Nierządnica. Teściowa wyrzuciła za drzwi kobietę z małym dzieckiem, ale choćby nie przypuszczała, co się wydarzy

newsempire24.com 5 dni temu

Pasożytka. Teściowa wyrzuciła za drzwi kobietę z małym dzieckiem. Ale choćby nie mogła sobie wyobrazić…
Mikołaj w końcu zasnął dopiero o trzeciej. Siedziałam na brzegu łóżka, zdrętwiała w niewygodnej pozycji ręka mi zdrętwiała, ramię bolało, ale bałam się drgnąć. Dziecku wychodziły zęby dziąsła były czerwone, cały czas wkładał piąstki do buzi i płakał tak, iż serce mi się krajało.
Wydawało się, iż nie spał całą wieczność. Wystarczyło spróbować odłożyć go do łóżeczka natychmiast się budził, jakby wyczuwał, iż chcę uciec. Dopiero siedem miesięcy, a w tym czasie zdążyłam przeżyć zupełnie nowe życie. Miłość, ból, strach, szczęście wszystko splotło się w ciasny węzeł, którego teraz nie da się rozwiązać.
Kiedy oddech syna się wyrównał, ostrożnie wstałam. W oknie naprzeciwko paliło się światło ktoś w naszej blokowej dziewięciopiętrowce też nie spał. Często zastanawiałam się, kto to może wykończona matka, tak jak ja? Bezsenność u staruszka? Zakochana para? Kiedyś marzyłam, iż z Wojtkiem kupimy własne mieszkanie i będę patrzeć z okna na swój podwórek. Ale te marzenia rozwiały się jak dym.
Trzy lata pracy na kasie w Spożywczaku i wszystkie oszczędności poszły w błoto. Najpierw pierwsza wpłata na kredyt, którego nigdy nie wzięliśmy. Potem na remont w tym mieszkaniu, gdzie mieszkaliśmy z Anną, matką Wojtka. Będzie przytulniej mówił. Ale przytulniej zrobiło się tylko im.
Od kiedy przekroczyłam ten próg z walizką i głupią nadzieją na szczęśliwe życie, nigdy nie poczułam się tu jak w domu.
Wszystko się ułoży obiecywał Wojtek półtora roku temu. Pobierzemy się latem mówił, zanim zaszłam w ciążę. Poczekamy jeszcze trochę szeptał, gdy urodził się Mikołaj. Kiwałam głową. Wierzyłam. Czekałam. Ale pieczątka w dowodzie jakoś wydawała mu się zbędna.
Anna co rano brzęczała kluczami w przedpokoju, szykując się do pracy w księgowości. W myślach nazywałam ją szpicem mała, zrzędliwa, z wiecznie zadartym nosem. Ze mną rozmawiała tylko wtedy, gdy musiała, jakbym nie była matką jej wnuka, a tymczasową służącą. Gdy gotowałam krzywiła się: Nie umiesz obchodzić się z jedzeniem. Gdy prałam: To drogie rzeczy. Ale zawsze z trującym uśmiechem.
Kasiu, podłogę byś umyła mówiła w mój jedyny wolny dzień. Katarzyna, kupiłam twarożek dla Mikołajka dodawała, choć nigdy nie brałam jej produktów.
Swojego pokoju pilnowała jak twierdzy. W naszej nieobecności przeszukiwała rzeczy. Pewnego razu złapałam ją na grzebaniu w mojej szafie. Szukałam ręcznika powiedziała bez cienia zażenowania.
W kuchni panował specjalny porządek. Jej talerze osobno, nasze osobno. Jej patelnia, jej garnek, jej trzepaczka. Nic wspólnego. Gdy Wojtek się spóźniał, jadłam kolację w pokoju byle tylko nie siedzieć z nią przy jednym stole.
A jednak jakoś się trzymaliśmy dzień za dniem, miesiąc za miesiącem. Przed narodzinami Mikołaja jeszcze mogłam się wyrwać do pracy, do przyjaciółek, na spacer. A teraz? Z dzieckiem na rękach, z ledwie trzema stówami w portfelu i czterema tysiącami zasiłku na karcie.
Cicho zamknęłam drzwi i wyszłam do korytarza. Chciało mi się pić, głowa huczała od niewyspania druga nieprzespana noc z rzędu. Wczoraj Mikołaj obudził się o wpół do drugiej i zasnął dopiero o piątej. A o dziesiątej rano znów na nogach. Poruszałam się jak zombie, oczy jakby piaskiem zasypane.
W kuchni paliło się światło. Anna jeszcze nie spała. Chciałam tylko nalać wody i wyjść, ale nie zdążyłam zrobić choćby kroku.
Jeszcze nie śpisz? odwróciła się teściowa. Znowu w telefonie siedzisz, widzę światło pod drzwiami.
Mikołaj źle śpi odpowiedziałam. Ząbkuje
Warknęła. W tym dźwięku było wszystko niedowierzanie, sugestia, iż tylko wymiguję się od obowiązków, i za moich czasów to i pracowałam, i dzieci wychowywałam.
Można ciszej? poprosiłam, wzdrygając się od hałasu talerzy. Mikołaj dopiero zasnął.
Coś błysnęło w jej oczach. gwałtownie odwróciła się do zlewu, zgarbiła, a potem
Potem zwróciła się do mnie. Twarz wykrzywiona, oczy zwężone. Z hukiem postawiła kubek na stole.
Ciszej? powtórzyła Anna. Ja w swoim domu mam chodzić na palcach?
Oparłam się o framugę. Siedem miesięcy bez snu. Siedem miesięcy życia w tych dziesięciu metrach, gdzie każdy krok jak po polu minowym.
Tylko prosiłam, żeby nie trzaskać naczyniami powiedziałam cicho.
A może po prostu nie umiesz dzieci usypiać? teściowa założyła ręce. Ja dwójkę wychowałam. Żadnych problemów z zębami nie było. I spały jak aniołki.
Zaciśnięte zęby. W pokoju spał mój syn, a tu, na tej maleńkiej kuchni, zbierała się burza. Cokolwiek bym powiedziała będzie źle. Zamilknę przyznam, iż jestem złą matką. Zaprotestuję wywołam awanturę.
Chciałam tylko wody mruknęłam, robiąc krok w stronę zlewu.
Oczywiście Anna ani drgnęła. Tobie zawsze coś tylko trzeba. To się położyć, to w telefonie posiedzieć. A pracować to nie dla ciebie?
Zastygłam. Pracować? Z siedmiomiesięcznym dzieckiem, które nie śpi w nocy?
Wrócę do pracy, jak Mikołaj skończy półtora roku powiedziałam stanowczo. Jak się umówiliśmy.
Umówiliśmy się przeciągnęła teściowa. Mój syn to co, z żelaza? On sam ciągnie rodzinę. A ty tylko pieniądze wydajesz. Te zasłony za ile? A wózek importowany?
Patrzyłam na nią, nie wierząc własnym uszom. Zasłony za trzysta złotych? Wózek używany za tysiąc?
Apropos pieniędzy oczy Anny zabłysły. Ty w ogóle kiedyś płaciłaś za mieszkanie? Za prąd? Ty tu jest

Idź do oryginalnego materiału