— Dziś odwiedzimy Tomka i Kasię, zaprosili nas na kolację — powiedział Andrzej podczas obiadu, choćby nie patrząc na żonę. — Idziemy jutro.
— Może upiekę coś? Szarlotkę? Nie wypada iść z pustymi rękami — zaproponowała Ania.
— Nie trzeba. Kasia świetnie gotuje — machnął ręką mąż. — Weźmy wino i owoce, wystarczy.
Ania skinęła głową, ale w środku coś się w niej zagotowało. Tak, nie była mistrzynią kuchni, czasu też miała mało — mały synek, dom na jej głowie. Ale stara się, gotuje, sprząta. Tylko nikt tego nie widzi.
Kasię znała tylko z jednego przyjęcia firmowego i to przelotnie. A teraz — iść do nich, jakby na komendę, jeszcze z docinkami, iż cudze żony są lepsze.
W sobotni wieczór Ania ubrała się elegancko, uczesała — w końcu miło wyjść między ludzi. Zostawili synka babci i pojechali.
Mieszkanie Kasi i Tomka było naprawdę perfekcyjne. Wszędzie czysto, przytulnie, pachniało pieczonym kurczakiem i świeżym ciastem. Ania rozglądała się ukradkiem — przecież oni też mieli dziecko, ale ani jednej zabawki, ani okruszka na podłodze. A Kasia wyglądała, jakby wyszła prosto z salonu piękności.
— U was tak przyjemnie! — powiedziała grzecznie Ania.
— I czysto — dodał Andrzej. — Nie to, co u nas. Aniu, może weźmiesz przykład?
Wszyscy się zaśmiali, tylko nie Ania. Zabolalo ją to. Zgasiła uśmiech i zacisnęła usta. Chciała wyjść od razu, ale grzeczność nie pozwalała.
Przy stole rozmowa toczyła się swobodnie, aż Andrzej zaczął zachwycać się Kasią: gotuje, świetnie wygląda, choćby koszule mężowi prasuje.
— Oto żona! — wykrzyknął. — Taką bym chciał!
— A ja? — nie wytrzymała Ania.
— No co ty, też jesteś… tylko Kasia to wzór. Nie bierz tego do siebie.
Ania wstała i poszła do łazienki. Zamknęła się i rozpłakała. Porównuje ją. Upokarza. A ona — wszystko dla niego.
Wróciła do stołu, udając, iż wszystko w porządku.
Ale wtedy odezwała się sama Kasia.
— Andrzej, skoro tak podziwiasz, jak wyglądam, może weź przykład z Tomka. On zajmuje się synkiem, gdy ja chodzę na siłownię, do kosmetyczki albo na zakupy. A ty zostawiasz Anię samą i jeszcze narzekasz?
Andrzej się zmieszał, ale próbował żartować:
— No… nie każdy może być taki idealny.
— Ania też byłaby idealna, gdyby nie dźwigała wszystkiego sama — nie ustępowała Kasia. — Może gdybyś choć czasem pomógł, mielibyście porządek, a ona miałaby siłę dla siebie.
— Co to, spiknęliście się na mnie? — warknął Andrzej. — Ja tylko ją pochwaliłem!
— Nie, upokorzyłeś żonę. Przez cały czas. A komplementy dla Kasi to nie powód, by Anię zawstydzać — ostro powiedział Tomek. — choćby nie rozumiesz, jak jej ciężko było tego słuchać.
— Ania, powiedz im! — zwrócił się do żony Andrzej. — Wytłumacz, iż wszystko gra.
Spojrzała na niego. Uśmiechnęła się, ale oczy miała puste.
— Nie, Andrzeju. Nic nie gra. Upokarzasz mnie. Systematycznie. Jestem zmęczona.
— Więc teraz i ty przeciwko mnie?! — syknął. — Chodźmy stąd. Wstyd i hańba.
— Jak coś, dzwoń — szepnęła Kasia, gdy Ania się żegnała.
W taksówce Andrzej zaczął krzyczeć. W domu kontynuował. Już z oskarżeniami: „Oni cię podpuszczają! U nas przecież było dobrze!”
Ale Ania nie krzyczała. Nie tłumaczyła się. Po prostu szykowała się do jutra — do dnia, kiedy złoży pozew o rozwód.
Miesiąc później już pracowała. Syn dostał się do przedszkola. W końcu odetchnęła. Zrobiło się lżej. Nikt nie porównuje. Nikt nie wyrzuca. I już nie boi się ciszy w mieszkaniu. Cisza to nie pustka, tylko wolność.
Dziś wiem, iż czasem jedno słowo może otworzyć oczy. Albo zamknąć drzwi na zawsze.