Nieposłuszne talerze: trzy dni prób cierpliwości.

newsempire24.com 2 dni temu

Nieposłuszne talerze: trzy dni prób cierpliwości.

Jan mył naczynia. Trzy dni męki, a ani jeden talerz ani filiżanka nie były czyste. Wróciwszy z pracy, choćby nie przebrał się, tylko zarzucił fartuch i zabrał do roboty. Chciał jeszcze ugotować jakąś zupę, bo już nie pamiętał, jak smakuje prawdziwa

Resztki jedzenia przylgnęły do talerzy tak mocno, iż musiał je moczyć. Filiżanek po kawie ze dziesięć. Czy naprawdę nie można po sobie choć jednej umyć? W gardle stanęła mu gorycz. Był głodny, a w lodówce tylko kilka ogórków i pusta półka. Nagle w nozdrza uderzył zapach szarlotki Ani. W ich domu zawsze pachniało wypiekami, bo żona uwielbiała gotować. Ledwo wracała z pracy, a w kuchni już unosił się zapach cynamonu albo wanilii. Mikser warczał, piekarnik się nagrzewał

Ale teraz Jan wspominał żonę z taką czułością. Wtedy wydawało mu się, iż poza kuchnią i dziećmi (praca się nie liczyła) nic więcej nie widzi. Zawsze coś: albo pranie, albo mycie okien, albo trzepanie dywanów. A latem kuchnia zamieniała się w fabrykę przetworów. Jan ledwo nadążał z noszeniem słoików do piwnicy.

Pewnego wieczoru wrócił z pracy Ania, jak zwykle, na progu kuchni coś warzyła i gotowała na parze, a ona sama, siedząc na brzegu stołu (miała ten okropny nawyk), obierała jabłko i przez telewizor oglądała jakiś koncert.

Rozwodzę się z tobą powiedział Jan dziwnie spokojnie, choćby bez przywitania.

Żona drgnęła, ale nie odwróciła głowy.

Mam inną kobietę wyjaśnił. Kocham ją i nie mogę cię dłużej oszukiwać.

Ania odłożyła nóż, powoli odwróciła się do męża twarzą rozgrzaną od pary i świeżo usłyszanej wiadomości, po czym spokojnie, cicho powiedziała:

Weź sobie rogalika, bo tyle nie zjemy.

Jan, oczywiście, nie wziął, choć uwielbiał je z makiem i orzechami Spakował najpotrzebniejsze rzeczy i wyszedł do kobiety, która w niczym nie przypominała Ani. Nigdy nie nosiła dżinsów tylko krótkie spódniczki i sukienki. Nigdy nie zakładała adidasów tylko szpilki. Mogła powiedzieć, iż idzie do salonu piękności takim tonem, jakby szła na istotną biznesową naradę. I cały świat miał czekać.

A Ania? Nigdy nie chodziła do salonów. Nie lubiła włóczyć się po sklepach ani targowiskach. jeżeli coś potrzebowała, robiła listę, szła i wracała z torbami w mgnieniu oka. Nie czytała błyszczących kobiecych magazynów, nie piła kawy, nie farbowała włosów, nie ćwiczyła. A przecież zawsze była piękna, zadbana, szczupła. W obcisłych dżinsach i krótkich bluzkach, z warkoczykiem, wyglądała jak uczennica.

Jan chciał przy sobie prawdziwej kobiety. I znalazł sobie Magdę. Teraz sam prasuje koszule, gotuje, myje naczynia. A nocami śni mu się szarlotka Ani i jej pierniki. We śnach pachnie wanilią i słychać śmiech Ani

Po uporządkowaniu kuchni Jan poszedł do pokoju. Na kanapie leżała Magda, elegancko oparta na łokciach. Przed nią leżał magazyn, a na stoliku obok stały jeszcze trzy filiżanki po kawie.

Jesteś cudowny, mój zajączku. Co bym bez ciebie zrobiła? zaszeptała żona, wyciągając ręce do męża.
Właśnie wracam z manicure. Tak się zmęczyłam! Popatrz: świetne paznokcie, prawda? Moje, nie? Chodź, słoneczko, przytulę się

Jana zaczęło wkurzać. Chyba z głodu pomyślał i poszedł do kuchni obierać ziemniaki.

Idź do oryginalnego materiału