„Ola, nie trzeba tego wszystkiego. Jestem żonaty i kocham swoją żonę” – powiedział wyuczoną frazę.
Marcin z Katarzyną byli razem dwadzieścia dwa lata. Namiętność nieco przygasła, ich związek stał się stabilny i spokojny, bardziej przypominał głęboką przyjaźń. Córka studiowała na drugim roku medycyny. Poszła w ślady rodziców. Jakżeby inaczej, skoro od dziecka słyszała tylko o chorobach, lekach i skargach pacjentów. Już jako mała dziewczynka uwielbiała przeglądać atlasy anatomiczne.
Marcin i Katarzyna zwrócili na siebie uwagę podczas praktyk w szpitalu. Pomógł jej pierwszy raz zbadać pacjenta – młodego mężczyznę, który bezczelnie się do niej przymilał. Dwa lata później, tuż przed egzaminami państwowymi, wzięli ślub.
Po studiach zaczęli pracować w tym samym szpitalu. Katarzyna w kardiologii, a Marcin został chirurgiem ortopedą. Tego dnia rzadko się zdarzało, iż kończyli zmianę o tej samej porze, więc pojechali razem do domu.
– Wstąpimy do sklepu? W domu nie ma warzyw na sałatkę.
– Może olejmy warzywa i sałatkę? Jeden dzień bez nich się obejdzie. Jestem zmęczony. Operacja była trudna – odparł Marcin, sprawnie manewrując samochodem wśród zatłoczonych ulic Warszawy.
– Można, ale jutro i tak będziemy musieli kupić. Wysadź mnie przy sklepie, a ty jedź do domu – zaproponowała Katarzyna.
– Tak, a potem będziesz taszczyć ciężkie siatki, a ja będę się czuł winny. Chodźmy razem – odpowiedział Marcin i wjechał na parking przed sklepem.
Marcin prowadził wózek między półkami, a Katarzyna wkładała do niego produkty.
– Miałem rację – skinął głową na wypełniony po brzegi wózek, stojąc w kolejce do kasy.
– Ale przynajmniej tydzień nie trzeba będzie iść na zakupy – Katarzyna posłała mu figlarne spojrzenie i cmoknęła w powietrze. – Ojej, zapomniałam chleba! – powiedziała i pobiegła między regały.
Marcin westchnął i zaczął wykładać produkty na taśmę. Miejsca było mało, więc pudełko z makaronem spadło na kupę towarów przed nim.
Kobieta stojąca przed nim obrzuciła go pełnym wyrzutu wzrokiem. Marcin przeprosił, podniósł opakowanie i, nie wiedząc, gdzie je odłożyć, trzymał je w rękach.
Kobieta odwróciła się i wpatrywała się w niego uporczywie. Mniej więcej jego wzrostu, z brązowymi oczami i smutno opuszczonymi kącikami ust. Rozjaśnione włosy z ciemnymi odrostami były zebrane w nieporządny kok. Brązowy płaszcz zwisał luźno na jej wątłych ramionach.
Marcin uśmiechnął się przepraszająco i odwrócił, szukając wzrokiem Katarzyny. *Gdzie się podziała? Nie zdziwię się, jeżeli przyniesie jeszcze coś poza chlebem.* Spojrzał znowu na kobietę. *Dlaczego tak się na mnie patrzy? Moja pacjentka? Nie pamiętam.*
– Marcin, to ty? – nagle zapytała, a w jej oczach błysnęła iskra radości.
– Znamy się? Była pani u mnie na wizycie? Przepraszam, nie pamiętam… – mamrotał.
– Więc jednak zostałeś lekarzem, jak marzyłeś? – zapytała. – Jestem Ola. Olga Nowak. – Jej oczy, które przed chwilą błyszczały radością, znów zgasły.
Marcin przyjrzał się uważniej. Tak, gdy się przedstawiła, coś znajomego przemknęło w jej rysach… Ola… Olga…
– Nowak?! – W końcu przypomniał sobie boisko za szkołą, dziewczynę biegnącą przed nim. Rozpuszczone ciemne włosy falujące za nią. A on, zauroczony jej widokiem, nie mógł jej dogonić…
– Zmieniłam się bardzo? – zapytała rozczarowana kobieta, która nazwała się Olgą Nowak, ale wcale nie przypominała tamtej dziewczyny. – A ty nabrałeś charakteru, wyglądasz choćby lepiej niż wtedy.
Podeszła Katarzyna i spojrzała na nich z ciekawością. Marcin był tak zaskoczony, iż choćby nie zwrócił uwagi na produkty, które Katarzyna przyniosła oprócz chleba. To zupełnie do niego nie pasowało. Katarzyna rozglądała się, gdzie położyć zakupy – taśma była zapchana. Wtedy kasjerka nacisnęła przycisk i taśma ruszyła.
Marcin ocknął się pierwszy.
– To moja dawna koleżanka z klasy, Olga Nowak. A to moja żona, Katarzyna.
Katarzyna spojrzała na Olgę z zaciekawieniem, ale ta niegrzecznie odwróciła się w stronę kasy. Kasjerka akurat skanowała jej zakupy. Olga zapłaciła, wzięła torbę i odeszła w stronę drzwi, ale nie wyszła – zatrzymała się przy wyjściu.
*Czyżby na mnie czekała? Tego jeszcze brakowało. Dowiedziała się, iż jestem lekarzem, i postanowiła poskarżyć się na zdrowie?* Zawsze, gdy ludzie dowiadywali się, kim on i żona pracują, od razu zasypywali ich pytaniami.
– Marcin, masz kartę? – oderwała go od myśli Katarzyna.
Marcin przyłożył kartę do terminala, wziął ciężkie torby i skierował się do wyjścia. Olga uprzejmie otworzyła przed nim drzwi. *Niedorzeczna sytuacja. Po co ona to robi?* – pomyślał, czując się niezręcznie.
Wyszli wszyscy troje przed sklep.
– Gdzie mieszkasz? – zwróciła się Olga do Marcina, ignorując jego żonę. – W mieszkaniu rodziców?
– Nie, w bloku obok. Specjalnie kupiliśmy mieszkanie w pobliżu, żeby częściej ich odwiedzać. A ty?
– Ja… – machnęła ręką w nieokreślonym kierunku. Rozmowa wyraźnie się nie kleiła. – Cieszę się, iż cię spotkałam. Mogę już iść? – Patrzyła na niego, jakby czekała na pozwolenie.
Ale on milczał. Olga odwróciła się i odeszła.
– Była w tobie zakochana? – zapytała Katarzyna, gdy wsiadali do samochodu. – Nigdy mi nie mówiłeś.
– Nie, to nie ona była we mnie zakochana.
– Naprawdę? Bo patrzyła tak, jakby wciąż o tobie marzyła – nalegała Katarzyna.
– To ja byłem w niej zakochany – przyznał Marcin. – Ale wybrała gwiazdę szkolnej drużyny piłkarskiej, Jacka Kowalskiego.
– Wydaje mi się, iż kiedy cię zobaczyła, zrozumiała swój bAle gdy odeszła, Marcin poczuł ulgę, wiedząc, iż jego miejsce jest przy Katarzynie, a przeszłość powinna pozostać tam, gdzie jej miejsce – we wspomnieniach.