Nie ma swojego, to obcego się czepiasz? Przyjaciółka, której nie chcę w moim domu!

twojacena.pl 22 godzin temu

– Własnego faceta nie masz, to się na cudzego rzucasz? Przyjaciółka, nie ma co. Żebyś więcej w moim domu nóg nie postawiła! – ze złością powiedziała Weronika.

Wysiadać z autobusu nie miała ochoty. Ola mieszkała na osiedlu nowych bloków, gdzie komunikacja miejska jeszcze nie docierała. Od przystanku do domu było daleko, a na dodatek w taką pogodę. No cóż, wstąpi po drodze do sklepu. Mieli obiecać otwarcie w sąsiednim budynku, ale kiedy to będzie. Trzeba zapłacić za wczorajsze lenistwo – lodówka stała prawie pusta.

Ola wysiadła z autobusu i zanim zdążyła zrobić dwa kroki, podmuch wiatru zerwał jej kaptur, cisnął w twarz kosmyk włosów wraz z garścią ostrego, mroźnego śniegu. Wydawało się, iż wiatr dmie równocześnie ze wszystkich stron, próbując zasypać jej oczy.

Ola naciągnęła kaptur głębiej na twarz, szła, przytrzymując go ręką pod brodą, zgarbiona, jak staruszka. Tuż przed sklepem niemal poderwała się do biegu – tak bardzo chciała schować się przed wiatrem.

W końcu za nią zatrzasnęły się drzwi, a Ola znalazła się w względnej ciszy sklepowej hali. Odsunęła kaptur, potrząsnęła głową, prostując rozczochrane włosy. Wzięła koszyk i ruszyła między regałami. Brała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, by zmieściły się w jednej torbie – resztę kupi jutro. Jeszcze trzeba wrócić do domu, a jedna ręka musi być wolna, by przytrzymywać kaptur.

Zauważyła przed sobą młodą kobietę z wózkiem, za którego trzymał się sześcioletni chłopiec, wyglądający jak astronauta w grubym kombinezonie. Kobieta jedną ręką pchała wózek, w drugiej trzymała koszyk z zakupami. Szli powoli, nie dało się ich wyminąć. Ola skręciła w inną alejkę. Wybrała butelkę mleka i podeszła do działu z pieczywem.

I znów zobaczyła przed sobą tę samą kobietę z wózkiem. Ola chciała skręcić w bok, gdy nagle z wózka wypadła mała, pluszowa zabawka. Podniosła ją.

– Proszę chwilę, pani coś zgubiła! – zawołała.

Kobieta zatrzymała się i odwróciła.

– Proszę… – Ola podała zabawkę i nagle rozpoznała w kobiecie swoją dawną koleżankę ze szkoły. – Weronika! – wykrzyknęła radośnie i ze zdziwieniem.

– Olka! – ucieszyła się Weronika.

– Idę i myślę: jaka desperatka w taką pogodę wychodzi z dziećmi na zakupy – powiedziała Ola.

– Mieszkam w tym samym bloku. Wpadłam, bo zabrakło mleka i kaszy manny. Chciałam gwałtownie wyjść sama, ale Zosia zaczęła marudzić, a Jakub nie daje sobie z nią rady. No i musieliśmy iść razem.

Na języku Oli pojawiło się pytanie o męża, ale w porę się powstrzymała. Niewygodnie od razu pytać. Pewnie jeszcze pracuje.

Spojrzała na chłopca. Obojętnie przyglądał się opakowaniom ciastek.

– Mój pomocnik – z dumą powiedziała Weronika.

– Ile ma lat?

– Sześć. We wrześniu Jakub idzie do szkoły.

– Chodźmy do domu, chcę dokończyć bajkę – powiedział niechętnie Jakub, patrząc wymuszająco na matkę.

– Poczekaj chwilę, zaraz idziemy – stanowczo odparła Weronika. – Przepraszam, Olu, widzisz, nie należę do siebie. Słuchaj, zapisz mój adres i numer telefonu.

Ola pospiesznie sięgnęła po telefon.

– Koniecznie do mnie zadzwoń, pogadamy. Dzieci zwykle śpią przed dziesiątą – powiedziała Weronika, kierując się w stronę kasy.

– Czekaj, a zabawka? – zawołała za nią Ola.

Weronika coś szepnęła do syna. Jakub podbiegł, zabrał od Oli różowego króliczka i wrócił do matki. Weronika skinęła głową i poszła dalej, strofując syna, iż nie podziękował.

„Niesamowite, nigdy bym nie pomyślała, iż Weronika będzie miała dwoje dzieci. Jak ona daje radę? Ja bym się nie odważyła wyjść w zamieć” – myślała Ola, stojąc w kolejce do kasy.

„Dlatego nie masz ani męża, ani dzieci” – odezwał się w niej głos.

W domu Ola usmażyła jajecznicę – nie miała ochoty na nic bardziej skomplikowanego. Zresztą na obfity obiad było już za późno. Czekając, aż zagotuje się woda w czajniku, przyglądała się swojej nowej kuchni. Mieszkanie kupiła pół roku temu i była z tego bardzo dumna.

W pokoju stały tylko szafa, telewizor i kanapa, przez co wydawał się pusty i niefunkcjonalny. Za to kuchnię urządziła od razu. Kuchnia to dla kobiety najważniejsze miejsce. Tu spędza większość czasu. Teraz Ola tylko wpadała tu, by gwałtownie coś przygotować i zjeść przed telewizorem. Ale kiedyś będzie miała rodzinę – męża, dzieci. I stanie się taką gospodynią jak Weronika. Ola westchnęła.

W matowej, kremowej powierzchni mebli odbijało się światło lampy. Czajnik zagwizdał, a Ola zerwała się, by go wyłączyć. Po kolacji zaniosła naczynia do kuchni. Stanęła przy oknie, patrząc na przesuwające się w ciemności światła samochodów, przypominające świąteczne girlandy. W pobliskich blokach świeciły się oświetlone okna. Ludzie siedzieli razem przy stole, jedząc, rozmawiając. Może ktoś teraz też patrzy przez okno i myśli o tym samym.

Ola przypomniała sobie Weronikę. Pewnie nie ma czasu w takie chwile. Dwoje dzieci. A zawsze mówiła, iż będzie miała tylko jedno albo wcale.

„Nie zamierzam tracić najlepszych lat na niewdzięczne dzieci, które wyrosną i zostawią mnie samą na starość. Nie, będę żyć pełnią życia. Niech inni się rozmnażają” – mawiała Weronika w liceum.

Ola wtedy się sprzeciwiła, mówiąc, iż dzieci to nasza kontynuacja, sens życia.

„No to sobie rób” – odpowiedziała Weronika.

Ola mieszkała tylko z matką. Zmarła rok temu. Ojciec żył gdzieś daleko, z nową rodziną. Gdyby miała brata lub siostrę, nie byłoby tak samotnie. Tak, każdy pragnie tego, czego nigdy nie miał.

Ola wychowała się w niepełnej rodzinie i marzyła o rodzeństwie, potem o dzieciach. A teraz została zupełnie sama. Weronika miała mamę, tatę i dwóch braci. Była najstarsza. Może dlatego nie chciała dzieci – miała już dość nI wtedy zrozumiała, iż szczęście można znaleźć choćby w najmniej oczekiwanych momentach, jeżeli tylko ma się odwagę otworzyć na to, co przynosi życie.

Idź do oryginalnego materiału