– Mamo, chyba zupełnie oszalałaś! – głos Krzysztofa drżał z oburzenia. – Jak mogłaś uwierzyć tej szmacie?
– Nie mów tak o Ani! – ostro przerwała mu Halina Nowak. – Jest dla mnie jak córka!
– Jak córka? – Krzysztof zaśmiał się nerwowo. – Mamo, okradła cię! Zabrała wszystkie twoje oszczędności!
– Nic nie ukradła! Samam jej dałam te pieniądze! – Halina uderzyła pięścią w stół. – I nie twoja sprawa, na co wydaję swoje środki!
– MOJE środki, mamo! To spadek po babci! Twoja emerytura i moja pomoc! A ona wzięła wszystko i zniknęła!
Halina odwróciła się do okna. Na zewnątrz lało, krople spływały po szybie jak łzy. Ale nie płakała. Łzy skończyły się wczoraj, gdy zrozumiała, iż Ania ją oszukała.
– Nie zniknęła – szepnęła cicho. – Wyjechała do siostry do Poznania. Obiecała wrócić za miesiąc.
– Mamo, obudź się! Jaka siostra? Przecież wiesz, iż nie ma nikogo! Jest sierotą!
– Może się odnalazła… Może…
Krzysztof podszedł do matki i chwycił ją za ramiona.
– Mamo, spojrzyj na mnie. Anna Kowalska to oszustka. Celowo się z tobą zaprzyjaźniła, żeby wyłudzić pieniądze. Oszukała już dziesiątki takich jak ty.
– Skąd wiesz?
– Wynająłem detektywa. Masz, popatrz.
Krzysztof wyciągnął z torby teczkę z dokumentami i zdjęciami.
– Anna Kowalska, trzydzieści osiem lat. Karana za oszustwa. Specjalizuje się w samotnych starszych kobietach. Tu są jej zdjęcia z innymi ofiarami.
Halina drżącymi rękami wzięła teczkę. Na fotografiach zobaczyła Anię przytuloną do różnych kobiet. Wszystkie w jej wieku, wszystkie uśmiechnięte, wszystkie wyglądały na szczęśliwe.
– To nie może być prawda – wyszeptała.
– Mamo, wyciągnęła od ciebie dwadzieścia tysięcy złotych. Powiedziała, iż jej córka jest chora i potrzebuje operacji. A ona w ogóle nie ma dzieci!
Halina opadła na krzesło. Ręce jej się trzęsły, przed oczami wszystko wirowało.
– Ale ona… przyjaźniłyśmy się cały rok… Pomagała mi, robiła zakupy, jeździła ze mną do lekarza…
– Przygotowywała grunt, mamo. Zdobywała zaufanie. A potem uderzyła, gdy byłaś najmniej przygotowana.
Halina przypomniała sobie, jak poznała Anię. W przychodni, w kolejce do kardiologa. Młoda kobieta przysiadła się, zagadała. Okazało się, iż Ania też jest sama, mąż nie żyje, córka mieszka daleko. Tak samo samotna jak ona.
Potem były przypadkowe spotkania w sklepie, w aptece. Ania zawsze uśmiechnięta, zawsze gotowa pomóc. Stopniowo stały się bliskimi przyjaciółkami. Ania przychodziła w odwiedziny, piły herbatę, wspominały dawne czasy.
– Pamiętasz, jak cię ostrzegałem? – ciągnął Krzysztof. – Mówiłem, żebyś uważała na nowe znajomości?
– Pamiętam – skinęła głową Halina. – Ale ty zawsze wszystkich podejrzewasz. Myślisz, iż każdy to złodziej.
– Nie każdy, mamo. Ale wielu. Zwłaszcza ci, którzy zbyt gwałtownie stają się najlepszymi przyjaciółmi.
Halina zamknęła oczy. Pamiętała ten dzień, gdy Ania przyszła do niej zapłakana. Powiedziała, iż jej córka Kasia zachorowała, potrzebna pilna operacja. Że brakuje pieniędzy, a czas ucieka.
– Halinko, nie wiem, do kogo się zwrócić – szlochała Ania. – Jesteś jedyną bliską mi osobą.
I Halina oddała jej wszystkie oszczędności. Bez wahania, bez wątpliwości. Jak mogła nie pomóc przyjaciółce w potrzebie?
– Mamo, dlaczego mi nie powiedziałaś? – spytał Krzysztof. – Powstrzymałbym cię.
– Bo wiedziałam, iż będziesz przeciw. Od początku jej nie lubiłeś.
– Czułem, iż coś jest nie tak. Za dużo się śmiała, za często chwaliła. Prawdziwi przyjaciele tak się nie zachowują.
Halina wstała i podeszła do kredensu. Na półce stała ramka ze zdjęciem – ona i Ania w parku przy fontannie. Obie uśmiechnięte, przytulone. Halina chwyciła ramkę i rzuciła nią o podłogę. Szkło rozprysło się na kawałki.
– Mamo! – przestraszył się Krzysztof.
– Idiotka! – krzyknęła Halina. – Stara, naiwna baba! Jak mogłam być tak głupia?
Zaczęła płakać. Krzysztof objął ją, przycisnął do siebie.
– Mamo, nie obwiniaj się. To zawodowa oszustka. Wie, jak manipulować ludźmi.
– Ale dlaczego ja? Dlaczego wybrała właśnie mnie?
– Bo jesteś dobra. Bo ufasz ludziom. Bo byłaś samotna.
Halina odsunęła się od syna i spojrzała mu w oczy.
– Złożę doniesienie na policję.
– Już za późno, mamo. Wyjechała. Policja jej nie znajdzie.
– Znajdzie. Na pewno znajdzie.
Krzysztof pokręcił głową.
– choćby jeśli, pieniędzy nie odzyskasz. Już je pewnie wydała.
– W takim razie chociaż inne starsze kobiety nie wpadną w jej sidła.
Halina otarła łzy i wyprostowała się. W jej oczach pojawiło się zdecydowanie.
– Jutro idę na policję. Złożę zeznania.
– Dobrze, mamo. Pójdę z tobą.
– Nie trzeba. Dam sobie radę sama.
Krzysztof schował dokumenty do torby.
– Mamo, dlaczego nie dzwoniłaś przez te wszystkie dni? Martwiłem się!
– Wstyd mi było. Wiedziałam, iż będziesz zły.
– Nie jestem zły. Martwię się o ciebie.
– Wiem. Wybacz mi, Krzysiu.
Syn pocałował ją w głowę.
– Mamo, może przeprowadzisz się do mnie? Nie chcę zostawiać cię samej.
– Nie – stanowczo odparła Halina. – Przywykłam do niezależności.
– Ale po takim ciosie…
– Właśnie po tym muszę tu zostać. jeżeli teraz ucieknę, nigdy sobie tego nie wybaczę.
Krzysztof chciał zaprotestować, ale zrozumiał, iż matka ma rację. Zawsze była silną kobietą, zawsze sama rozwiązywała swoje problemy.
– Dobrze. Ale będę wpadał codziennie.
– Nie codziennie. Raz w tygodniu wystarczy.
– Mamo…
– Krzysiu, dam radę. Naprawdę.
Krzysztof wyszedł, a Halina została sama. Przeszła po mieszkaniu, zbierając odłamki rozHalina wzięła głęboki oddech i spojrzała w okno, wiedząc, iż od dzisiaj każdy uśmiech nieznajomego będzie przypominał jej o tym, iż czasem choćby najcieplejsze dłonie potrafią ukrywać zimne serce.