Nie rób tego, nasze życie już się ułożyło!

twojacena.pl 6 godzin temu

— Mamo, nie mogę tak dalej żyć — powiedziała Kasia, patrząc przez okno na szare, zachmurzone niebo.

— Co znaczy „nie możesz”? Dwadzieścia dwa lata jakoś dawałaś radę, a teraz nagle nie możesz? — Wanda zrobiła zirytowaną minę, jej pomarszczona twarz wyrażała oburzenie. — Zwariowałaś na starość? O czym ty w ogóle myślisz?

Kasia gorzko się uśmiechnęła. O czym myślała? O nieprzespanych nocach, gdy czekała na męża z „spotkań biznesowych”. O pełnych pogardy spojrzeniach, którymi obdarzał ją przy obiedzie. O tym, jak nazywał ją „starą pierdołą” przed znajomymi, a potem się śmiał — no bo przecież trzeba mieć dystans.

— Myślę o tym, iż wreszcie chcę żyć dla siebie — odpowiedziała cicho.

— Dla siebie? — Wanda parsknęła krótkim śmiechem. — A o mnie p— I co ja teraz pocznę? Na moją emeryturę ledwo wystarczy na chleb, a Dariusz nas obie utrzymuje, przypominam!

Kasia poczuła, jak w gardle ściska ją gula — zawsze tak samo, gdy tylko próbowała mówić o sobie, matka natychmiast wyciągała rachunki: długi, obowiązki, winę, kajdany, które dźwigała przez całe życie.

— Znalazłam pracę, mamo. Jako księgowa w prywatnej firmie.

— Co?! — Wanda opadła na krzesło, przyciskając dłoń do piersi. — Więc dlatego chodziłaś na te kursy? W tajemnicy wszystko zaplanowałaś?

— Nie muszę…

— Musisz! — matka podniosła głos. — Wychowałam cię, nie spałam po nocach! Całe życie ci poświęciłam! A teraz chcesz to wszystko zniszczyć? Przez swoje widzimisię?

W przedpokoju zatrzasnęły się drzwi — wrócił Dariusz. Jego ciężkie kroki zabrzmiały jak wyrok. Kasia zaciśnęła pięści, czując, jak paznokcie wbijają się w dłonie.

— O co się te panie spierają? — jego głos, jak zwykle, był słodki jak miód, gdy w pobliżu byli inni. — Wandziu, tak krzyczysz, iż sąsiedzi zbiegną się.

— Twoja żona oszalała! — matka natychmiast zwróciła się do zięcia. — Mówi, iż znalazła pracę i chce się rozwieść!

Dariusz powoli odwrócił się do Kasi. W jego oczach mignęło coś zimnego, wężowego.

— Tak? — przeciągnął. — I od dawna to planujesz, kochanie?

Kasia poczuła, jak po plecach przebiegły jej ciarki. Ten ton znała aż za dobrze — słodki na pozór, ale zapowiadający burzę.

— Nie planuję, Darku. Postanowiłam. — choćby ją zaskoczyła stanowczość własnego głosu.

— Postanowiła! — Wanda znów załamała ręce. — Dariusz, no powiedz jej! Pewnie menopauza, zupełnie rozum straciła!

— Mamo! — Kasia odwróciła się gwałtownie. — Przestań! Mam pięćdziesiąt dwa lata, nie jestem ani histeryczką, ani wariatką. Po prostu już nie chcę…

— Czego nie chcesz, skarbie? — Dariusz podszedł bliżej, jego uśmiech nie sięgał oczu. — Może nie podoba ci się to mieszkanie? Albo samochód niewystarczająco dobry? A może za mało biżuterii?

— Przestań — Kasia cofnęła się do okna. — Świetnie wiesz, iż nie o to chodzi.

— A o co? O tę młodą asystentkę, którą na nim przyłapałaś? — wtrąciła Wanda. — Głupstwa! Każdy facet ma słabości. Zamknij oczy i cierpliwie znos, jak wszystkie normalne kobiety!

Kasia poczuła, jak coś w niej pęka. „Znosić” — ile razy słyszała to w życiu? Znosić upokorzenia, znosić zdrady, znosić, bo „tak trzeba”, bo „wszyscy tak mają”, bo „pomyśl o matce”.

— Wiesz co, kochanie — Dariusz rozsiadł się na oparciu fotela, zarzucając nogę na nogę — mówmy szczerze. Przecież wiesz, iż sama nie dasz rady? Kto cię zatrudni w twoim wieku? Komu jesteś potrzebna?

— Niepotrzebna? — Kasia wybuchnęła śmiechem, od którego Wanda drgnęła. — Właśnie, Darku. Przez lata wmawiałeś mi, iż jestem nikomu niepotrzebna, iż nic nie znaczę, iż powinnam być wdzięczna za każde twoje spojrzenie.

— Córeczko — Wanda sięgnęła po jej dłoń — przesadzasz…

— Nie, mamo — Kasia wysunęła rękę stanowczo, ale łagodnie. — Po raz pierwszy od lat widzę wszystko jasno. Odchodzę.

— Nigdzie nie idziesz — warknął Dariusz, tracąc nagle sztuczną uprzejmość. — Zapomniałaś, na kogo jest mieszkanie? I kto płaci za leczenie twojej matki?

— Aha, więc o to chodzi — Kasia poczuła dziwny spokój. — W końcu pokazałeś prawdziwą twarz. choćby przy mamie się nie powstrzymałeś.

— Kasiu, córeczko — Wanda przycisnęła dłoń do serca — nie zostawisz mnie? Gdzie ty pójdziesz?

— Mam już mieszkanie. Wynajęłam je tydzień temu.

— Co?! — krzyknęli jednocześnie Wanda i Dariusz.

— Tak, wyobraźcie sobie. Małe, na przedmieściach. Ale moje. A przynajmniej wynajęte na moje nazwisko.

Dariusz wybuchnął śmiechem:

— I za co je utrzymasz? Z pensji niedouczonej księgowej?

— Nie jestem niedouczona — odparła spokojnie Kasia. — Skończyłam kurs z wyróżnieniem. I dali mi dobrą posadę.

— Zdrajczyni! — nagle wrzasnęła Wanda. — Wychowałam cię nie po to, żebyś na starość tułała się po wynajętych kątach! Co ludzie powiedzą?

— Ludzie, ludzie… — Kasia pokręciła głową. — Całe życie przejmowałaś się tym, co powiedzą ludzie. A co ja powiem, nigdy cię nie obchodziło.

Weszła do sypialni i wyciągnęła spakowaną wcześniej torbę. Dariusz zastąpił jej drogę:

— Ani kroku dalej! Nigdzie nie idziesz!

— Odsuń się — głos Kasi stał się twardy jak stal. — Wnoszę o rozwód. I choćby nie próbuj grozić — mam nagrania twoich gróźb i dowody zdrad. Myślisz, iż twoim wspólnikom spodoba się skandal?

Dariusz zbladł. Nigdy nie widziała go tak zaskoczonego.

— Blefujesz.

— Sprawdź — uśmiechnęła się Kasia. — Dwadzieścia osiem lat milczałam. Zbierałam kawałek po kawałku to, co ukrywałeś. Myślałeś, iż jestem ślepa? Głupia? Nie, kochanie. Po prostu czekałam, aż dzieci staną na nogi.

— Dzieci! — ożywiła się Wanda. — Właśnie! Co one powiedzą? Całą rodzinę skompromitujesz!

— Wiedzą, mamo. Rozmawiałam z nimi w zeszłym tygodniu. Wiesz, co powiedziała Ania? „Mamo, od dawna czekałam, aż wreszcie się zdecydujesz”.

W pokoju zapadła ciężka cisza. Wanda osunęła się na fotel, poruszając bezgłośnie ustami. Dariusz stał, zaciskając i rozluźniając pięści.

— Więc wszystko zaplanowałaś? — wyszczerzył się. — Ale pamiętaj — jeżeli wyjdziesz, nie ma powrotu. I twojej matce już ani złotówki nie dam.

— Nie trzeba — Kasia zapięła torbę. — Dam sobie radę.

— Da radę! — Wanda zerwała się z fotela. — A kto kupi moje leki? I za mieszkanie zapłaci? Moja emerytura to grosze!

— M— Dam sobie radę, mamo, tak jak ty zawsze uczyłaś — Kasia przytuliła matkę, czując, jak w końcu, po latach, zaczynają rozumieć siebie nawzajem.

Idź do oryginalnego materiału