Nie otwieraj tej tajemnicy

newsempire24.com 1 tydzień temu

Wanda Kowalska stała przy oknie, dłoń przyciśniętą do szyby, i patrzyła, jak woźny Stefan zgrabia ostatnie żółte liście. Październik był wyjątkowo deszczowy, a w jej sercu panował taki sam szary i wilgotny nastrój.

— Mamo, znowu stoisz przy oknie? — do pokoju weszła Asia, już niemłoda córka, pod czterdziestkę. — Herbaty się napijesz?

— Poproszę — odparła Wanda, nie odwracając się. — Asiu, a co to u nas stuka w schowku? Wczoraj wieczorem słyszałam, dziś rano znowu.

Asia skrzywiła się, postawiła czajnik na kuchence.

— Pewnie mysz. Albo stare rury. Mamo, nie wymyślaj. Dom był budowany jeszcze w latach sześćdziesiątych, wszystko tu skrzypi i stuka.

— Nie, to nie mysz. Myszy inaczej szeleszczą, a tu wyraźnie ktoś puka. Jakby od środka. — Wanda odwróciła się do córki. — Może zajrzymy?

— Mamo, przecież wczoraj sprawdzaliśmy! Tam są nasze stare rzeczy, narzędzia taty, słoiki z przetworami. Nic więcej. Po prostu jesteś zdenerwowana po szpitalu.

Wanda ciężko westchnęła. Miesiąc temu trafiła do szpitala z sercem, teraz Asia kręciła się wokół niej jak kwoka, bojąc się zostawić samą. Wyniosła się ze swojego mieszkania, wzięła urlop. A Wanda czuła się ciężarem.

— Asiu, może wrócisz do domu? Czuję się już lepiej. A poza tym, twój Marek za tobą tęskni.

— Marek sobie poradzi. Ale jeżeli coś ci się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę — Asia zalała wrzątkiem fusy, podała matce filiżankę. — Pij, póki gorące.

Usiadły przy kuchennym stole, gdy nagle znów rozległo się pukanie. Wyraźne, rytmiczne — raz, dwa, trzy, przerwa, i znowu raz, dwa, trzy.

— Słyszysz? — Wanda chwyciła córkę za rękaw. — Znowu zaczyna.

Asia zmarszczyła brwi, nasłuchiwała. Pukanie powtórzyło się.

— Chodźmy sprawdzić — zdecydowała, wstając.

Schowek znajdował się za kuchnią, ciasny, ciemny zakątek, gdzie trzymało się różne domowe drobiazgi. Asia zapaliła światło, rozejrzała się. Półki z słoikami, stare pudła, skrzynka z narzędziami po ojcu. Wszystko na swoich miejscach.

— Widzisz? Nikogo tu nie ma — powiedziała matce.

— A to co? — Wanda wskazała na najdalszą półkę, gdzie stała nieznana szkatułka.

Asia podeszła bliżej. Była staroświecka, z ciemnego drewna, z mosiężnymi okuciami. Na wieku wyrzeźbiono jakieś dziwne wzory, podobne do pisma.

— Skąd ona się tu wzięła? — zdziwiła się Asia. — Nie pamiętam, żebyśmy ją mieli.

— Ja też nie. Dziwne… — Wanda wyciągnęła rękę, ale córka ją zatrzymała.

— Nie dotykaj. Może sąsiedzi ją tu postawili? Albo administrator? Zapytamy Stefana, on wie wszystko o tym budynku.

Wyszły ze schowku, ale Wanda wciąż spoglądała za siebie. Coś ją niepokoiło. A pukanie ustało, gdy tylko weszły do środka.

Wieczorem Asia zadzwoniła do męża.

— Marku, jak tam? Zostanę jeszcze kilka dni, mama jest jakaś nerwowa. Mówi, iż coś stuka w schowku. Znaleźliśmy tam jakąś dziwną szkatułkę.

— Może zaprowadź ją do lekarza? — zaproponował Marek. — Po zawale czasem ludzie słyszą różne rzeczy. Halucynacje.

— To nie halucynacje. Samo pukanie słyszałam. I szkatułka jest prawdziwa, widziałam ją. Jutro zapytam woźnego.

— Asiu, a otwierałaś ją?

— Nie, mama zabroniła, Dotknąć. I boję się trochę. Piękna, ale straszna.

— Dobrze robicie. Kto wie, co tam jest…

Nad ranem Wanda obudziła się od pukania. Było głośniejsze, natarczywsze. Jakby ktoś domagał się uwagi. Narzuciła szlafrok, poszła do kuchni. Asia jeszcze spała na kanapie w salonie.

Pukanie narastało. Wanda podeszła do drzwi schowka, przyłożyła ucho. Dźwięk dochodził stamtąd, z głębi, znad ostatniej półki.

— Kto tam? — szepnęła.

Pukanie ustało. Cisza. Potem — jeden uderzenie, bardzo głośne.

Wanda odskoczyła, serce waliło jej jak młot. Pobiegła obudzić córkę.

— Asia! Aśka! Wstawaj szybko!

— Co się stało, mamo? — Asia zerwała się przerażona.

— Tam… w schowku… Odpowiada mi!

— Co odpowiedziało?

— Zapytałam, kto tam, a ono stuknęło raz. Jakby odpowiedziało!

Asia przetarła twarz rękami, spojrzała na zegar. Szósta rano.

— Mamo, jesteś pewna?

— Absolutnie. Asiu, może zadzwońmy po kogoś. Hydraulika. Albo… księdza.

— Księdza? — Asia zdziwiła się. — Mamo, przecież nigdy nie byłaś wierząca.

— A teraz zaczynam wierzyć. Jest na tym świecie coś, czego nie rozumiemy.

Po śniadaniu zeszły na dół, szukać Stefana. Stary woźny zamiatał chodnik przed klatką, pogwizdując jakąś melodię.

— Panie Stefanie — zawołała Asia. — Możemy na chwilę?

— Oczywiście, Asiulka. Co się stało?

— Wie pan, kto mógł wstawić do naszego schowka szkatułkę? Wczoraj ją znaleźliśmy, ale nie wiemy, skąd się wzięła.

Stefan przestał zamiatać, uważnie spojrzał na kobiety.

— Szkatułkę? Jaką szkatułkę?

— Starą, drewnianą, z wzorami — opisała Wanda.

Twarz woźnego zmieniła się. Zbladł, odłożył miotłę.

— Ojej, to nie wróży nic dobrego… A otwierałyście ją?

— Nie — odparła Asia. — Pan coś o niej wie?

— Wiem. Ta szkatułka należała do Marii Nowak, co w czternastym mieszkała. Pamiętacie ją?

Wanda skinęła głową. Maria Nowak zmarła trzy lata temu, stara panna, całe życie sama. Dziwna była, sąsiedzi się jej bali.

— No więc — ciągnął Stefan — gdy umierała, kazała mi ją zakopać. Mówiła, iż zamknęła w nią coś, czego nie wolno wpuszczać na świat.

— I co pan zrobił? — spytała Asia.

— A co? Wziąłem, zaniosłem na cmentarz, zakopałem przy jej grobie. Głęboko, kamieniem przycisnąłemWanda zamyśliła się, ale w końcu uległa ciekawości i przekręciła kluczyk, a wtedy z ciemności szkatułki wypełzł cienki, zimny powiew, który zgasił światło w całym mieszkaniu, pozostawiając je w ciszy tak głębokiej, iż choćby własnego oddechu nie mogła już usłyszeć.

Idź do oryginalnego materiału