Nie ma swojego, więc rzuciła się na cudzy? Przyjaciółko, już nigdy więcej nie pojawiaj się w moim domu!

newskey24.com 22 godzin temu

**Adaptacja kulturowa do Polski:**

— Własnego faceta nie masz, to się rzucasz na cudzego? Tak się nazywasz przyjaciółką? Żebym ja cię więcej w swoim domu nie widziała! — warknęła Kasia.

Wysiadać z autobusu nie miała ochoty. Dominika mieszkała w nowej dzielnicy, gdzie komunikacja miejska jeszcze nie docierała. Od przystanku do domu było kawał drogi, a do tego taka pogoda. No cóż, zajdzie po drodze do sklepu. Mieli otworzyć w sąsiednim bloku, ale kiedy to będzie? Trzeba teraz płacić za wczorajsze lenistwo — lodówka świeciła pustkami.

Dominika wyszła z autobusu i zanim zdążyła zrobić dwa kroki, podmuch wiatru zerwał jej kaptur i cisnął w twarz kosmyk włosów zmieszany z lodowatymi grudkami śniegu. Wiatr zdawał się wiać ze wszystkich stron naraz, uparcie próbując oślepić ją śniegiem.

Naciągnęła kaptur głębiej na twarz i ruszyła, przytrzymując go ręką pod brodą, zgarbiona jak staruszka. Tuż przed sklepem omal nie przeszła w bieg, tak bardzo chciała schronić się przed wichurą.

Wreszcie drzwi zamknęły się za nią, a Dominika znalazła się w względnej ciszy sklepu. Odrzuciła kaptur i potrząsnęła głową, prostując zmierzwione włosy. Wzięła koszyk i ruszyła między regałami. Brała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, żeby zmieściły się w jednej reklamówce — resztę kupi jutro. W końcu trzeba było jeszcze wracać do domu, a jedną ręką musiała przytrzymywać kaptur.

Zauważyła przed sobą młodą kobietę z wózkiem, za którego trzymał się sześcioletni chłopiec w grubym kombinezonie, wyglądający jak mały kosmonauta. Kobieta jedną ręką pchała wózek, w drugiej trzymając koszyk z zakupami. Szli wolno, nie dało się ich wyprzedzić. Dominika skręciła w następną alejkę. Wzięła butelkę mleka i ruszyła w stronę piekarni.

I znów przed sobą ujrzała tę samą kobietę z wózkiem. Dominika chciała wyminąć ją bokiem, gdy nagle z wózka wypadła mała pluszowa zabawka. Podniosła ją.

— Proszę czekać, pani coś upuściła! — zawołała.

Kobieta zatrzymała się i obejrzała.

— To… — Dominika podała zabawkę i w tym momencie rozpoznała w niej swoją dawną szkolną koleżankę. — Kasia! — wykrzyknęła radośnie.

— Dominika! — ucieszyła się Katarzyna.

— Idę sobie i myślę: jaka dzielna kobieta w taką pogodę ciągnie dzieci do sklepu — powiedziała Dominika.

— Mieszkamy w tym samym bloku. Wpadłam po mleko i kaszkę, bo skończyła się. Chciałam gwałtownie sama skoczyć, ale Julka rozkaprysiła się, a Kuba nie dałby rady. No i wszyscy poszliśmy.

Na języku Dominiki zawisło pytanie o męża, ale w porę się powstrzymała. Nie wypada od razu wypytywać. Pewnie jeszcze w pracy.

— Mój pomocnik — z dumą wskazała Katarzyna na chłopca, który obojętnie przyglądał się paczkom ciastek.

— Ile ma lat?

— Sześć. Jesienią idzie do szkoły.

— Chodźmy już, chcę dokończyć bajkę — mruknął Kuba, patrząc na matkę wymownie.

— Poczekaj chwilę — odparła stanowczo Kasia. — Przepraszam, Dominika, widzisz, nie należę do siebie. Słuchaj, zapisz mój numer i adres.

Dominika pośpiesznie sięgnęła po telefon.

— Zadzwoń do mnie wieczorem, pogadamy. Dzieci zwykle śpią od dziesiątej — Kasia ruszyła w stronę kasy.

— Czekaj, a zabawka? — zawołała za nią Dominika.

Katarzyna szepnęła coś do syna. Kuba podbiegł, zabrał różowego króliczka i wrócił do matki. Kasia skinęła głową Dominice i odeszła, robiąc synowi wyrzuty, iż nie podziękował.

*„No proszę, nigdy bym nie pomyślała, iż Kasia będzie miała dwoje dzieci. Jak ona daje radę? Ja bym się nie odważyła wyjść z dziećmi w taką zamieć”* — myślała Dominika, stojąc w kolejce do kasy.

*„Właśnie dlatego nie masz ani męża, ani dzieci”* — odpowiedział jej wewnętrzny głos.

W domu Dominika usmażyła jajecznicę. Nie miała ochoty na bardziej skomplikowane danie. I tak było już za późno na obfity posiłek. Czekając, aż zagotuje się woda w czajniku, przyglądała się swojej nowej kuchni. Kupiła mieszkanie pół roku temu i bardzo się tym chwaliła.

W pokoju stały tylko szafa, telewizor i kanapa, przez co wydawał się pusty i nieprzytulny. Ale kuchnię urządziła od razu. Kuchnia to serce domu. Tu spędzała większość czasu. Teraz wpadała tu tylko na chwilę, gotowała coś prostego i wracała przed telewizor. Ale kiedyś będzie miała rodzinę — męża, dzieci. I stanie się taką samą „kurą domową” jak Kasia. Dominika westchnęła.

W matowej, kremowej powierzchni mebli odbijało się światło żyrandola. Czajnik zagwizdał, Dominika zerwała się, by go wyłączyć. Po kolacji zaniosła naczynia do zlewu. Stanęła przy oknie, patrząc na migające w ciemności światła samochodów, podobne do świątecznych lampek. W oknach sąsiednich bloków świeciły się prostokąty — ludzie siedzieli przy stole, jedli kolację, rozmawiali. Może ktoś teraz też patrzy przez okno i myśli to samo?

Przypomniała sobie Kasię. *„Ona pewnie nie ma czasu tak stać. Dwoje dzieci. A zawsze mówiła, iż będzie miała jedno albo wcale.”*

— „Nie zamierzam marnować najlepszych lat na niewdzięczne dzieci, które wyrosną i odejdą, a ja zostanę sama. Nie, będę żyć pełnią życia. Niech inni się rozmnażają” — mówiła Kasia w liceum.

Dominika wtedy się z nią sprzeczała, twierdząc, iż dzieci to sens życia.

— „No to sobie rób, ile chcesz” — odparła Kasia.

Dominika mieszkała tylko z matką. Zmarła rok temu. Ojciec żył gdzieś daleko, z nową rodziną. Gdyby miała rodzeństwo, nie byłoby tak samotnie. Każdy marzy o tym, czego mu brakuje.

Ona zawsze chciała dużej rodziny, a została zupełnie sama. Kasia miała rodziców i dwóch braci. Była najstarsza. Może dlatego nie marzyła o dzieciach — miała dosyć opieki nad młodszymi?

*„Jakbyśmy nie marzyli, wychodzi na odwrót. Widocznie programu, który ktoś w nas zapisał, nie oszukamy.”* Domin*„Może kiedyś i Kasia zrozumie, iż warto walczyć o swoje szczęście, ale na razie musi sama znaleźć swoją drogę”* — pomyślała Dominika, tuląc się do swojego męża i patrząc, jak pierwsze promienie słońca padają na ich śpiące dziecko.

Idź do oryginalnego materiału