– Nie obrażaj się, ale u mamy jest smaczniej – oznajmił wieczorem mąż.

przytulnosc.pl 3 godzin temu

— Co to miało znaczyć? — zapytała surowo.

— No wiesz, Aniu, ciągle robisz tragedię z niczego. Obrażasz się, iż was porównuję.

— Nie, Nikodemie, akurat ją doskonale rozumiem. Ale ciebie — nie.

— Co mamy dziś na kolację? — zapytał Nikodem od progu, pośpiesznie zdejmując buty.

Po ciężkim dniu pracy chciał gwałtownie coś zjeść i najlepiej, żeby nikt mu nie przeszkadzał.

— Azu po tatarsku — powiedziała z dumą Anna, przepuszczając Nikodema do kuchni.

To było jej popisowe danie, które naprawdę dobrze gotowała, choć rzadko. Zajmowało to bowiem dużo czasu. A dziś miała wolne i świetny nastrój. Wszystkie domowe obowiązki załatwiła jeszcze przed południem i postanowiła rozpieszczyć męża skomplikowanym, ale pysznym daniem.

— Aha — odparł obojętnie Nikodem, przeszedł do kuchni i usiadł przy stole.

Anna postawiła przed nim talerz, z którego unosiła się apetyczna, aromatyczna para. Mąż wziął w jedną rękę widelec, w drugą telefon i zaczął pochłaniać kolację, przeglądając jednocześnie media społecznościowe. Na Annę choćby nie spojrzał.

Żona, która liczyła na jakąkolwiek reakcję na jej starania, najpierw chwilę poczekała, mając nadzieję, iż jednak się wypowie, potem, nie wytrzymując, zapytała sama:

— No i jak? Smakuje ci? Stałam przy kuchni trzy godziny, żeby cię ucieszyć!

Nikodem podniósł na nią wzrok.

— Ogólnie smaczne, prawie jak u mamy — odpowiedział spokojnie mąż.

— Znowu? — wykrzyknęła oburzona Anna.

Miała już dość, iż mąż ciągle ją porównuje do teściowej. Cokolwiek by nie ugotowała, zawsze słyszała jedno: u mamy lepsze.

— Tym razem co nie tak? — szczerze zdziwił się mąż. — Przecież cię pochwaliłem.

— Pochwaliłeś, ale nie mnie, tylko znów mamę! Ile można mnie z nią porównywać?

— A co ja poradzę, iż ona gotuje lepiej? — w oczach Nikodema malowało się szczere zdumienie.

— Przecież ona w ogóle nie gotuje azu, nigdy, w żaden sposób! — krzyknęła Anna.

— Czemu się tak nakręcasz z byle powodu? — rzucił, z impetem rzucając widelec na stół. — Nie dajesz mi spokojnie zjeść!

Nikodem odsunął prawie pusty talerz, wyszedł do przedpokoju, włożył buty i wybiegł z mieszkania. Anna została sama ze swoim oburzeniem.

No naprawdę, ile można ją porównywać do teściowej? No dobrze, załóżmy, iż barszcz czy jakieś placki serowe Katarzyna rzeczywiście gotowała lepiej. Choć to też wszystko względne. Tak, gotują inaczej, ale obie smacznie. To przecież dobrze, iż są różne, a nie są klonami siebie nawzajem.

A z azu to już w ogóle śmieszne. Katarzyna gotowała wiele ciekawych i smacznych potraw, ale azu w jej menu po prostu nigdy nie było. No więc z czym Nikodem je porównuje? Co konkretnie jest lepsze u mamy?

I tak to trwało już dwa lata, od pierwszych dni małżeństwa. Cokolwiek by nie ugotowała, w odpowiedzi słyszała tylko pretensje.

— Mogłabyś wziąć u mamy kilka lekcji, skoro sama gotujesz tak sobie — to stwierdził dosłownie pierwszego wieczoru, kiedy ugotowała dla niego zupę serową.

— Dziś jadłem u mamy, wybacz, ale u niej naprawdę smaczniej — powtarzał raz za razem, wracając do domu później niż zwykle.

— A może na moje urodziny to lepiej mama niech gotuje? — to już był cios poniżej pasa.

Anna obraziła się i urodziny ostatecznie świętowali w kawiarni. Ona nie chciała gotować, a teściowa miała inne plany.

Anna stawała na głowie, starała się dogodzić mężowi, a Nikodem powtarzał jedno: u mamy lepiej.

Co tylko nie robiła, pewnego razu w akcie desperacji choćby zamówiła jedzenie z restauracji. I tak Nikodem tylko mruknął coś, co ledwo przypominało podziękowanie. I na tym koniec.

Początkowo po ślubie biegała do matki po rady.

— Aniu, uzbrój się w cierpliwość — mówiła ona. — On całe życie mieszkał z mamą, przyzwyczaił się jeść to, co ona gotuje. A teraz wszystko nowe: nowe miejsce zamieszkania, nowe zasady, jedzenie też nowe. Potrzebuje czasu, by się przyzwyczaić. Wytrzymaj, nie pospieszaj go, staraj się mu dogodzić. Minie czas i zrozumie, iż gotujesz nie gorzej niż jego matka, tylko inaczej. Wytrzymaj.

Anna przez całe dwa lata cierpliwie starała się i dawała z siebie wszystko. choćby naprawdę prosiła Katarzynę o przepisy, prosiła, by pokazała, jak gotuje. Robiła, jak to się mówi, masterclass. Wypytała o ulubione dania Nikodema.

Ale na próżno. Raz za razem natrafiała na to samo: u mamy lepiej. Ręce opadały. Minęły dwa lata, a Nikodem tak i nie „przyzwyczaił się” do jej kuchni.

Nikodem wrócił po dwóch godzinach i według swojej wiecznej tradycji po prostu zrobił wrażenie, iż nic się nie stało: nie było żadnej kłótni, obrazy, trzaskania drzwiami. Zawsze tak robił.

Anna też nie chciała zaostrzać sytuacji i wznawiać kłótni. I tak nie będzie z tego pożytku, a po co chodzić i dąsać się na siebie? Chociaż czasem, przyznać trzeba, miała ochotę uderzyć go patelnią. Albo wysłać do mamy. Zresztą, i tak regularnie tam chadzał na kolację.

I dobrze by było, gdyby Anna naprawdę źle gotowała, wtedy mogłaby go zrozumieć i wybaczyć. Ale nie, wychodziło jej bardzo dobrze. I tak myślała nie tylko ona sama i jej matka. Na wszystkich spotkaniach towarzyskich wszyscy prosili, by to ona gotowała. Ale Nikodem raz za razem powtarzał: u mamy lepiej.

Anna wzięła głęboki oddech, potem wypuściła powietrze i poszła spać. Wyglądało na to, iż będzie musiała całe życie znosić to wieczne porównywanie.

Następnym razem ten sam temat wypłynął w jeszcze mniej przyjemnej dla Anny sytuacji.

Katarzyna zadzwoniła w piątek:

— Witajcie, moi kochani, tak dawno się nie widzieliśmy. Jutro będę w waszych stronach w interesach, jeżeli nie macie nic przeciwko, wpadłabym po południu.

Anna ucieszyła się z tego telefonu. Pomimo tego, iż Nikodem ciągle ich porównywał, i to nie na jej korzyść, teściową bardzo szanowała i ceniła. Była świetną osobą.

Na przyjście teściowej Anna przygotowała naleśniki z nadzieniem: z mięsem, z twarogiem i ziołami, z jabłkami. Katarzyna jadła naleśniki i chwaliła:

— Szczęście mi się trafiło z taką synową, jakie to pyszne!

— No nie wiem, mamo — przeciągnął Nikodem, zerkając ukradkiem na żonę. — Jak dla mnie, ty byś zrobiła lepiej.

Annie aż odebrało mowę. No po co on tak z nią? Czym sobie na to zasłużyła?

— Och, prawie zapomniałam — podskoczyła — muszę zajrzeć do biura na pół godzinki — wyrzuciwszy to z siebie, gwałtownie się ubrała i wybiegła z domu.

Bardzo nie chciała robić awantury przy teściowej, ale i milczeć było ponad jej siły. Lepiej już pójść gdzieś, pobyć sama, uspokoić się.

Gdy za Anną zamknęły się drzwi, Katarzyna spojrzała uważnie na syna:

— Co to miało znaczyć? — zapytała surowo.

— A bo Ania ciągle robi tragedię z niczego. Obraża się, iż was porównuję.

— Nie, Nikodemie, akurat ją doskonale rozumiem. Ale ciebie — nie.

— W jakim sensie? — zdziwił się Nikodem. — Myślałem, iż będziesz po mojej stronie.

— A niby czemu? Dręczysz swoją żonę bez żadnego powodu, jeżeli w ogóle można znaleźć na to powód. Wytęża się, by ci dogodzić, a ty?

— A ja daję jej bodziec, by się rozwijała — powiedział dumnie Nikodem. — Bo jeszcze pomyśli, iż już wszystko osiągnęła, i zatrzyma się w rozwoju.

— A jesteś pewien, iż potrzebny jej taki bodziec? Kobieta potrzebuje zachwytu, a ty ją porównujesz z innymi.

— Z jakimi innymi? Przecież nie jesteś jej rywalką!

— No dzięki tobie jestem dla niej właśnie rywalką w kuchni. Ciągle myśli o tym, iż jestem ja, i iż ty na pewno będziesz porównywać, iż znów powiesz, iż ja lepsza. Uwierz, to denerwujące.

— Nie wymyślaj!

— No cóż, ostrzegałam cię. Kiedy pojawią się problemy, po radę nie przychodź. Zresztą, problemy, jak widzę, już się zaczęły.

Tymczasem Anna chodziła po ulicach i próbowała zdecydować, co dalej: urządzić awanturę, gdy wróci? Spróbować po raz setny porozmawiać spokojnie? Udawać, iż nic się nie stało? Ileż można wzajemnie udawać, iż wszystko jest w porządku?

Szła i szła, sama nie wiedząc dokąd. Zaczął padać deszcz, weszła do najbliższej kawiarni i zamówiła raf pomarańczowy z rogalikiem. W końcu choćby nie zdążyła porządnie zjeść.

Gdyby tak pokazać mu, jak to jest boleśnie, gdy ktoś cię ciągle porównuje… A przecież to jest pomysł!

Od tego czasu rozsądnie nie pytała, czy mężowi smakuje to, co ugotowała. Ważne było dla niej zachować spokój, a kolejne porównanie z jego mamą raczej w tym nie pomoże. Czekała na dogodną okazję.

I po kilku dniach nadarzyła się sposobność, by otworzyć mężowi drzwi do jej świata.

— Kochanie, w łazience kran przecieka. Przekręcisz? — patrzyła na niego z ufnością. Tak uczyła ją matka: nie zmuszać mężczyzny, ale inspirować, pokazując, iż go potrzebujesz. Teraz ta taktyka była szczególnie odpowiednia.

Nikodem przewrócił oczami, ale poszedł po narzędzia i zabrał się do spełnienia prośby żony. Gdy skończył, Anna spojrzała na zegar i powiedziała:

— Hm, no gwałtownie się uporałeś, choć mój tata oczywiście zrobiłby to szybciej.

Nikodem spojrzał na żonę z niezadowoleniem.

— Czemu niby mam się ścigać z twoim ojcem? Zrobiłem wszystko, kran nie cieknie, czego jeszcze chcesz?

— Nie no, jesteś świetny, cieszę się, iż jesteś taki zaradny. Po prostu można było to skończyć szybciej. Co ja poradzę, jeżeli to prawda?

Na to Nikodem nic nie odpowiedział, po prostu wrócił na kanapę, by dokończyć film.

Następnym razem Anna poprosiła męża, by przykręcił drzwiczki szafki. Spojrzał na nią podejrzliwie, ale spełnił prośbę. I znów, gdy skończył, ona krytycznie obejrzała rezultat:

— Wiesz, może poprosisz mojego tatę, żeby pokazał ci, jak to się robi? No popatrz, przecież krzywo wisi.

— Co to za cyrk urządzasz? Dlaczego niby mam radzić się twojego ojca? Co, jestem nieudolny?

— Czy to moja wina, iż jemu lepiej to wychodzi? Nie rozumiem, czemu się denerwujesz? Co takiego powiedziałam? Jakiś jesteś zbyt wrażliwy.

Ostatnie słowa Anna mówiła już do jego pleców. Nikodem ubrał się i pojechał do mamy.

— No i co — uśmiechnęła się Katarzyna — miałam rację? Zaczęły się problemy?

— Problemy — tak, ale nie te, które przepowiadałaś — mruknął Nikodem.

— A co się stało? — zapytała sceptycznie.

— Mamo, ona mnie dręczy! Cokolwiek zrobię, nic jej nie pasuje. Powiedziała mi dziś, iż jej ojciec zrobiłby to lepiej.

Nikodem liczył, iż matka go poprze, ale ona niespodziewanie roześmiała się.

— Co w tym śmiesznego? — oburzył się Nikodem. — Żonę jakby podmienili, dosłownie mnie gnębi, a ty się śmiejesz?

— Twoja Ania jest choćby lepsza, niż myślałam — powiedziała, uspokoiwszy się, Katarzyna. — Trzeba było na to wpaść… Nikodem, ona cię nie gnębi, ona daje ci bodziec do rozwijania się w twoich męskich obowiązkach, tak jak ty dawałeś jej bodziec do rozwijania się w jej.

— Czyli ona mi się mści? — zdziwił się Nikodem. — Za to, iż mówię jej prawdę?

— Nie sądziłam, iż wychowałam takiego tępaka. Po pierwsze, to, co jej mówisz, wcale nie jest prawdą. Po drugie, choćby gdyby tak było… Komu potrzebna jest taka prawda? Po co się żeniłeś? By mieć możliwość codziennie deptać jej poczucie własnej wartości?

— Nie, chciałem po prostu, by się rozwijała!

— Jak widzisz, w tę grę można grać we dwoje. Ona rzeczywiście jest mądra. Rozwija się, zmienia, uczy się bronić siebie. Teraz twoja kolej, by się zmienić i nauczyć się komunikować z własną żoną.

Nikodem długo rozmyślał nad słowami matki. Na początku go oburzały, ale w końcu musiał przyznać, iż jest w nich ziarno prawdy. W każdym razie, jemu samemu nie podobało się, iż ktoś go z kimś porównuje. jeżeli Anna czuła się tak samo, to można ją zrozumieć. A on o tym jakoś nie pomyślał, choćby gdy matka go wcześniej upominała.

Od tego czasu przestał porównywać kuchnię żony do tego, jak gotuje jego matka. I o dziwo, niedługo zauważył, iż jedzenie stało się o wiele smaczniejsze.

— Czy zaczęłaś jakoś inaczej gotować? — zapytał Nikodem Annę pewnego razu.

— Nie, kochanie, po prostu przestałeś szukać w niej wad, a zacząłeś po prostu się delektować.

Idź do oryginalnego materiału