*Dziennik*
Czasem myślę, iż szczęście to mieć dzieci żywe, zdrowe, ustabilizowane, z własnymi rodzinami. Zawsze uważałam się za kobietę szczęśliwą: kochający mąż, dorosła córka, dobre wnuki. Nie byliśmy bogaci, ale mieliśmy harmonię. Czego więcej można chcieć?
Agnieszka wyszła za mąż wcześnie miała 21 lat, on był po trzydziestce. Ja i mąż zaaprobowaliśmy: dojrzały mężczyzna, stała praca, własne mieszkanie. Żadnych nieodpowiedzialnych studentów. On opłacił wesele, miesiąc miodowy, zasypywał ją drogimi prezentami. choćby kuzyni komentowali: Agnieszka wpadła jak śliwka w kompot.
Pierwsze lata wyglądały idealnie. Urodzili się Jakub i Zosia, przeprowadzili do domu w Konstancinie, odwiedzali nas w weekendy. Z czasem zauważyłem jednak, iż Agnieszka stała się cichsza. Rzadkie uśmiechy, krótkie odpowiedzi. Mówiła, iż wszystko w porządku, ale głos brzmiał pustką. Serce matki się nie myli.
Pewnego ranka zadzwoniłem cisza. Wiadomości bez odpowiedzi. Postanowiłem wpaść niespodziewanie. Tęskniłem, powiedziałem.
Zmarszczyła brwi, otwierając drzwi, nie uśmiechnęła się. Pobawiłem się z wnukami, posprzątałem w kuchni. Zostałem na noc. Wieczorem Krzysztof wrócił późno. Biały pył na kołnierzu, drogie perfumy na ubraniu. Pocałował ją w policzek odwróciła głowę.
Nad ranem usłyszałem go na balkonie: Załatwię to, kochanie ona nic nie podejrzewa. Ścisnąłem szklankę tak mocno, iż prawie pękła.
Rano spojrzałem jej w oczy: Wiesz o wszystkim, prawda?. Spuściła wzrok: Tato, daj spokój. To pod kontrolą. Wymieniłem każdy szczegół. Powtarzała mechanicznie: To ci się wydaje. Dobry ojciec. Daje nam wszystko. Miłość zmienia się z latami.
Łzy ukryłem w łazience. W tamtej chwili straciłem nie tylko zięcia, ale i córkę. Zamieniła miłość na bezpieczeństwo. On wykorzystywał jej milczenie.
Wieczorem postawiłem go pod ścianą. choćby się nie zawahał:
No i co? Nie porzucam rodziny. Płacę rachunki, jestem obecny. Ona woli tak. Niech pan się nie wtrąca.
A jeżeli wszystko opowiem?
Ona już wie. Udaje, żeby przetrwać.
Wróciłem do Gdańska pociągiem, z duszą w strzępach. Żona ostrzega: Nie mieszaj się, stracisz ją. Ale już tracę, dzień za dniem. Wszystko przez to, iż chciała żyć jak z okładki. Teraz płaci za to duszą.
Modlę się, aby pewnego dnia spojrzała w lustro i zobaczyła, iż zasługuje na więcej. Że szacunek jest więcej wart niż markowe torebki. Że wierność to nie luksus, ale fundament. Może wtedy spakuje walizki, złapie dzieci za ręce i wyjdzie.
Ja będę tu. choćby jeżeli teraz się oddala. Będę czekał. Ojciec nie poddaje się. choćby gdy świat się wali.













