Nie mogła znaleźć spokoju. Mała dziewczynka zasnęła na rękach, a ona wciąż wpatrywała się w okno.

newsempire24.com 11 godzin temu

Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Na rękach zasnęła mała Klarcia, a ja wciąż nie potrafiłam oderwać się od okna.

Minęła już godzina, jak wpatrywałam się w podwórko.

Kilka godzin temu mój mąż, Dawid, wrócił z pracy. Byłam w kuchni, a on choćby nie zajrzał do mnie. Kiedy wyszłam, zobaczyłam, jak pakuje rzeczy.

— Dokąd idziesz? — spytałam zdezorientowana.

— Wychodzę. Odchodzę od ciebie do ukochanej kobiety.

— Dawid, żartujesz? Coś się stało w pracy? Wyjeżdżasz w delegację?

— Dlaczego nie rozumiesz? Miałem cię dość. Masz w głowie tylko Klarę, nie zauważasz mnie, choćby o siebie nie dbasz.

— Nie krzycz, obudzisz Klarcię.

— Proszę! Znowu tylko o niej myślisz. Twój facet odchodzi, a ty…

— Prawdziwy mężczyzna nie zostawiłby żony z małym dzieckiem — cicho odpowiedziałam i wyszłam do córeczki.

Znałam charakter męża. Gdybym teraz ciągnęła tę rozmowę, wybuchłaby awantura. W oczach miałam już łzy, których nie zamierzałam mu pokazywać. Wzięłam Klarcię z łóżeczka i wyszłam do kuchni. Tam Dawid na pewno nie zajrzy — nie miał tam nic swojego.

Przez okno widziałam, jak wsiadł do samochodu i odjechał. choćby się nie obejrzał, a ja wciąż nie mogłam się oderwać. Może podświadomie czekałam, iż jego auto znów pojawi się na podwórku i powie, iż to tylko głupi żart. Ale nic takiego się nie stało.

Całą noc nie spałam. Nie miałam do kogo zadzwonić, by opowiedzieć o swoim nieszczęściu. Dla mamy od dawna byłam nikim. Cieszyła się, kiedy wyszłam za mąż, i praktycznie o mnie zapomniała. Dla Larysy zawsze istniało tylko jedno dziecko — mój młodszy brat. Miałam przyjaciółki, ale wszystkie, tak jak ja, zajęte były swoimi dziećmi. Teraz pewnie spały. A i tak co mogłyby dla mnie zrobić?

Zasnęłam dopiero nad ranem. Spróbowałam zadzwonić do Dawida, ale odrzucił połączenie i wysłał SMS-a, żebym więcej go nie niepokoiła.

Wtedy Klarcia zaczęła płakać i podeszłam do niej. Nie mogłam się załamywać. Odszedł — trudno. Mam córeczkę, o którą muszę zadbać. Muszę wymyślić, jak żyć dalej.

Kiedy sprawdziłam pieniądze w portfelu i na koncie, zrobiło mi się słabo. choćby gdybym poprosiła właścicielkę mieszkania, by poczekała z czynszem pięć dni, do wypłaty zasiłku, i tak byłoby za mało. A jeszcze jedzenie trzeba kupić. Mogłabym spróbować pracy zdalnej, ale Dawid zabrał swojego laptopa.

Miałam jeszcze dwa tygodnie opłaconego najmu, by coś wymyślić. Ale trzeba było działać szybko.

Gdy jednak zadzwoniłam do wszystkich znajomych, zrozumiałam, iż nic z tego nie wyjdzie. Nikt nie przyjmie mnie do pracy z małym dzieckiem. choćby żeby umyć podłogi, musiałabym zostawić Klarcię z kimś na godzinę lub dwie. A nie miałam z kim. Zmiana mieszkania też nie pomoże — i tak wynajmowaliśmy tanie. Jedynym wyjściem było wrócić do rodziców. Ale ja spóźniłam się z założeniem rodziny, a mój brat ożenił się wcześnie i mieszkał z mamą razem ze swoją żoną i dwójką bliźniaków. W dwupokojowym mieszkaniu było już pięć osób. Gdyby dołączyłyśmy z Klarcią — jak wszyscy by się pomieścili?

Powiedziałam właścicielce, iż wyprowadzam się po opłaconym okresie. Nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Tak, mogłabym wynająć pokój w akademiku, choćby oglądałam kilka. Ale sąsiedztwo było takie, iż nie życzyłabym go wrogowi. Pisałam do Dawida, prosząc o pomoc finansową dla córki, ale nie odpowiadał. choćby nie czytał wiadomości. Pewnie dodał mnie do czarnej listy.

Zostało pięć dni do wyprowadzki i zaczęłam pakować rzeczy. Nie było ich wiele, ale przynajmniej miałam czym zająć myśli. Wtedy zadzwonili do drzwi.

Otworzyłam i stanęłam jak wryta. Na progu stała Weronika Stanisławówna — moja teściowa.

“Czyżbym miała jeszcze większe problemy?” — pomyślałam, wpuszczając ją do środka.

Z Weroniką Stanisławówną od zawsze byłyśmy na noże. Uśmiechały się do siebie, ale w duszy nienawidziły. Od pierwszego spotkania dała mi do zrozumienia, iż mnie nie akceptuje. Jak wiele matek uznała, iż jej syn mógł znaleźć lepszą partię. Dlatego od razu powiedziałam, iż nie zamieszkamy razem — nie dogadałybyśmy się.

Kiedy teściowa nas odwiedzała, zawsze było jak w tych dowcipach: “Zosia, a ty w ogóle kurz tu wycierasz?”. Gotowanych przeze mnie potraw nie jadła, mówiąc, iż to jedzenie dla świń. Kiedy zaszłam w ciążę, trochę odpuściła, ale gdy urodziła się Klarcia, od razu oznajmiła, iż dziecko nie jest po rodzinie i Dawid powinien sprawdzić, czy to jego córka.

Dopiero gdy Klarci skończyło pół roku, Weronika Stanisławówna zaczęła dostrzegać w niej rodzinne rysy i czasem brała ją na ręce.

Dawid starał się mnie uspokajać. Mówił, iż mama wychowała go sama i dlatego jest taka zazdrosna. Prosił, bym znosiła jej wizyty, bo nie przychodziła często. I choć czasem przydałaby się pomoc, nigdy jej o nią nie prosiłam.

A teraz stała w moim korytarzu, i to po tym, jak Dawid odszedł. Pewnie przyszła się nade mną pastwić. Ale teraz było mi już wszystko jedno.

Z zamyślenia wyrwał mnie głos Weroniki Stanisławówny.

— No, gwałtownie pakuj rzeczy. Nie macie tu czego szukać — powiedziała.

— Weroniko Stanisławno, przepraszam, nie rozumiem…

— Co tu rozumieć? Pakuj się, powiedziałam. Jedziecie do mnie.

— Do pani?

— A gdzieś się wybierała? Do matki, gdzie pięcioro dzieci śpi w jednym pokoju?

— Tak. Wiedziała pani?

— Oczywiście, iż wiedziałam. Szkoda, iż wcześniej się nie dowiedziałam. Ten dureń mi dziś powiedział. Mam trzypokojowe mieszkanie. Wszystkim wystarczy miejsca.

Nie miałam wyboru. “Raz kozie śmierć” — pomyślałam.

Kiedy przyjechałyśmy do domu Weroniki Stanisławówny, na początku było mi strasznie. Potem pokazała nam nasz pokój. Gdy rozpakowałam trochę rzeczy i ułożyłam Klarcię do snu, wyszłam do kuchni.

— Zosiu, wiem, iż nasze relacje dalekie są od ideału. Ale postaraj się mniePo kilku miesiącach Weronika Stanisławówna trzymała mnie za rękę, gdy w sądzie odbieraliśmy decyzję o przyznaniu pełni praw rodzicielskich i stałych alimentów, uśmiechając się przez łzy tak samo jak ja.

Idź do oryginalnego materiału