**Nie ma czego żałować**
Siedzieliśmy na bulwarze i patrzyliśmy, jak kaczki łapią w locie kawałki bułki rzucane przez dzieci. Sesja za nami, przed nami dwa miesiące wolności – ani zajęć, ani nudnych wykładów, ani wyczerpujących egzaminów.
— Co zamierzasz robić? — spytał chłopak, nie odrywając wzroku od srebrzystej ścieżki na wodzie.
— Będę się wysypiać, czytać, spacerować… — odpowiedziała dziewczyna bez zastanowienia, jak wyuczoną lekcję. — A ty? Jedziesz do domu? — zapytała nagle smutniejąc, z niepokojem patrząc na niego.
— Nie. Wiesz, zawsze marzyłem o morzu. Wyobraź sobie, nigdy tam nie byłem. Koledzy wracali opaleni, chwalili się muszlami, opowiadali o delfinach i meduzach, a ja… Rodzice nigdy nie mali pieniędzy. A kiedy mama umarła, nie było już czasu w marzenia.
— My jeździliśmy co roku do Trójmiasta, kiedy jeszcze mieszkał z nami tata — powiedziała zamyślona, patrząc gdzieś w dal, jakby widziała tam swoje szczęśliwe przeszłe życie. — A skąd u ciebie pieniądze? — wróciła do rzeczywistości.
— Nie mam, ale mogę pożyczyć.
— Od kogo? Połowa naszych znajomych już w drodze do domu, a druga połowa świętuje koniec sesji za resztki stypendium. I jak potem oddasz? — Kinga spojrzała z wyrzutem na jego piękny profil.
— Wystarczy tro— Może pożyczę od wujka w Warszawie — szepnął, a w jego spojrzeniu pojawiła się iskra nadziei, która nagle przygasła, gdy Kinga pokręciła głową i powiedziała: — Wiesz, iż to tylko marzenia, a morze nie ucieknie.