Nieoczekiwane porozumienie: jak zięć i teściowa stali się drużyną
Barbara Nowak starannie spakowała do kratkowanej torby ziemniaki z własnego ogródka, domowe przetwory, kilka słoików konfitur i wyruszyła w drogę do córki i zięcia. „Kasia, już jestem w pociągu. Niech Tomek po mnie przyjedzie na dworzec, torba strasznie ciężka” – zadzwoniła do córki. „Oczywiście, mamo, zaraz jedziemy” – odparła Katarzyna. Rano, gdy stanęła na peronie, usłyszała: „Mamo, tutaj!”. Odwróciła się… i zamarła. Obok córki w zaawansowanej ciąży stał elegancki, zadbany mężczyzna – zupełnie nie ten nieogolony, ponury kierowca ciężarówki, z którym nigdy nie potrafiła znaleźć wspólnego języka.
A przecież Tomek nigdy nie pałał ochotą do małżeństwa. W wieku trzydziestu siedmiu lat wciąż był singlem i uparcie powtarzał kumplom na wędkowaniu, iż jeszcze nie spotkał tej jedynej, która „zapali w nim ogień”. Jedni zazdrościli: „Bez żony – bez problemów”. Drudzy wzdychali: „Przecież miło, gdy ktoś na ciebie czeka”. A on żartował, iż ma przynajmniej jeden plus – brak teściowej.
Aż pewnego dnia – jak grom z jasnego nieba. Na stacji benzynowej ujrzał Ją. Kasię. Dziewczyna z niebieskimi oczami i identyfikatorem na piersi zdawała się wyjść prosto z jego snów. Uśmiechnęła się do niego – i po chłopaku. Już następnego wieczoru podjechał tym samym terenówką, schował za plecami bukiet i, drżąc, wyjąkał: „Cześć, Kasia… Można cię zaprosić na kawę?”.
Od tamtej chwili wszystko potoczyło się jak lawina. Wesele. Tomek, po raz pierwszy od lat, nie mógł doczekać się powrotu do domu, nie do hotelu. Wracał z tras jak na skrzydłach. Po raz pierwszy poczuł się nie tylko mężczyzną, ale i mężem. A potem – przyszłym ojcem. Wszystko układało się pięknie… gdyby nie teściowa.
Barbara okazała się kobietą z charakterem: inteligentna, chłodna, surowo wychowana. Przy pierwszym spotkaniu przywitała zięcia z lodowatą uprzejmością. Gdy Tomek życzliwie nazwał ją drugą mamą, odcięła się: „Skąd panu przyszło do głowy, iż jestem panu matką?”.
Nie obraził się. Po prostu zrozumiał – będzie musiał zasłużyć na jej zaufanie.
Minął rok. Kasia była w ostatnim trymestrze. Tomek wrócił z trasy, a żona z niepokojem spojrzała mu w oczy: „Mama chce do nas przyjechać na kilka dni…”. „O! A ja myślałem, iż coś poważnego!” – zaśmiał się. „Skoro mama, to mama. Tylko że…” – i z irytacją pogładził brodę.
„Tylko że” – podchwyciła żona – „odetnij się, ogól. Mamie nie podoba się, iż wyglądasz jak dziad”. „A tobie?”. „Mnie tak, ale mama to mama…”.
I Tomek się podporządkował. Obciął włosy, zgolił zarost, spojrzał w lustro – sam się nie poznał. Na dworcu Barbara omal nie potknęła się ze zdumienia – zamiast nieogolonego kierowcy stał przed nią wysportowany, młodo wyglądający mężczyzna. Na jej twarzy pojawił się ciepły, zaskoczony uśmiech. A Tomek złapał się na tym, że… cieszy go widok tej kobiety. Coś w niej się zmieniło. I chyba w nim też.
Wieczorem wymknął się do pokoju – zaczynał się mecz. Włączył cicho, by nie przeszkadzać. Nagle – głos za plecami: „Tomku, podgłośnij! Też lubię piłkę! I koszykówkę”.
Odwrócił się. Barbara stała z autentycznym zainteresowaniem. Gdy razem kibicowali tej samej drużynie, zrozumiał – to nie będzie zwykła wizyta.
Następnego dnia wybrali się z Kasią na ryby. Namiot, wędki, prowiant. Barbara zapytała: „A przypadkiem nie na ryby? Ja z wami! Weźcie mój namiot – ugotuję zupę, oderwiecie mnie siłą!”.
Na łonie natury teściowa była w swoim żywiole: ognisko, drewno, choćby stół z pniaków. Śmiała się, żartowała, błyszczała – jakby odmłodniała o dwadzieścia lat. Zupę ugotowała taką, iż Tomek prosił o dokładkę trzy razy. A potem byli już na „ty”. I choćby żartowali, iż jeżeli Kasia na starość będzie taka jak jej mama – będzie szczęśliwy.
Barbara przytuliła córkę i szepnęła: „Jak dobrze, iż was mam…”.
I wtedy Tomek zrozumiał: żaden mundial nie zastąpi tego, co swoje, prawdziwe. Nigdy nie sądziłem, iż polubię teściową, a jednak czasem los pisze najlepsze scenariusze.