**Nienawiść**
Jakub wyszedł z biurowca i machinalnie skierował się na parking, ale nagle przypomniał sobie, iż dzień wcześniej odwiózł samochód do warsztatu. Najpierw się zirytował, ale potem pomyślał, iż to choćby lepiej. Przejażdżka w godzinach szczytu zatłoczonym autobusem wcale nie brzmiała zachęcająco, więc postanowił pójść pieszo. Niepokoiło go tylko gwałtownie ciemniejące niebo. Czarna chmura sunęła nad miastem, grożąc burzą i ulewą.
Szedł, co chwilę spoglądając w górę. W oddali rozległ się głuchy pomruk grzmotu. Wiedział, iż gdzieś tu jest kawiarnia – mijał ją codziennie, ale nigdy nie wchodził. Przyspieszył kroku.
Gdy był już prawie na miejscu, ciężkie krople deszczu spadły mu na głowę i ramiona. Ledwie wpadł do środka, gdy tuż nad nim huknął piorun, aż podłoga zadrżała. Na zewnątrz ściemnienie pogłębił gęsty potok wody spadającej z nieba.
W kawiarni było jasno i sucho. Jakub rozejrzał się i zauważył kilka wolnych stolików. Drzwi za nim znów się otworzyły, wpuszczając odgłos ulewy oraz dwie dziewczyny. Jakub gwałtownie zajął miejsce. Co chwila ktoś nowy wpadał do środka, uciekając przed żywiołem. W lokalu zrobiło się głośno, wszyscy komentowali nawałnicę.
Podeszła do niego kelnerka, wysoka i poważna. Położyła przed nim menu i już miała odejść, gdy ją zatrzymał.
– Mięso bez dodatków, prostą sałatkę i kawę – rzucił krótko.
Kelnerka coś zanotowała, zabrała kartę i ruszyła do kolejnego stolika. Roboty przybywało z minuty na minutę, a za oknem szalała prawdziwa burza.
Barman podgłośnił muzykę, zagłuszając nią odgłosy deszczu. Jakub czekał na zamówienie, ciesząc się, iż zdążył schronić się w kawiarni, iż ma wymówkę, by nie wracać do domu od razu, by nie tłumaczyć się przed żoną ze spóźnienia.
Ożenił się osiem lat temu z rezolutną, ładną Martą. Przed ślubem wszystko było wspaniale, tak jak w pierwszych miesiącach małżeństwa. A potem Marta nagle się zmieniła. Jej przyjaciółka wyszła za biznesmena, i Marta zaczęła jej zazdrościć. Non stop mówiła tylko o futrach, diamentach i liftingach.
– Marto, po co ci to? Jesteś młoda i ładna.
– A będę jeszcze ładniejsza – upierała się Marta.
Raz nie podobał się jej kształt nosa, raz nazywała swoje usta zbyt wąskimi, to znów narzekała, iż ma za mały biust.
Jakub próbował odwieść ją od ingerencji w wygląd. Mówił, iż kilogramy silikonu nie uczynią jej piękniejszą, wręcz przeciwnie.
– Tak mówisz, bo cię na to nie stać – obrażała się Marta.
O dziecku nie chciała choćby słuchać.
– Utyję, przestaniesz mnie kochać. Jak zaczniesz dobrze zarabiać, wtedy pogadamy o dziecku – rzuciła któregoś dnia.
Jakub się nie sprzeciwiał, kochał żonę. Kolega ze studiów od dawna namawiał go do wspólnego biznesu, obiecywał złote góry. Jakub zaryzykował. Na początku szło dobrze. choćby wymienił samochód odziedziczony po ojcu – wprawdzie też używany, ale lepszej klasy.
A potem wszystko runęło. Najpierw urząd skarbowy zablokował konta, później konkurencja zmusiła ich do sprzedaży firmy. Jakub został z niczym.
Żona nazywała go nieudacznikiem. Ciągłe pretensje i kłótnie zdusiły w nim miłość. Wrócił na poprzednią pracę, żył z dnia na dzień, ale nie miał siły odejść od Marty.
***
Do jego stolika dosiadła się młoda para. Jakub patrzył na nich i myślał, iż oni z Martą też byli tak zakochani i szczęśliwi. Gdzie to wszystko zniknęło?
Od rozmyślań oderwały go krzyki przy barze. Dwie dziewczyny odpierały zaczepki pijanego faceta. Wyglądały na studentki, które schroniły się przed deszczem. Nagle mężczyzna chwycił jedną z nich i zaczął ciągnąć do wyjścia. Przyjaciółka próbowała interweniować, ale brutalnie ją odepchnął, aż uderzyła o blat i o mało nie upadła. Nikt w kawiarni nie ruszył im na pomoc.
Jakub wstał i zastąpił drogę napastnikowi. Tamten wpatrzył się w niego byczym wzrokiem.
– Czego chcesz? Spieprzaj! – Wyrzucił pięść w stronę Jakuba, nie puszczając dziewczyny.
Jakub uniknął ciosu i odpowiedział uderzeniem. Facet puścił dziewczynę i rzucił się na niego. Zaczęła się szarpanina. W końcu Jakub powalił go na ziemię. Ktoś krzyknął, iż wezwał policję.
– Chodźmy stąd! – Dziewczyna pociągnęła Jakuba za rękę.
Głowa dudniła mu od ciosów, w ustach czuł słonawy posmak krwi. Nie protestował, posłusznie wyszedł z nią na zewnątrz. Deszcz już tylko mżył. Skręcili za róg budynku.
– Tu jest apteka, trzeba opatrzyć rany – powiedziała. Weszli do środka, kupiła wodę utlenioną i plasterki. Delikatnie oczyściła mu rozcięcia na twarzy.
– Dziękuję – szepnął.
Stali blisko, czuł zapach szamponu z jej kręconych włosów. *Jaka ona piękna* – pomyślał zaskoczony. *I ma takie miękkie dłonie, jakby dotykały mnie motyle*. Spotkał jej wzrok, a ona zaróżowiła się zawstydzona.
W tej chwili do apteki wpadła jej przyjaciółka.
– Jesteście! Zamówiłam już taksówkę. Ania, chodź!
Ania spojrzała na Jakuba. Uśmiechnął się. Wyszła z koleżanką, a gdy on wysunął się na chodnik, taksówka już odjeżdżała.
Oddalił się zaledwie kilka kroków, gdy usłyszał za sobą: – Zaczekaj! – Odwrócił się i zobaczył biegnącą w jego stronę Anię. Stanęła przed nim, dysząc.
– Ania! No co jeszcze? Jedziemy! – zirytowana przyjaciółka wychyliła się z auta.
– Jedź sama – krzyknęła Ania i znów spojrzała na Jakuba.
– choćby nie zapytałam, jak się nazywasz. Nikt w tej kawiarni mi nie pomógł, tylko ty.
– Jakub.
Ania nie pytała, dokąd idą, po prostu szła obok. Dowiedział się, iż właśnie skończyła studia i jeszcze nie znalazła pracy.
Przyznał, iż jest żonaty, choć z Martą jestJakub przycisnął Anię do siebie, czując, jak jej serce bije w rytm z jego własnym, a gdy podniósł wzrok, ujrzał, iż niebo nad nimi rozjaśniło się, jakby burza nigdy nie istniała.