*Dziennik osobisty*
Nie mogę uwierzyć, iż dziecko może odtrącić własną matkę…
Pewnego ranka wyjrzałam na podwórko i zobaczyłam u sąsiadki starszą kobietę. Siedziała zgarbiona pod markizą na ławeczce, jakby w końcu uciął ją sen na świeżym powietrzu. Byłam zaskoczona, bo moja sąsiadka, pani Irena, nie miała bliskich. Nigdy nie doczekała się dzieci z mężem, który zmarł rok temu po ciężkim leczeniu. Oczywiście, była zgnębiona i samotna. Nie na tyle stara, by tracić nadzieję, ale wystarczająco, by czuć ciężkość dni.
Postanowiłam podejść, dowiedzieć się czegoś o tej obcej kobiecie. Starsza pani była kulturalna, ale małomówna. Sąsiadka wyjawiła mi później, iż jest zdruzgotana. Syn odsunął się od pani Bronisławy, więc lepiej jej nie dokuczać pytaniami.
Całe życie grała w filharmonii. Jej mąż, profesor uniwersytecki, prowadził wykłady. Wiedziała o jego romansach ze studentkami, ale nie robiła scen, by nie rozbijać rodziny.
Syn i praca pochłaniały jej czas. Dodatkowo udzielała lekcji gry na fortepianie w domu.
Gdy syn dorósł, ożenił się i urodziła mu się córeczka, którą pokochała całym sercem. Wtedy mąż postanowił odejść do innej, ale rozwodu nie chciał.
––––––––––
Syn z żoną rozwijali firmę, więc rzadko ją odwiedzali. Zostawiali jednak wnuczkę pod jej opieką. Starość nadeszła niepostrzeżenie. Aż w końcu męża porzuciła kochanka i wrócił do domu. Przy młodej kobiecie żona wydała mu się zgrzybiała i to go odrzucało. Ciągle szukał kogoś bardziej pełnego życia.
Tymczasem syn kupił duży dom na przedmieściach. Ojciec zaczął go błagać, by zabrał do siebie matkę. Syn się nie sprzeciwiał – jego córka uwielbiała babcię. Ale żona…
Stanowczo odmówiła mieszkania z „jakąś staruchą”. Syn początkowo się wściekł, w końcu to jego matka, więc postanowił, iż zamieszka z nimi.
„Dobrze, ale niech ojciec przepisze mieszkanie na wnuczkę” – zażądała żona. „Na wypadek, gdyby znów znalazł sobie młodszą i nie dostalibyśmy nic.”
By ją udobruchać, syn przekonał ojca, a ten obiecał przekazać mieszkanie wnuczce.
Pani Bronisława musiała się przeprowadzić. Teoretycznie nic złego – zieleń, spokój, rodzina. Jej mąż gwałtownie znalazł kolejną kobietę, ale rozwód znów odkładał.
Żona syna nie ustawała w dręczeniu teściowej. Siedziała w domu i celowo ją upokarzała, krzyczała, aż wnuczka zaczęła się jej przejmować. W końcu pani Bronisława załamała się i zażądała powrotu do swojego mieszkania.
Syn zadzwonił do ojca, ale ten odmówił – sam żył już z nową partnerką. Córka i żona naciskały, by babcię gdzieś „odstawić”. Postanowił więc zawieźć ją do domu opieki. Gdy moja sąsiadka się dowiedziała – okazało się, iż znała ją od lat – zaproponowała, by zabrała staruszkę do siebie. Syn obiecał regularnie pomagać finansowo i prosił, by dzwoniła.
––––––––––
Przywiózł matkę. Podobały mu się warunki. Obiecał częste wizyty. Cóż, zobaczymy. Tak to już jest, gdy ktoś przejmuje odpowiedzialność za cudą rodzinę, od której własna ucieka. Gdzie ma pójść starość? Życie jest jak echo – co wyślesz, to wraca. Rodziców trzeba szanować.
Bądźmy życzliwi. Inaczej i nas ktoś zostawi samych…