Nie otwieraj drzwi

newsempire24.com 3 dni temu

Nie otwieraj

Nina Kowalska stała przy oknie, przyciskając dłoń do szyby, i patrzyła, jak dozorca Marian zgrabia ostatnie żółte liście. Październik był wyjątkowo deszczowy, a w jej sercu panowała równie szara i chłodna aura.

— Mamo, znowu stoisz przy oknie? — do pokoju weszła Ewa, jej córka, już niemłoda, blisko czterdziestki. — Herbaty się napijesz?

— Poproszę — odparła Nina Kowalska, nie odwracając się. — Ewuniu, a co to u nas w schowku stuka? Wczoraj wieczorem słyszałam, dziś rano znowu.

Ewa skrzywiła się, postawiła czajnik na kuchence.

— Pewnie mysz. Albo rury stare. Mamo, nie wymyślaj. Dom z lat sześćdziesiątych, wszystko tu skrzypi i puka.

— Nie, to nie mysz. Mysz szura inaczej, a tu wyraźne stukanie. Jakby ktoś od środka. — Nina Kowalska odwróciła się do córki. — Może zajrzymy?

— Mamo, przecież wczoraj sprawdzaliśmy! Są tam nasze stare rzeczy, narzędzia taty, słoiki z przetworami. Nic więcej. Po prostu jesteś zdenerwowana po szpitalu.

Nina Kowalska ciężko westchnęła. Miesiąc temu trafiła do szpitala z sercem, a teraz Ewa kręci się wokół niej jak kwoka, boi się zostawić samą. Wynajęła swoją kawalerkę i wzięła urlop w pracy. A Nina czuje się tylko ciężarem.

— Ewciu, wracaj do siebie. Czuję się dobrze. A poza tym, twój Piotrek pewnie za tobą tęskni.

— Piotrek sobie poradzi. Ale jeżeli coś ci się stanie, nie wybaczę sobie — Ewa zalała wrzątkiem fusy, podała matce kubek. — Pij, póki gorące.

Usiadły przy kuchennym stole, gdy nagle stuknięcie rozległo się ponownie. Wyraźne, rytmiczne — raz, dwa, trzy, pauza, i znów raz, dwa, trzy.

— Słyszysz? — Nina Kowalska złapała córkę za rękaw. — Znowu to samo.

Ewa zmarszczyła brwi, nadstawiła ucha. Stuk powtórzył się.

— Chodźmy sprawdzić — wstała zdecydowanie.

Schowek znajdował się za kuchnią, mała, ciemna komórka pełna domowych gratów. Ewa zapaliła światło, rozejrzała się. Półki z słoikami, stare pudła, skrzynka z narzędziami po ojcu. Wszystko na swoim miejscu.

— Widzisz? Nikogo tu nie ma — powiedziała matce.

— A to co? — Nina Kowalska wskazała na daleką półkę, gdzie stała nieznana szkatułka.

Ewa podeszła bliżej. Była to stara, drewniana szkatułka z mosiężnymi okuciami. Na wieczku wyryte były jakieś znaki, przypominające pismo.

— Skąd ona się tu wzięła? — zdziwiła się Ewa. — Nie pamiętam czegoś takiego.

— Ja też nie. Dziwne… — Nina Kowalska sięgnęła po szkatułkę, ale córka ją powstrzymała.

— Nie dotykaj. Może sąsiedzi coś tu schowali? Albo administrator? Zapytamy Mariana, on wie wszystko o tym bloku.

Wyszły ze schowka, ale Nina Kowalska co chwilę spoglądała za siebie. Coś ją niepokoiło. A stukanie ucichło, gdy tylko weszły do środka.

Wieczorem Ewa zadzwoniła do męża.

— Piotrek, jak tam? Zostanę tu jeszcze kilka dni, mama jest jakaś nerwowa. Mówi, iż w schowku coś stuka. Znaleźliśmy tam jakąś dziwną szkatułkę.

— Może pokaż ją lekarzowi? — zasugerował Piotr. — Po zawale ludzie czasem słyszą różne rzeczy. Halucynacje.

— To nie halucynacje. Ja też słyszałam stukanie. I szkatułka jest prawdziwa, widziałam ją. Jutro zapytam dozorcę.

— Ewciu, a nie otwierałaś tej szkatułki?

— Nie, mama zabroniła. I jakoś strach. Ładna, ale dziwnie niesamowita.

— Dobrze zrobiliście. Kto wie, co tam jest…

Następnego ranka Nina Kowalska obudziła się od stuku. Był głośniejszy, natarczywszy. Jakby ktoś domagał się uwagi. Narzuciła szlafrok, poszła do kuchni. Ewa jeszcze spała na kanapie w salonie.

Stukanie narastało. Nina Kowalska podeszła do drzwi schowka, przyłożyła ucho. Dźwięk dochodził właśnie stamtąd, z głębi, z tej samej półki.

— Kto tam? — szepnęła.

Stuknięcie ucichło. Cisza. A potem — jeden, bardzo głośny uderzenie.

Nina Kowalska odskoczyła, serce zabiło mocniej. Pobiegła obudzić córkę.

— Ewa! Ewuniu! Wstawaj szybko!

— Co się stało, mamo? — Ewa zerwała się przestraszona.

— Tam… w schowku… Odpowiedziało mi!

— Co odpowiedziało?

— Zapytałam, kto tam, i stuknęło raz. Jakby odpowiedziało!

Ewa potarła twarz rękami, spojrzała na zegarek. Wpół do siódmej rano.

— Mamo, jesteś pewna?

— Absolutnie. Ewciu, może wezwiemy kogoś? Hydraulika. Albo… księdza.

— Księdza? — Ewa zdziwiła się. — Mamo, przecież nigdy nie byłaś wierząca.

— A teraz zaczynam wierzyć. Jest na tym świecie coś, czego nie rozumiemy.

Po śniadaniu zeszły na dół, szukając Mariana. Stary dozorca zamiatał chodnik przy klatce, nucił pod nosem jakąś melodię.

— Marianie — zawołała Ewa. — Możemy na chwilę?

— Oczywiście, Ewo Piotrowna. Co się stało?

— Nie wie pan, kto mógł zostawić w naszym schowku szkatułkę? Wczoraj ją znaleźliśmy, a nie wiemy, skąd się wzięła.

Marian odłożył miotłę, uważnie spojrzał na kobiety.

— Szkatułkę? Jaką szkatułkę?

— Starą, drewnianą, z wzorami — opisała Nina Kowalska.

Twarz dozorcy zmieniła się. Zbladł, odsunął miotłę.

— O, to nie wróży nic dobrego… Nie wróży. A nie otwierałyście jej?

— Nie — odpowiedziała Ewa. — Wie pan coś o niej?

— Wiem. Ta szkatułka należała do Marii Nowak, z czternastego. Pamiętacie ją?

Nina Kowalska skinęła głową. Maria Nowak zmarła trzy lata temu, stara panna, całe życie sama. Dziwna była, sąsiedzi się jej bali.

— No więc — ciągnął Marian — gdy umierała, kazała mi: szkatułki nikomu nie oddawać, nie otwierać i zakopać w ziemi. Mówiła, iż zamknęła w niej coś, czego nie wolno wypuszczać.

— I coKiedy otworzyła szkatułkę, z ciemności wypłynął szept, który zamienił się w krzyk, a potem w ciszę, której już nigdy nie przerwał choćby wiatr za oknem.

Idź do oryginalnego materiału