Nienawiść do teściowej. Dlaczego jej obłuda nie zna granic?

newsempire24.com 1 tydzień temu

Nienawidzę swojej teściowej. Bo jest obłudna.

Nazywam się Małgorzata, mam 32 lata. Jestem zamężna od czterech lat, ale cały ten czas dźwigam brzemię, bo każdy rodzinny moment zatruwa jedna osoba — moja teściowa. Ma na imię Antonina Nowak. Naprawdę nie pojmuję, jak można być tak dwulicową, zakłamaną, a przy tym udawać pobożną niewiastę.

W mojej obecności uśmiecha się, chwali: jaka ze mnie „dzielna gospodyni”, jak świetnie wyglądam, jak wyśmienicie gotuję. A potem… Dowiaduję się od sąsiadki, od teścia, od krewnych, iż opowiada wszystkim, iż jestem niegodną żoną jej syna. Że nie potrafię prowadzić domu, iż specjalnie nie zachodzę w ciążę, iż „przylgnęłam” do niego „dla interesu”. Że „takie jak ja” trzeba trzymać z daleka.

A wszystko przez to, iż byłam rozwiedziona. Tak, miałam już małżeństwo. Wzięliśmy ślub z pierwszym mężem, gdy miałam zaledwie 18 lat. Chodziliśmy do tej samej klasy, nasze rodziny się przyjaźniły. Urządziliśmy piękne wesele — z suknią, limuzyną, sesją zdjęciową. Potem nadeszła dorosłość. Rzeczywistość. Po trzech miesiącach pokłóciliśmy się na śmierć i życie, a po kolejnych dwóch — wnieśliśmy o rozwód. Bywa. To był głupi, nieprzemyślany krok. choćby nie traktuję tamtego związku poważnie — raczej jako żenujący epizod, młodzieńczy eksperyment.

Lecz Antonina Nowak widzi to inaczej. W jej świecie jestem „zniszczona”, „z bagażem”, „drugi sort”. Namęczała choćby mojego obecnego męża, by nie brał ze mną ślubu.
— Pomyśl, synku — mówiła — jesteś młody, ambitny, a ona już z przeszłością. Narzeczona z historią to nie skarb. Znajdziesz sobie czyściejszą.

Ale mój mąż nie jest maminsynkiem. Nie posłuchał. Wzięliśmy ślub. I naiwnie sądziłam, iż wtedy mnie zaakceptuje. Myliłam się.

Owszem, formalnie stara się być „miła”. Dzwoni z okazji świąt, składa życzenia. Czasem przynosi słoiki z kiszoną kapustą, przesolone pierogi, rosoły z gęstą kożuchą tłuszczu. Za każdym razem grzecznie tłumaczę:
— Dziękuję, pani Antonino, ale nie trzeba. Tego nie jadamy. Stosujemy inną dietę.

A w odpowiedzi słyszę wyrzut:
— Przecież mój synek to uwielbiał! Tak go karmiłam, gdy był mały!

Właśnie tak go pani karmiła — dlatego teraz ma zgagę, wzdęcia i ciągle narzeka na żołądek. Leczę go ziołami, gotuję lekkie zupy, duszę warzywa, a pani znowu wciska słone, tłuste, ciężkostrawne. I dziwi się pani, iż nie wpada na obiady.

Nie lubię być niemiła, ale nie owijam w bawełnę. Pewnego dnia pękłam:
— Pani Antonino, proszę przestać. Jest pani dorosłą osobą, a zachowuje się pani jak obrażony nastolatek. Szanuję panią, bo jesteś matką mojego męża. ale nie muszę się z panią przyjaźnić. Ani słuchać kłamstw za plecami.

Po tym zniknęła na kilka tygodni. ale potem znów zaczęła dzwonić. Gadać o niczym. Opowiadać fabuły seriali, które ogląda w telewizji. Próbowałam być uprzejma. Ale szczerze? Nudzi mnie to. Nie mamy wspólnych tematów. Słyszę tylko narzekania, plotki i cudze dramaty.

Przestałam odbierać. Mąż wie. Nie wtrąca się. Zmęczyła go rola mediatora. Kocha mnie, ale to jego matka — nie może jej zakazać. Rozumiem to. Nie wymagam.

Lecz pragnę po prostu spokoju. By nie narzucała się. Nie udawała. jeżeli chce być dobra — niech będzie autentyczna. jeżeli nie — niech trzyma dystans.

Proszę tylko o szacunek. Nikogo nie obrażam, nie wtrącam się w cudze życie, nie graję świętej. ale nie zamierzam też dłużej znosić obłudy.

Powiedzcie szczerze… Czy nie mam racji? Czy nie wolno mi być sobą i stawiać granic — choćby gdy chodzi o teściową?

Idź do oryginalnego materiału