„Nie mogła opiekować się matką, ale na sąd wciąż ma siłę!”

newsempire24.com 2 tygodni temu

Kiedy byłam małą dziewczynką, moim całym światem była babcia. To ona mnie wychowała, uczyła życia, głaskała po kolanach, gdy się przewróciłam, i przytulała, gdy mama znów znikała w poszukiwaniu „swojego szczęścia”. Mama zawsze była w podróży — raz z jednym mężczyzną, raz z drugim, a na mnie nie starczało jej ani siły, ani chęci. Pojawiała się jak gość: na dzień lub dwa, z paroma zdaniami i obojętnością w oczach, by znów zniknąć.

A babcia… Babcia była wszystkim. Matką, przyjaciółką, opoką. Dawała mi cały swój czas, duszę, ostatni grosz. choćby gdy dorosłam i wyjechałam na studia do Krakowa, babcia pozostawała moim najbliższym człowiekiem. ale los bywa okrutny — niedługo poważnie zachorowała i potrzebowała stałej opieki. Rzuciłam naukę i wróciłam do domu. Pieniędzy brakowało, więc prosiłam o pomoc mamę. Ale w odpowiedzi słyszałam tylko jęki:

— Ja ledwo stoję na nogach… Ciśnienie, serce, stawy… Nie masz pojęcia, jak cierpię. Może choćby dostanę grupę inwalidzką!

Słuchając tego dzień w dzień, nie rozumiałam: po co to mówi, skoro i tak nie pomoże? Babcia, widząc moją bezradność, pewnego wieczoru szepnęła:

— To alibi na przyszłość. Żeby nikt nie zarzucił, iż nie zajmowała się matką. Przecież była „chora” i nie mogła.

I rzeczywiście, mama wciąż wspominała o swojej „niemocie”, ale gdy tylko babcia przepisała na mnie mieszkanie w Warszawie, a kilka lat później odeszła — stało się coś niezwykłego. Mama, nagle pełna sił, zapomniawszy o wszystkich dolegliwościach, ruszyła do sądu. Twierdziła, iż wykorzystałam starość babci, iż była „nieprzytomna”, więc testament i darowiznę trzeba unieważnić. I zaczęło się! Dokumenty, pozwy, rozprawy… Nie pojmowałam, jak ona to ciągnie: przecież niedawno ledwo chodziła, a teraz godzinami biega po urzędach.

Z każdym dniem dziwiłam się coraz bardziej: ile w niej nienawiści i chciwości. Gdzie były te siły, gdy babcia potrzebowała pomocy? Gdzie ta energia, gdy ja, dwudziestoletnia dziewczyna, próbowałam związać koniec z końcem, opiekując się leżącą osobą bez grosza przy duszy? Wtedy tylko płakała przez telefon i wzdychała, jak jej źle. A teraz? Rześka, przebojowa, pełna werwy. Wszystkim opowiada, jak to ją, biedną, pozbawiono dziedzictwa, jak oszukano, zdradzono, zostawiono bez dachu.

Tyle iż ani jednego dnia nie przesiedziała przy babci. Ani jednej nocy nie czuwała przy jej łóżku. Ani jednego leku nie kupiła. Wszystko spadło na mnie. Tylko ja wiedziałam, jak babcia cierpiała, jak zaciśnięte z bólu zęby, jak traciła przytomność, jak prosiła o wodę w środku nocy. Tylko ja słyszałam jej ostatni oddech, trzymałam zimniejące dłonie, płakałam przy jej posłaniu…

Gdy babcia podpisywała dokumenty, spojrzała mi w oczy i powiedziała:

— Nie chcę, żeby twoja matka dostała cokolwiek. Byłaś przy mnie tylko ty. To należy do ciebie. Zasłużyłaś.

Nie chcę zemsty. Nie pragnę wojny. Ale nie pozwolę, choćby własnej matce, deptać woli osoby, która dała mi wszystko. Muszę to obronić — nie dla mieszkania, ale dla pamięci. Dla miłości. Dla sprawiedliwości.

Niech mama skarży się do sądu, opowiada bajki znajomym, gra ofiarę. Ja znam prawdę. I dopóki mam głos — nie oddam go nikomu.

Idź do oryginalnego materiału