Nie z krwi, a z serca

newsempire24.com 1 miesiąc temu

Po otrzymaniu premii w fabryce, Wojtek z dwoma kumplami siedzieli w małej knajpce. Premia nie była duża, ale on nie był żonaty i do pieniędzy podchodził z luzem.

– Jak są – dobrze – cieszył się. – Jak nie ma, poczekam do wypłaty.

Tak mówił kolegom, gdy narzekali, iż oddają wszystko żonom, a jeżeli uda im się schować jakieś oszczędności, to już sukces.

– No tak, Wojtek, samotnemu łatwiej – westchnął Marek. – A ja mam trzech synów, a wypłata niewielka. Dam ci radę – nie żeń się, bo i tak żona będzie cię męczyć: dzieci jeść chcą, buty się rozpadły, z ubrań wyrośli…

Chłopaki się śmiali, ale nagle podsiedła im dziewczyna – urodziwa i rezolutna. Od razu zauważyła Wojtka i usiadła mu na kolanach. Był najmłodszy z całej paczki. Trochę się speszył, ale objął ją.

– Nazywam się Kasia – powiedziała wesoło. – A ty?

– Wojtek, znaczy Wojciech – odpowiedział, a koledzy podśmiewywali się, mrugając do siebie.

Kasia wstała i usiadła na krześle, które Marek grzecznie przysunął z sąsiedniego stolika. Wojtek pochodził ze wsi i dopiero od roku mieszkał i pracował w mieście. Był skromny i nie wiedział, jak się zachować wobec takich śmiałych dziewczyn. Ale Kasia bardzo mu się spodobała i tego wieczoru wyszli razem. A rano obudził się obok niej.

– Muszę do pracy – powiedział, gwałtownie się ubierając, a ona została w łóżku.

– Wojtuś, mam nadzieję, iż to nie nasze ostatnie spotkanie? – przeciągnęła się. – Przyjdź do mnie po pracy, będę czekać.

Dzień w pracy dłużył mu się niesamowicie, ale po zmianie ruszył do Kasi jak strzała. Czekała na niego w akademiku. Wojtek zakochał się w tej żywiołowej dziewczynie, choć prawie jej nie znał. Kumple ostrzegali, iż często przebywa w męskim towarzystwie, ale on już choćby oświadczył się.

Rok później urodziła im się córeczka Ola. Na początku Kasia była dobrą gospodynią – gotowała, sprzątała, opiekowała się dzieckiem, karmiła piersią. Ale gdy Ola skończyła rok, wszystko się zmieniło. Wojtek był w pracy, a ona zostawiała córkę u sąsiadki i wychodziła. Gdy wracał, Ola była u sąsiadki, a ta narzekała:

– Wojtek, ja też mam dwie córki i mnóstwo roboty, a tu jeszcze twoją muszę pilnować. Powiedz swojej Kasi, iż więcej nie będę się zajmować Olą.

Kłótnie, awantury, Wojtek groził żonie, iż jeżeli jeszcze raz zostawi dziecko i wróci pijana, to… Ale Kasia zaczęła przyprowadzać facetów do domu. Mąż wracał z pracy, a tam impreza. Wyrzucał wszystkich za drzwi. W końcu, gdy znów się pokłócili, Kasia rzuciła:

– Zabieraj Olę i wynoś się na złamanie karku. Nie potrzebuję was obojga. Wracaj na swoją wieś.

Wojtek tak zrobił. Już wcześniej o tym myślał, ale miał nadzieję, iż Ksia się opamięta. Na wsi jego matka, Genowefa, była bardzo chora i już choćby nie wstawała z łóżka. Sąsiadka Basia się nią opiekowała. Domy stały blisko, choćby furtki nie trzeba było otwierać – płot między podwórkami prawie się rozpadł. Basia schodziła ze swojego ganku i od razu była u sąsiadki. Wygodnie było nosić jedzenie. Basia karmiła Genowefę.

Wojtek dawno nie był na wsi i nie wiedział, iż matka już leży. A poza nim nie miała nikogo. Teraz jego sytuacja była trudna – chora matka i dwuletnia Ola. Znalazł pracę we wsi, a córką zajmowała się Basia, która miała swojego synka Tomka, trzyletniego. Dzieci bawiły się razem.

– Dzięki, Basia, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił – dziękował sąsiadce.

Basia była mężatką, ale jej mąż, Zdzisiek, był nieudacznikiem – pił, bił się, ileż to razy Wojtek próbował go naprostować. Ale ostatnio tak go przeAle ostatnio tak go przejął, iż Zdzisiek ledwo odleżał swoje, spakował manatki i wyniósł się na zawsze – podobno do matki w sąsiedniej wsi, jak mówili ludzie, a Basia, zamiast płakać, tylko podziękowała Wojtkowi, bo bała się swojego męża.

Idź do oryginalnego materiału