Nie zostawiaj męża, wszystko jest dobrze, krzyczała matka!

newskey24.com 1 tydzień temu

„Mamo, nie mogę już tak żyć” — Agnieszka stała przy oknie, wpatrując się w szare, zachmurzone niebo.

„Co znaczy ‘nie mogę’? Dwadzieścia dwa lata mogłaś, a teraz nagle nie możesz?” — Wanda Zawadzka załamała ręce, jej pomarszczona twarz wykrzywiła się z oburzenia. — „Oszalałaś na starość? O czym ty w ogóle myślisz?”

Agnieszka gorzko się uśmiechnęła. O czym myśli? O nieprzespanych nocach, gdy czekała na męża wracającego z „spotkań biznesowych”. O jego pogardliwych spojrzeniach podczas obiadu. O tym, jak nazywał ją „starą babą” przed znajomymi, a potem się śmiał — iż przecież trzeba mieć poczucie humoru.

„Myślę o tym, iż wreszcie chcę żyć dla siebie” — odparła cicho.

„Dla siebie?” — matka parsknęła krótkim śmiechem. — „A o mnie pomyślałaś? Gdzie ja się podzieję? Za moją emeryturę ledwo chleb kupię! Między nami mówiąc, to Grzegorz utrzymuje nas obie!”

Agnieszka poczuła, jak w gardle ściska ją gula. Zawsze tak było — gdy tylko wspomniała o sobie, matka natychmiast wystawiała rachunek. Dług, obowiązki, wyrzuty sumienia — kajdany, które ciągnęła przez całe życie.

„Znalazłam pracę, mamo. Jako księgowa w prywatnej firmie.”

„Co?” — Wanda Zawadzka opadła na krzesło, przyciskając dłoń do piersi. — „Więc to dlatego chodziłaś na te kursy? Przygotowywałaś się? Za moimi plecami wszystko zaplanowała?”

„Nie muszę…”

„Musisz!” — matka podniosła głos. — „Wychowałam cię, nie spałam po nocach! Oddałam ci życie! A teraz chcesz to wszystko zniszczyć? Z kaprysu?”

W przedpokoju zatrzasnęły się drzwi — wrócił Grzegorz. Jego ciężkie kroki zabrzmiały jak wyrok. Agnieszka zaciśnęła pięści, czując, jak paznokcie wbijają się w dłoń.

„O czym te panie dyskutują?” — jego głos, jak zawsze, brzmiał słodko, gdy w pobliżu byli obcy. — „Wando, krzyczy pani tak, iż sąsiedzi zbiegną się na klatkę.”

„Twoja żona oszalała!” — matka natychmiast zwróciła się do zięcia. — „Mówi, iż znalazła pracę, chce się rozwodzić!”

Grzegorz powoli odwrócił się do Agnieszki. W jego oczach błysnęło coś zimnego, zdradliwego.

„Tak?” — przeciągnął. — „I od kiedy to wymyśliłaś, kochanie?”

Agnieszka poczuła, jak po plecach przebiegł jej dreszcz. Ten ton znała aż za dobrze — udająco łagodny, a zapowiadający burzę.

„Nie wymyśliłam, Grzesiu. Postanowiłam.” — sama była zaskoczona stanowczością własnego głosu.

„Postanowiła!” — matka znów załamała ręce. — „Grzegorz, no powiedz jej! Pewnie menopauza, zupełnie rozum straciła!”

„Mamo!” — Agnieszka gwałtownie się odwróciła. — „Przestań! Mam pięćdziesiąt dwa lata, nie jestem wariatką ani histeryczką. Po prostu nie chcę już…”

„Czego nie chcesz, moja droga?” — Grzegorz podszedł bliżej, jego uśmiech nie sięgał oczu. — „Może nie podoba ci się mieszkanie? Albo samochód? Za mało biżuterii?”

„Przestań” — Agnieszka cofnęła się do okna. — „Świetnie wiesz, iż nie o to chodzi.”

„O co w takim razie? O tę młodą sekretarkę, z którą go widziałaś?” — wtrąciła Wanda Zawadzka. — „Wielka mi rzecz! Każdy facet ma słabości. Zamknij oczy i cierpliwie znos, jak wszystkie normalne kobiety!”

Agnieszka poczuła, jak coś w niej pęka. I znów to samo — „znos”. Ile razy słyszała to „znos” w swoim życiu? Znos, gdy mąż ją upokarza. Znos, gdy zdradza. Znos, bo tak trzeba, bo „wszyscy tak mają”, bo „pomyśl o matce”.

„Wiesz co, kochanie” — Grzegorz usiadł na podłokietniku fotela, zakładając nogę na nogę — „powiedzmy sobie szczerze. Przecież wiesz, iż sama nie dasz rady? Jaka praca w twoim wieku? Komu ty jesteś potrzebna?”

„Niepotrzebna?” — Agnieszka nagle wybuchnęła śmiechem, od którego Wanda drgnęła. — „Właśnie o to ci przez te wszystkie lata chodziło. Że nikomu nie jestem potrzebna, iż nic nie znaczę, iż powinnam być wdzięczna za każde twoje spojrzenie.”

„Córeczko…” — matka spróbowała złapać ją za rękę.

„Nie, mamo” — Agnieszka delikatnie, ale stanowczo wyswobodziła dłoń. — „Po raz pierwszy od lat widzę wszystko jasno. I odchodzę.”

„Nigdzie nie odejdziesz” — warknął Grzegorz, nagle tracąc swoją udawaną łagodność. — „Zapomniałaś, na kogo jest zapisane mieszkanie? Kto płaci za leczenie twojej matki?”

„Właśnie o to chodzi” — Agnieszka poczuła dziwny spokój. — „W końcu pokazałeś prawdziwe oblicze. choćby przed mamą się nie powstrzymałeś.”

„Agnieszko, córeczko…” — Wanda Zawadzka przyłożyła rękę do serca — „Przecież mnie nie zostawisz? Gdzie ty pójdziesz?”

„Mam mieszkanie. Wynajęłam je tydzień temu.”

„Co?” — jednocześnie wykrzyknęli matka i mąż.

„Tak, wyobraźcie sobie. Małe, na obrzeżach miasta. Ale moje. A adekwatnie wynajęte, ale moje.”

Grzegorz parsknął śmiechem:

„I za co będziesz je płacić? Za wynagrodzenie niedouczonej księgowej?”

„Nie jestem niedouczona” — odparła cicho. — „Skończyłam kurs z wyróżnieniem. Dali mi dobre stanowisko.”

„Zdrajczyni!” — wykrzyknęła Wanda. — „Wychowywałam cię nie po to, żebyś na starość tułała się po wynajmowanych kątach! Co ludzie powiedzą?”

„Ludzie, ludzie…” — Agnieszka pokręciła głową. — „Całe życie myślałaś o tym, co powiedzą ludzie. A co powiem ja — nigdy cię nie interesowało.”

Skierowała się do sypialni, wyciągając wcześniej spakowaną torbę. Grzegorz zagrodził jej drogę:

„Stój! Nigdzie nie idziesz!”

„Odsuń się” — jej głos stał się twardy jak stal. — „Rozwodzę się. I nie próbuj grozić — mam nagrania twoich gróźb i dowody na romanse. Myślisz, iż twoim wspólnikom spodoba się skandal?”

Grzegorz zbladł. Nigdy nie widziała go tak zdezorientowanego.

„BlefujOna zamknęła drzwi za sobą, wiedząc, iż od dzisiaj każdy krok będzie należał tylko do niej.

Idź do oryginalnego materiału