— Słuchaj mnie, synu… — ledwo słyszalnie westchnęła matka.
Każde słowo przychodziło jej z trudem. Choroba bezlitośnie zabierała jej życie. Leżała w łóżku, wyniszczona, niemal prześwitująca. Wojtkowi wydawało się, iż to nie jego matka. Dawniej była wysoka, pełna sił, z życzliwym uśmiechem. Ale teraz…
— Synu, błagam, nie porzucaj Jadzi… Trzeba ją chronić. Nie jest taka jak inni… Ale to nasza… Obiecaj mi… — matka z niespodziewaną siłą ścisnęła dłoń Wojtka. Skąd w niej tyle mocy, pomyślał.
Wojtek skrzywił się. Jego wzrok mimowolnie przemknął w stronę starszej siostry, Jadzi, która siedziała w kącie ich maleńkiego mieszkania w Poznaniu. Miała już ponad czterdzieści lat, a wciąż bawiła się lalką, nuconą coś niewyraźnie. Uśmiechała się, jakby czekało ją święto, a nie pożegnanie z umierającą matką.
Wojtek prowadził udane życie: własna firma budowlana, drogi SUV, przestronny dom nad Wartą. Ale w tym domu nie było miejsca dla Jadzi. Jego dzieci bały się jej dziwnego zachowania, a żona, Krystyna, nazywała ją „wariatem”. Choć Jadzia była cicha, nieszkodliwa, nigdy nikogo nie dotknęła.
— No… wiesz… mam rodzinę… a Jadzia… ona… — mamrotał Wojtek, próbując uwolnić rękę z słabego, ale upartego uścisku matki.
— Synu, dom twojego ojca przejdzie na ciebie… A dla Jadzi zostawiłam trzypokojowe mieszkanie. Wszystko już załatwione.
— Skąd pieniądze?! — Wojtek i jego żona wymienili spojrzenia, oszołomieni. Ich twarze choćby pojaśniały na tę wiadomość.
— Opiekowałam się starą nauczycielką… Nosiłam jej jedzenie, leki… Żal mi jej było, była dobrą duszą. Nie spodziewałam się, iż zostawi mi swoje mieszkanie. Przepisałam je na Jadzię, żeby miała swój kąt. Ale ty… ty pilnuj jej, błagam… Później to mieszkanie przejdzie na twoje dzieci czy wnuki… Kto wie, jak długo pociągnie…
Pożegnali się z matką. Zmarła tej samej nocy.
Jadzia, zdawało się, nie rozumiała, iż została sierotą. Wojtek natychmiast zabrał ją do siebie i zaczął remont w tym trzypokojowym mieszkaniu.
— Po co Jadzi takie duże mieszkanie? Niech na razie mieszka z nami. A tam znajdziemy lokatorów — z entuzjazmem podzielił się planami z żoną.
Krystyna początkowo nie protestowała. Jadzia nie sprawiała kłopotów: całe dni bawiła się lalkami lub przeglądała swoje rzeczy w szafie, zawsze z uśmiechem. Ale jej dziwactwo przerażało. „Dziś jest spokojna, a co będzie jutro?” — szeptała Krystyna mężowi.
„Wytrzymaj jeszcze trochę” — prosił Wojtek. Ale pół roku po śmierci matki, z pomocą znajomego notariusza, przepisał na siebie i dom ojca, i mieszkanie siostry. Jadzię namówił do podpisania jakichś dokumentów, nie tłumacząc, o co chodzi.
Od tej chwili życie chorej siostry stało się piekłem.
Gdy Wojtek był w pracy, Krystyna znęcała się nad Jadzią. Wyzywała ją, zamykała w pokoju na całe dnie, choćby latem nie wypuszczała na dwór. Czasami zamiast jedzenia stawiała przed nią miskę z karmą dla kotów, krzyczała, doprowadzając biedną kobietę do łez. Pewnego dnia Krystyna uderzyła Jadzię w twarz. Ta tak się wystraszyła, iż nie wytrzymała i… zsłabiła się.
— Nie tylko jesteś stuknięta, ale jeszcze się”— Zabierzcie ją stąd! Nie chcę więcej jej widzieć!” — krzyknęła Krystyna, a Wojtek odwrócił wzrok, pozwalając żonie wyrzucić siostrę na ulicę, gdzie zmarła dwa miesiące później, samotna i zapomniana, tak jak jego sumienie.