Niebieska Nitka

twojacena.pl 3 tygodni temu

Niebieska żyłka

Jakże ją kochał Jacek. Szalał za nią, stał pod jej oknami późnymi wieczorami, cieszył się, gdy tylko udało mu się zobaczyć jej sylwetkę. Wydawała mu się niedostępna i nieosiągalna. Wzruszała go jej delikatność, blada, cienka skóra, przez którą prześwitywały niebieskawe nitki żyłek. Dusząc się od czułości i miłości, nie mógł o niej zapomnieć.

Na szkolnym balu noworocznym Jacek zaprosił ją do tańca. Kinga była niższa od niego, taniec z nią wydawał się nieporęczny. Drżał, czoło pokryło mu się potem, a wilgotne dłonie na jej talii płonęły. Nie mógł opanować emocji, paląc się ze wstydu, gdy rozumiał, iż ona to czuje. Gdy muzyka ucichła, odsunął się i wreszcie mógł swobodnie odetchnąć.

Dziwiło go, dlaczego inni chłopcy nie byli w niej zakochani.

Na przykład Krzysiek wolał wysoką Basię, która miała mocne, długie nogi. Gdy biegała po boisku na wuefie, górując nad resztą dziewczyn, jej wysoki kucyk kołysał się jak wahadło.

Dla Jacka ideałem kobiecości była wiotka Kinga. Była jego obsesją, natrętnym marzeniem, chorobą. Jego matka nie podzielała fascynacji syna tą dziewczyną. – Ładna, ale jakaś wątła – mówiła, dzieląc się obawami z ojcem.

– Trzeba coś z tym zrobić. Odciągnij go od tej chucherka. Nie pasują do siebie. Nie wiadomo, co jej w głowie siedzi. Taka jakaś nierzeczywista, krucha. Z niej żona i gospodyni? A i imię jakieś obce, nienaszego dźwięku. Namów go, żeby wyjechał na studia – do Krakowa, na przykład. Byle dalej od niej.

Ojciec przytaknął i porozmawiał z synem po męsku. Powiedział, iż w Krakowie są większe możliwości, iż po prestiżowej uczelni czeka go świetlana przyszłość. Że choćby opłacą mu studia, jeżeli nie dostanie się na budżet. I Jacek się zgodził.

Nad łóżkiem w akademiku powiesił zdjęcie Kingi, powiększone ze szkolnego zdjęcia klasowego. Ale Kinga została w domu, a Jacek był młody. Zdobywał męskie doświadczenia, spotykał się z dziewczynami, ale obraz delikatnej koleżanki z klasy zachował w pamięci i snach.

Aż poznał Beatę. Przy niej nie trząsł się z emocji, myślał trzeźwo. Rozumieli się bez słów. Z nią było łatwo i bezpiecznie. Obraz Kingi odsunął się w niepamięć.

Po studiach ożenił się i został w Krakowie. Matka cieszyła się z wyboru syna. – Lepiej tak, niż z tą dziwną Kingą.

Rok później urodziła się im córeczka, Zosia. Kochał ją szaleńczo. Ledwo kichnęła, a on już gotów był alarmować całą krakowską służbę zdrowia. Kinga została tylko wspomnieniem z młodzieńczych lat.

– Tatę zabrali do szpitala. Będą operować. Lepiej przyjedź – zadzwoniła pewnego dnia matka, prosząc Jacka o przyjazd.

Zosia była przeziębiona, więc Beata została z nią w domu. I tak nie miałby dla nich głowy. Jacek wziął urlop i wyjechał sam.

Kraków żegnał go zimnym deszczem, a rodzinne miasto powitało słońcem i złotą jesienią. Ojciec trzymał się dzielnie, nie poddawał panice.

Operacja się udała. Matka nie odstępowała ojca od łóżka, więc Jacek miał czas tylko dla siebie. Zagrożenie minęło, mógł już wracać do swoich dziewczyn, jak nazywał żonę i córkę.

Ze szpitala szedł do domu na piechotę. Nie było się co spieszyć. Strach o ojca opadł, humor się poprawił. Maszerował, szeleszcząc liśćmi pod butami, wdychając świeże, jesienne powietrze.

Przed nim zatrzymała się młoda kobieta. Pochyliła się nad wózkiem, coś poprawiając. Serce Jacka zabiło mocniej, rozpoznając ją, zanim zdążył uświadomić sobie, kto to.

– Cześć – powiedział, podchodząc.

Kinga wyprostowała się, rozpoznała go, uśmiechnęła się. Jacek wpatrywał się w jej wąską twarz, w tę samą przejrzystą skórę, przez którą prześwitywały żyłki, w ten sam smutny, nieobecny wzrok.

– Witaj. Do rodziców przyjechałeś? Na urlop? – spytała Kinga.

– Tata w szpitalu, operacja już za nim.

– Coś poważnego? – W jej oczach pojawił się niepokój.

– Już dobrze. A ty jak? To twój? – skinął na wózek.

– Mój. – Po sposobie, w jaki odpowiedziała, od razu domyślił się, iż nie wyszła za mąż.

Zrobiło mu się tak jej żal, iż chciał wziąć jej twarz w dłonie i pocałować ją tu, na ulicy. Odprowadził ją do domu, wypytując o dawnych kolegów. Sam opowiedział o sobie, nie czekając na jej pytania. Pomógł wnieść wózek do klatki. Kinga mieszkała w tym samym miejscu. Rodzice zostawili jej mieszkanie i wyprowadzili się na wieś, gdzie mieli dom.

– Wpadnij kiedyś – powiedziała na pożegnanie.

Jacek pomyślał, iż mógłby teraz z nią wejść, ale nic nie powiedział. Jak dawniej, wydawała mu się nieosiągalna. Nie umiał po prostu poprosić o herbatę.

Rano z matką znów pojechali do szpitala. Ojciec wyglądał lepiej, choćby żartował. Matka została, a Jacek kupił bukiet róż i pojechał do Kingi. Nie zdziwiła się, tylko poprosiła, by był cicho, bo córka spała.

– Jesteś głodny? Herbaty? – zaproponowała w kuchni, stawiając kwiaty w wazonie.

– Nie, dziękuję. Mama mnie już wykarmiła.

Bliskość Kingi w tej małej kuchni znów go rozkołysała. Znów czuł to samo drżenie i czułość. Kinga postawiła wazon na stole. Jej twarz była tak blisko. Zauważył, jak na jej skroni pulsuje niebieska żyłka.

Nie wytrzymał, nachylił się i musnął ją ustami. Kinga na moment zastygła, a potem odwróciła się do niego, oplotła jego szyję cienkimi ramionami i przytuliła jak wiotka trzcina do mocnego pnia. Podniósł ją lekko i posadził na blacie…

Z pokoju dobiegł płacz dziecka. Kinga odepchnęła Jacka, zeskoczyła ze stołu i pobiegła do córki. Otrząsając się z tego odurzenia, Jacek wstrząsnął głową. Wziął głęboki wdech i wyszedł z kuchni. KingZostał w swoim życiu, bo zrozumiał, iż prawdziwe szczęście to nie marzenia o przeszłości, ale teraźniejszość z tymi, którzy na niego czekali.

Idź do oryginalnego materiału