Nieudany żart
Radosna i zawsze uśmiechnięta Jula nie mogła przeżyć dnia bez żartów. W szkole ciągle rozśmieszała innych, a chłopaki ją za to szanowali. Na studiach grała w kabarecie. choćby swoich chłopaków wybierała pod kątem poczucia humoru.
Julka, coś za często zmieniasz facetów powiedziała kiedyś jej koleżanka ze studiów. Z jednym pogadasz, z drugim się przejdziesz, a ja patrzę, a ty już z trzecim się spotykasz.
Kasia, no wiesz, dla mnie jeden z najważniejszych kryteriów przy wyborze chłopaka to poczucie humoru. Sama nie mogę bez tego żyć. To nie moja wina, iż trafiają mi się tacy Sławek w ogóle się nie uśmiechał, a Tymek jak zobaczył palec, to się przewracał ze śmiechu. To też przesada tłumaczyła się przyjaciółce.
No tak, długo będziesz szukać, żeby wszystko się zgadzało zaśmiała się Kasia.
No bo lubię się pośmiać, pożartować. Chcę mieć obok siebie kogoś, z kim mogę się wygłupiać mówiła Jula.
Jul, ale życie to nie żart. Ja na przykład wolę, żeby obok mnie był poważny facet, a te wszystkie zabawy możesz sobie darować odparła już poważnie koleżanka.
No cóż, różnimy się, Kasia. Mnie podobają się faceci, którzy nie tylko żartują, ale i potrafią śmiać się z siebie, widzą wokół pozytywy. To przecież świetne, gdy obok są pogodni ludzie. Tylko żeby żarty nie przekraczały granic przekonywała Jula.
Jula uwielbiała prima aprilis jedyny dzień w roku, gdy można było wszystko obrócić w żart i nikt nie miał prawa się obrazić. I na studiach, i w pracy w biurze, starała się kogoś wykiwać. Sama za to niemal zawsze wyczuwała, gdy ktoś próbował ją nabrać. Po prostu miała taki charakter.
Spotykała się z różnymi chłopakami, ale Sławek to była żywa patelnia żadnego dowcipu nie rozumiał, a jeszcze się dąsał, więc gwałtownie z nim skończyła. Tymek początkowo wydawał się w porządku, śmiał się z jej żartów, razem oglądali kabarety, ale zauważyła, iż niektórych rzeczy zupełnie nie łapie, więc w końcu się rozeszli.
**Rozstanie**
Gdy poznała Igora, wydawało jej się, iż to ten jedyny z nim naprawdę będzie mogła spędzić życie. Oczywiście żartując, bo bez tego ani rusz. Pewnego pierwszego kwietnia schowała się za rogiem w mieszkaniu, a gdy przechodził, wyskoczyła z krzykiem Buu!, robiąc przerażającą minę. Żart nie wypalił Igor wcale się nie przestraszył, ale Jula była gotowa na ripostę.
Ku jej zdziwieniu, tego dnia Igor w ogóle się nie odgryził. Za to dwa dni później, gdy wchodziła do pokoju z tacą i dwiema filiżankami kawy oraz czekoladką, rzucił jej pod nogi zabawkowego węża, który wyglądał jak prawdziwy i choćby się poruszał. Zaskoczona i przerażona Jula drgnęła, tupa wypadła na podłogę, a kawa rozprysła się na wszystkie strony.
Igor, co ty wyprawiasz, czy tak można straszyć? Kawa była gorąca, dobrze, iż się nie poparzyłam, iż jakoś nie wylałam jej na nogi! krzyczała oburzona.
Igor spokojnie odparł:
No co, to moja odpowiedź. Nie wiedziałem, iż tak zareagujesz.
Tym razem trochę się pokłócili, ale gwałtownie pogodzili. Jednak miesiąc później znów się obżartował tym razem przyniósł żywego, niewielkiego węża (niegroźnego, ale jaskrawego, pożyczonego od kolegi). I znów rzucił go przed Julą, gdy ta dopijała herbatę przed wyjściem do pracy. Jula spanikowała, gdy gad zaczął pełznąć w jej stronę wylała herbatę na siebie, wskoczyła na krzesło i wrzeszczała wniebogłosy.
Igor wybuchnął śmiechem, złapał węża i włożył go do pudełka.
No co, aż tak się wystraszyłaś? Zbladłaś! zdziwił się szczerze. Nie jest jadowity, pożyczyłem go od Miśka. Przecież lubisz żarty, więc się zabawiłem.
Czy tak się żartuje?! Zabieraj tego węża i przy okazji swoje rzeczy, wynoś się z mojego mieszkania na cztery wiatry. I uważaj, mówię to zupełnie poważnie. Spadaj.
I tak się rozstali. Owszem, Jula kochała żarty, ale takie, które były niewinne. Przynajmniej bezpieczne dla zdrowia. Zawsze wyczuwała, gdy ktoś chce ją nabrać, więc niełatwo było ją zaskoczyć. Wszyscy w pracy o tym wiedzieli często sama ich rozkręcała. Mogła podejść z kamienną twarzą i rzucić absurdalną kwestię. No i jak tu odgadnąć, czy żartuje, czy nie? Ale koledzy, choć się spinali, rzadko kiedy udawało im się ją przechytrzyć.
Tę swoją pokerową twarz wykorzystywała na całego. Podejdzie do kolegi Maćka, powie coś kompletnie od czapy z niewzruszoną miną, a ten już leci sprawdzać albo działać. Ale nigdy się nie obrażał. On też lubił się przekomarzać. No i oczywiście pierwszego kwietnia oboje starali się być szybsi.
Z Maćkiem łączyła ją relacja czysto zawodowa choćby nie przyszło jej do głowy, żeby spojrzeć na niego inaczej. Może dlatego, iż te ich humorzaste potyczki sprawiały jej frajdę i były odskocznią od szarej codzienności.
**Prima Aprilis**
Tego roku Jula się postarała. Przyniosła jabłeczniki (sama upiekła), ale jeden specjalnie przygotowała dla Maćka naszpikowała go solą i pieprzem.
Maciek, chodź na kawę, napiekłam choćby ciasta, masz pokazała talerz, który niosła przed sobą, położyła przed nim specjalny kawałek i poszła dalej, częstując resztę.
Kawę to ja sobie sam zaleję, bo od ciebie można się spodziewać wszystkiego zaśmiał się, choćby nie patrząc na ciasto.
Ale gdy już pił kawę, machinalnie wziął pierwszy kęs, potem drugi i nagle zatkał usta dłonią, wypadł z pokoju.
Jula, znowu twoje numery, nam też coś dosypała? pytali koledzy, jedni przestraszeni, inni rozbawieni.
Nie, nie, jedzcie spokojnie, tylko Maciek dostał prezent rozśmiała się.
Maciek wrócił i poważnie zapytał:
Jak mogłem dzisiaj się zrelaksować? Przecież wiedziałem, iż od ciebie trzeba się spodziewać podstępu.
Całe biuro wybuchnęło śmiechem, JulaAle gdy Jula znów spojrzała na Maćka jego ciepłymi, troskliwymi oczami, nagle zrozumiała, iż najlepsze żarty to te, które łączy się z kimś, kogo naprawdę się kocha.