Nieoczekiwany gość zmienia spokojną kolację z przyjaciółmi w koszmar.

newsempire24.com 2 dni temu

Tylko chciałam zorganizować spokojną kolację ze znajomymi — ale niespodziewany gość zamienił wieczór w koszmar.

Ta kolacja miała być symbolem małego zwycięstwa — świętowaniem mojej niedawnej awansu. Wymyśliłam wszystko w najdrobniejszych szczegółach: menu, wino, zastawę, choćby playlistę z muzyką w tle. Chciałam czegoś kameralnego, pełnego serdeczności. Bez przepychu, ale z klasą. Po prostu zebrać bliskich, pośmiać się, porozmawiać, poczuć, iż życie to nie tylko praca i rachunki, ale też radość.

Zaprosiłam tylko pięcioro osób: moją najlepszą przyjaciółkę Kasię z mężem Jackiem, starego znajomego z uczelni — Tomka, oraz koleżankę z pracy, z którą ostatnio się zżyłyśmy — Olę. Wszyscy się znali, więc atmosfera zapowiadała się swobodna, bez sztuczności. Chciałam, żeby każdy poczuł się jak u siebie.

Wieczór zaczął się idealnie. Na stole stały przekąski — bruschetty, faszerowane pieczarki, różne sery. Goście przybyli punktualnie, w dobrych nastrojach. Wino lało się swobodnie, rozmowy płynęły gładko — Kasia z Olą dyskutowały o podróżach, Tomek opowiadał anegdoty z nowej pracy. Siedziałam i uśmiechałam się do siebie: wszystko szło zgodnie z planem.

A potem ktoś zapukał do drzwi.

Zdziwiłam się — wszyscy zaproszeni już byli na miejscu. Może sąsiad albo kurier pomylił mieszkanie? Otwieram… i widzę nieznajomego mężczyznę, który od progu oznajmia:

— Cześć! Jestem Marek, kolega Kasi. Powiedziała, iż mogę wpaść. Nie będę przeszkadzał?

I nie czekając na odpowiedź, wszedł do środka.

Zamarłam. Kasia nigdy nie wspominała o żadnym Marku. Spojrzałam na nią pytająco — spuściła wzrok i cicho wyjaśniła:

— No, tak jakoś… przypadkiem mu powiedziałam, a on się sam narzucił…

Ledwo powstrzymałam irytację. Postanowiłam jednak nie psuć wieczoru. Udając, iż wszystko w porządku, nalałam Markowi wina, przedstawiłam go reszcie. Wszyscy wymienili znaczące spojrzenia, ale skinęli głowami. Staraliśmy się być uprzejmi.

Jednak gwałtownie okazało się, iż Marek to ten typ gościa, którego nie powinno się nigdzie zapraszać.

Gadał bez przerwy, nie słuchał nikogo, ciągle przerywał, rzucał niestosownymi żartami, śmiał się najgłośniej ze swoich własnych słów. Wino w jego kieliszku ubywało najszybciej, a wraz z nim zniknęło jego poczucie taktu.

Kasia wyraźnie się spięła. Próbowała się uśmiechać, ale wyglądała, jakby chciała zapaść się pod ziemię. Jacek milczał ponuro, Tomek przewracał oczami, a Ola ledwo powstrzymywała się, by nie wyjść.

Kulminacją było, gdy Marek nagle wstał i, zataczając się, wzniósł toast:

— Za przyjaźń… i nowe znajomości! — wykrzyknął. — Choć szczerze mówiąc, nie wiem, jak w ogóle możecie wytrzymać z Kasią. Jest fajna, ale straszna nudziara!

Powietrze w pokoju zgęstniało. Kasia zbladła, Jacek zesztywniał, Tomek się zakrztusił, a Ola o mało nie upuściła kieliszka.

— Marek, starczy — wyszeptała Kasia, ledwo powstrzymując łzy.

— Co wy tak się spinacie? Odprężcie się! — machnął ręką.

I wtedy moja cierpliwość się skończyła.

Wstałam i patrząc mu prosto w oczy, spokojnie, ale stanowczo powiedziałam:

— Marku, dziękuję, iż wpadłeś. Ale już czas iść. Przeszkadzasz. Wszystkim.

Roześmiał się:

— Na serio? Ja wam przeszkadzam? No weź, Magda…

— Mówię poważnie. Wyjdź.

Podeszłam do drzwi i wskazałam je gestem. W pokoju zrobiło się cicho jak przed burzą. Wszyscy milczeli. choćby Marek zrozumiał, iż nie ma sensu się spierać. Wzruszył ramionami i wyszedł.

Zamknęłam drzwi. Głęboko odetchnęłam. Obróciłam się do przyjaciół.

— Przepraszam. Naprawdę nie wiedziałam, iż przyjdzie. To nie tak, jak sobie planowałam.

Kasia, z czerwonymi oczami, szepnęła:

— Wybacz mi. Nie… nie sądziłam, iż tak się zachowa.

— Wszystko w porządku — powiedział Jacek. — Teraz na pewno będzie lepiej.

Tomek prychnął:

— No, przynajmniej będzie co wspominać.

Wszyscy się zaśmialiśmy. Napięcie opadło.

Reszta wieczoru nie była tak idealna, jak sobie wymarzyłam, ale sto razy bardziej autentyczna. Byliśmy sobą, śmialiśmy się, dzieliliśmy się wrażeniami. Kolacja nie była doskonała — ale była prawdziwa. A ja zrozumiałam jedną prostą prawdę: choćby jeżeli nie możesz kontrolować, kto pojawi się na twoim spotkaniu — zawsze możesz zdecydować, kto zostanie.

I od dzisiaj będę ostrożniej podchodzić do „znajomych”, których ktoś przyprowadza bez pytania. Zwłaszcza jeżeli robi to Kasia.

Idź do oryginalnego materiału