puszki, spokojnie tłumaczył:
– Ta nadaje się do drewna, a tą najlepiej maluje się rury…
– A, no ja mam kaloryfery – odparła Kinga.
Postawił przed nią puszkę. Zapłaciła i wybiegła ze sklepu. W drodze na górę złorzeczyła sobie, iż nie odezwała się do niego szerzej.
– Zawsze tak. Jak tylko ktoś mi się spodoba, od razu tracę głos. A przecież był pretekst!
Wyobrażała sobie, jak prosi go o pomoc w malowaniu kaloryferów, ale to były tylko marzenia. Wzięła się do roboty tak energicznie, iż do wieczora wszystkie były gotowe.
Zamknęła się w kuchni, gdzie na czas remontu stała rozkładana sofa, i otworzyła okno na oścież.
– Fajnie tu wieczorami. Cicho, nie jak w centrum – myślała, zasypiając. – Jutro maluję kuchnię i koniec.
Rano, po śniadaniu, sięgnęła po pędzel – ale był suchy. Wieczorem zapomniała go umyć.
– No to znów do sklepu – choćby się ucieszyła, iż znowu go zobaczy.
– Słucham panią – powiedział grzecznie.
– Chyba nie zrozumiał – pomyślała Kinga i nagle wyrwało się jej: – Dlaczego tu tak ciemno? Trudno cokolwiek zobaczyć.
– Proszę pytać, wszystko pani wyjaśnię – odpowiedział spokojnie, niemal obojętnie.
– Pędzel mi zaschnął.
– Proszę kupić olej lniany – odparł tym samym neutralnym tonem.
– Dobrze… – powiedziała przygnębiona, zapłaciła i wyszła.
Jego grzeczność była chłodna, ale Kinga nie dała za wygraną:
– Nic nie szkodzi. Jeszcze mnie nie znasz, ale bardzo mi się podobasz.
Wiedziała, iż jeszcze nie raz tu wróci – i wymyśli jakiś pretekst. W ogóle nie brała pod uwagę, iż mógł być żonaty. Była pewna, iż wolny, choć wyglądał na trochę po czterdziestce, tak jak ona.
Trzeciego dnia znów poszła do sklepu.
– Dzień dobry, – powiedziała, uśmiechając się– Dzień dobry – powiedziała, uśmiechając się, – już chyba stałam się stałą klientką, – żartowała.
– Słucham panią – odpowiedział tak samo spokojnie.
– Dwie żarówki po sto watów – powiedziała, a nastrój jej opadł, gdy tylko podał sucho cenę.
Zapłaciła i wyszła.
– Co tu się w ogóle dzieje? – myślała zirytowana. – Czy on mnie naprawdę nie pamięta? Próbowałam się przełamać, a on jakby z lodu.
Czwartego dnia wpadła do sklepu i od progu zawołała:
– Cześć, to znowu ja! Poznał mnie pan? – Nie dając mu szansy na odpowiedź, gwałtownie dodała: – Jeszcze nieraz tu przyjdę, remont trwa, a pomocy brak, radzę sobie sama. Może się poznamy? Bo choćby nie wiem, jak pana nazwać. Jestem Kinga.
– Stanisław – odpowiedział tym samym równym głosem. – W czym mogę pomóc?
– Proszę pokazać mi szpachelki.
Znów wskazał kilka, spokojnie wyjaśniając, która do czego, ona zapłaciła i wyszła.
– Może nie jestem w jego typie? – zastanawiała się, choć wiedziała, iż jest atrakcyjną kobietą. – Jestem dobrą gospodynią, piekę najlepsze pierogi i choćby ukończyłam studia z wyróżnieniem. A najważniejsze, czuję, iż Stanisław to mój człowiek.
Następnego dnia znów poszła do sklepu.
– Dzień dobry, Stanisław.
– Dzień dobry – odpowiedział bez emocji.
– Potrzebuję wałek malarski – rzuciła Kinga, pokręciła nim chwilę w rękach i wybiegła.
– Niech się wynosi – warknęła, czując urazę. – Przeżyję to, więcej tu nie wrócę.
Minął prawie drugi tydzień urlopu, mieszkanie wyglądało już zupełnie inaczej, choćby umówiła się z Anią na kawę, by uczcić nowe lokum.
– Spotkamy się po pracy – mówiła przyjaciółce. – Możemy u mnie, ale lepiej chyba w knajpce.
– No jasne, Marek też chce przyjść, w końcu to on położył ci laminat – zgodziła się Ania. – A jak tam ten sprzedawca z niebieskimi oczami?
– Nic z tego… Już tydzień tam nie byłam – odpowiedziała Kinga przygnębionym głosem.
– A szkoda, nie można tak łatwo odpuszczać – powiedziała Ania. – Wiesz, kropla drąży skałę. A tu przecież chodzi o faceta.
– No co ty, Ania, pewnie jest żonaty – machnęła ręką Kinga.
W sobotni wieczór wracała z marketu z torbą produktów, idąc powoli.
– Jutro jeszcze jeden dzień, w poniedziałek do pracy – myślała. – W domu już nudno, wszystko zrobione.
– Kinga! – nagle usłyszała. Obejrzała się.
– Kinga, dzień dobry – przed nią stał Stanisław, a ona natychmiast się speszyła.
Potem niespodziewanie przeszedł na „ty”, jakby byli przyjaciółmi od lat.
– Dlaczego tak długo cię nie było? – mówił, a ona zauważyła, iż się denerwuje, głos mu drży. – Czemu nie przychodzisz?
– Cześć! – odparła wesoło. – Remont skończony, w poniedziałek do pracy.
– Tak? A ja myślałem… – zawahał się. – Mogę zobaczyć ten twój remont?
Nerwowo przestępował z nogi na nogę, a jej tak bardzo chciało się powiedzieć: „Gdzie byłeś wcześniej?”.
– Remont gotowy, ale pomoc zawsze się przyda – odparła z lekkim uśmiechem.
– Co? – zatrzymał się, jak wryty, i powiedział poważnie: – Ty mi się od razu spodobałaś, a ty tylko pomocnika szukasz?
– O Boże, nie zrozumiałeś… – rozbawiło ją to. – No chodź, pokażę ci mieszkanie, a przy okazji zaparzę herbatę.
Zauważyła, jak rozbłysły mu oczy, choćby się delikatnie zarumienił.
– Więc o to chodzi – pomyślała. – On po prostu jest nieśmiały.
– adekwatnie to nie pomocnik mi potrzebny – powiedziała wesoło. – Tylko mój człowiek.
Stanisław się roześmiał i spojrzał na nią ciepło, a jej serce zabiło mocniej.
– Bałem się zapytać, czy jesteś wolna – przyznał. – A potem przypomniałem sobie, iż mówiłaś, iż sama robisz remont… – uśmiechnął się. – Dobrze, iż cię spotkałem. Już myślałem, iż więcej nie wrócisz.
Kinga poczuła, jak euforia rozlewa się po niej – Stanisław był dokładnie taki, jakiego zawsze pragnęła: spokojny, pewny, z mocnym ramieniem, na którym mogła się oprzeć.