– Własnego faceta nie masz, to się rzucasz na cudzego? Przyjaciółka, nie ma co. Żebym twojej nogi w moim domu więcej nie było! – warknęła Kasia, głos pełen goryczy.
Wysiąść z autobusu nie miała ochoty. Ania mieszkała na osiedlu nowych bloków, gdzie jeszcze nie docierała komunikacja miejska. Od przystanku do domu było kawał drogi, a do tego taka pogoda. Trudno, przynajmniej wstąpi do sklepu. Mieli otworzyć w sąsiednim bloku, ale kiedy to będzie? Teraz musi płacić za wczorajsze lenistwo – lodówka prawie pusta.
Ania wysiadła i nie zdążyła zrobić dwóch kroków, gdy podmuch wiatru zerwał jej kaptur i cisnął w twarz kosmyk włosów zmieszany z ostrym, mroźnym śniegiem. Wiał ze wszystkich stron naraz, jakby specjalnie chciał oślepić.
Przygarbiła się, przytrzymując kaptur pod brodź, sunęła powoli, pochylona jak staruszka. Tuż przed sklepem niemal pobiegła – tak bardzo chciała schronić się przed wichurą.
W końcu drzwi zatrzasnęły się za nią, a Ania znalazła się w względnej ciszy sklepu. Odrzuciła kaptur, potrząsając rozwichrzonymi włosami. Wzięła koszyk i ruszyła między półkami. Brała tylko to, co najpotrzebniejsze, aby zmieściło się w jednej torbie. Resztę kupi jutro. Przecież jeszcze musi wracać do domu, a jedną ręką musi przytrzymywać kaptur.
Zauważyła przed sobą młodą kobietę z wózkiem, za który trzymał się chłopczyk w grubym kombinezonie, wyglądający jak mały astronauta. Kobieta pchała wózek jedną ręką, w drugiej niosąc koszyk. Szli wolno, nie dało się ich wyminąć. Ania skręciła w inną alejkę. Wybrała mleko i ruszyła do działu z pieczywem.
I znów przed sobą zobaczyła tę samą kobietę. Chciała wyminąć ją innym przejściem, gdy nagle z wózka wypadła pluszowa zabawka. Ania podniosła ją.
– Proszę pani, zgubiłaś! – zawołała.
Kobieta zatrzymała się i odwróciła.
– Macie… – Ania wyciągnęła zabawkę i wtedy rozpoznała w niej swoją dawną koleżankę ze szkoły. – Kasia! – wykrzyknęła radośnie.
– Anka! – uśmiechnęła się Katarzyna.
– Idę i myślę, jaka zdeterminowana kobieta w taką pogodę zabiera dzieci do sklepu – powiedziała Ania.
– Mieszkam w tym bloku. Wyszłam po mleko, a skończyło się, kasza też. Chciałam szybko, sama, ale Ola się rozpłakała, Jacek sobie nie poradził. No i wszyscy razem wyszliśmy.
Na języku Ani zawisło pytanie o męża, ale na czas się powstrzymała. Nie wypada tak od razu wypytywać. Pewnie jeszcze w pracy.
Spojrzała na chłopca. Nudził się, oglądając paczki z ciastkami.
– Mój pomocnik – z dumą powiedziała Katarzyna.
– Ile ma lat?
– Sześć. We wrześniu idzie do szkoły.
– Chodźmy już, chcę skończyć bajkę – mrukliwie powiedział Jacek, patrząc na matkę wymuszająco.
– Poczekaj chwilę – surowo rzuciła Kasia. – Przepraszam, Anka, widzisz, nie należy mi się ani chwila. Słuchaj, zapisz mój numer.
Ania pospiesznie sięgnęła po komórkę.
– Zadzwoń, pogadamy. Dzieci zwykle śpią od dziesiątej – powiedziała Katarzyna, kierując się ku kasie.
– Czekaj, a zabawkę? – przywołała ją Ania.
Kasia coś powiedziała do syna, Jacek podbiegł, zabrał różowego króliczka i wrócił do matki. Kasia skinęła głową i poszła dalej, upominając chłopca, iż nie podziękował.
„Nie do wiary, nigdy bym nie pomyślała, iż Kasia będzie miała dwoje dzieci. Jak ona to ogarnia? Ja bym nie wyszła w taką zamieć” – myślała Ania, stojąc w kolejce.
„Dlatego nie masz ani męża, ani dzieci” – odpowiedział jej wewnętrzny głos.
W domu Ania usmażyła jajecznicę. Nie miała ochoty na coś bardziej skomplikowanego. I tak już późno na obfity posiłek. Czekając na wrzątek w czajniku, przyglądała się swojej nowej kuchni. Kupiła mieszkanie pół roku temu i była z siebie dumna.
W pokoju stały tylko szafa, telewizor i kanapa, przez co wyglądał pusty i nieprzytulny. Ale kuchnię urządziła od razu. Kuchnia to dla kobiety najważniejsze miejsce. Tu spędza większość czasu. Teraz tylko wpadała, by coś gwałtownie przygotować, i uciekała przed telewizor. Ale kiedyś będzie miała rodzinę, męża, dzieci. I stanie się taką samą „kurą domową” jak Kasia. Ania westchnęła.
W matowej, kremowej powierzchni mebli odbijało się światło żyrandola. Czajnik zagwizdał, a Ania poderwała się, by go wyłączyć. Po kolacji zaniosła naczynia do zlewu. Stanęła przy oknie, patrząc na migające śW tę samą noc, kiedy pierwszy płatek śniegu upadł na jej dłoń, zrozumiała, iż czas przestać tylko czekać i zacząć żyć naprawdę.