„Mamo, nie mogę już tak żyć” – Agnieszka stała przy oknie, wpatrując się w szare, zachmurzone niebo.
„Co znaczy nie możesz? Dwadzieścia dwa lata mogłaś, a teraz nagle nie możesz?” – Wanda Piotrowska załamała ręce, jej pomarszczona twarz wykrzywiła się z oburzenia. „Oszalałaś na starość? O czym ty w ogóle myślisz?”
Agnieszka gorzko się uśmiechnęła. O czym myśli? O nieprzespanych nocach, gdy czekała na męża z „spotkań biznesowych”. O pogardliwych spojrzeniach, jakimi obdarzał ją przy obiedzie. O tym, jak nazywał ją „starą kloacą” przed znajomymi, a potem śmiał się – przecież trzeba mieć poczucie humoru.
„Myślę o tym, iż chcę w końcu żyć dla siebie” – odpowiedziała cicho.
„Dla siebie?” – matka parsknęła śmiechem. „A o mnie pomyślałaś? Gdzie ja się podzieję? Z mojej emerytury ledwo na chleb starczy! Tomek nas obie utrzymuje, nawiasem mówiąc.”
Agnieszka poczuła, jak w gardle ściska ją gul. Zawsze tak – tylko wspomni o sobie, a matka od razu wystawia rachunek. Dług, obowiązki, wina – wieczne kajdany, które wlecze przez całe życie.
„Znalazłam pracę, mamo. Jako księgowa w prywatnej firmie.”
„Co?” – Wanda Piotrowska opadła na krzesło, przyciskając rękę do piersi. „Więc dlatego chodziłaś na te kursy? Przygotowywałaś się? Za moimi plecami wszystko załatwiłaś?”
„Nie muszę…”
„Musisz!” – matka podniosła głos. „Wychowałam cię, nie spałam po nocach! Oddałam ci życie! A teraz chcesz to wszystko zniszczyć? Z powodu jakichś kaprysów?”
W przedpokoju zatrzasnęły się drzwi – wrócił Tomek. Jego ciężkie kroki zabrzmiały jak wyrok. Agnieszka zaciśniła pięści, czując, jak paznokcie wbijają się w dłonie.
„O co się spieramy, panie?” – jego głos, jak zawsze, ociekał miodem, gdy byli w pobliżu inni. „Wando Piotrowska, krzyczy pani tak, iż sąsiedzi przybiegną.”
„Twoja żona oszalała!” – matka natychmiast zwróciła się do zięcia. „Mówi, iż znalazła pracę, chce się rozwodzić!”
Tomek powoli odwrócił się do Agnieszki. W jego oczach mignęło coś zimnego, pełzającego.
„Tak?” – przeciągnął. „I od kiedy to wymyśliłaś, kochanie?”
Agnieszka poczuła, jak po plecach przebiegł jej dreszcz. Ten ton znała aż za dobrze – zwodniczo czuły, zapowiadający burzę.
„Nie wymyśliłam, Tomku. Zdecydowałam” – sama była zaskoczona twardością w swoim głosie.
„Zdecydowała!” – matka znów załamała ręce. „Tomek, no powiedz jej! Pewnie ma menopauzę, zupełnie rozum straciła!”
„Mamo!” – Agnieszka gwałtownie się odwróciła. „Przestań! Mam pięćdziesiąt dwa lata, nie jestem ani histeryczką, ani wariatką. Po prostu już nie chcę…”
„Czego nie chcesz, droga?” – Tomek podszedł bliżej, jego uśmiech nie sięgał oczu. „Może nie podoba ci się to mieszkanie? Albo samochód nie ten? Albo za mało biżuterii?”
„Przestań” – Agnieszka cofnęła się w stronę okna. „Świetnie wiesz, iż nie o to chodzi.”
„A o co? O tą młodą sekretarkę, z którą go widziałaś?” – wtrąciła Wanda Piotrowska. „Co z tego! Wszyscy faceci mają słabości. Zamknij oczy i wytrzymaj, jak normalne kobiety!”
Agnieszka poczuła, jak coś w niej pęka. Proszę bardzo – „wytrzymaj”. Ile razy słyszała to „wytrzymaj” w swoim życiu? Wytrzymaj, gdy mąż upokarza. Wytrzymaj, gdy zdradza. Wytrzymaj, bo tak trzeba, bo „wszyscy tak mają”, bo „pomyśl o matce”.
„Wiesz co, kochanie” – Tomek usiadł na poręczy fotela, zarzucając nogę na nogę – „powiedzmy sobie szczerze. Zdajesz sobie sprawę, iż sama nie dasz rady? Jaka praca w twoim wieku? Komu ty jesteś potrzebna?”
„Nie potrzebna?” – Agnieszka nagle się roześmiała, od tego śmiechu Wanda Piotrowska drgnęła. „Właśnie o to chodzi, Tomku.”
Przez te wszystkie lata wmawiałeś mi, iż nikomu nie jestem potrzebna, iż nic nie jestem warta, iż powinnam być wdzięczna za każde twoje spojrzenie.
„Córeczko” – matka próbowała złapać ją za rękę – „nakręcasz się…”
„Nie, mamo” – Agnieszka delikatnie, ale stanowczo wysunęła rękę. „Po raz pierwszy od wielu lat widzę wszystko wyraźnie. I odchodzę.”
„Nigdzie nie odejdziesz” – syknął Tomek, natychmiast tracąc swoją udawaną łagodność. „Zapomniałaś, na kogo jest wpisane mieszkanie? I kto płaci za leczenie twojej matki?”
„A więc o to chodzi” – Agnieszka poczuła dziwny spokój. „W końcu pokazałeś prawdziwą twarz. choćby przy mamie nie potrafiłeś się powstrzymać.”
„Agnieszko, córeczko” – Wanda Piotrowska chwyciła się za serce – „przecież mnie nie zostawisz? Gdzie pójdziesz?”
„Mam mieszkanie. Wynajęłam je tydzień temu.”
„Co?” – jednogłośnie wykrzyknęli matka i mąż.
„Tak, wyobraźcie sobie. Małe, na przedmieściu. Ale moje. adekwatnie wynajęte, ale moje.”
Tomek wybuchnął śmiechem:
„Za jakie pieniądze będziesz je opłacać? Z pensji niedouczonej księgowej?”
„Nie jestem niedouczona” – cicho odpowiedziała Agnieszka. „Skończyłam kurs z wyróżnieniem. I dostałam dobrą posadę.”
„Zdrajczyni!” – nagle krzyknęła matka. „Wychowałam cię nie po to, żebyś na starość po wynajętych kątach się włóczyła! Co ludzie powiedzą?”
„Ludzie, ludzie…” – Agnieszka pokręciła głową. „Całe życie myślałaś o tym, co powiedzą ludzie. A co powiem ja – nigdy cię to nie interesowało.”
Weszła do sypialni, wyjęła wcześniej spakowaną torbę. Tomek zastąpił jej drogę:
„Stój! Nigdzie nie idziesz!”
„Odejdź” – głos Agnieszki stał się stalowy. „Rozwodzę się. I nie waż się mi grozić – mam nagrania twoich gróźb i dowody zdrad. Myślisz, iż twoim wspólnikom spodoba się skandal?”
Tomek zbladł. Nigdy nie widziała go tak zagubionego.
„Blefujesz.”
„Sprawdź” – Agnieszka sięAgnieszka przekroczyła próg nowego życia, wiedząc, iż teraz – choć sama – jest wolna.